Dramatyczny apel Irańczyka do Polaków
Chciałbym pisać spokojnie, ale czyż można w tych dniach zachować spokój i trzymać się tylko chłodnego rozumu?
Jestem Irańczykiem. Widzę zdjęcia ze swojej ojczyzny. Zdjęcia bezbronnych młodych ludzi, chłopców i dziewczyn, pałowanych i zabijanych tylko dlatego, że wyrażają swój prawnie dopuszczalny protest przeciw jaskrawemu sfałszowaniu wyników wyborów. Moi rodacy mają w oczach łzy i nie wiedzą, na kogo mogą liczyć, gdzie szukać schronienia. Piszę tu w imieniu tych milionów Irańczyków, którzy głosowali na Musawiego.
Prosimy was, którzy mienicie się obrońcami praw człowieka, nie uznawajcie ponownej prezydentury Ahmadineżada! Tego człowieka, który z niespotykanym cynizmem, z bezprecedensową arogancją zasiadł podczas debaty telewizyjnej przed Irańczykami i kłamał im w żywe oczy. Który moich nieszczęśliwych rodaków nazwał radosnymi i przedstawił nieprawdziwe dane na temat sytuacji gospodarczej kraju. Człowieka, który potępiał przemoc wobec bezbronnych, kreując się na obrońcę choćby Palestyńczyków, gdy tymczasem jego żołnierze zgotowują nam obecnie na ulicach Teheranu dokładnie taki sam los. Jak mógł naprawdę współczuć Palestyńczykom, skoro teraz nie ma litości dla młodych i starych, ba, nawet dla dzieci z własnego kraju?
Jego żołnierze strzelali do ludzi, którzy nie mieli w rękach nic prócz kartek papieru, piór, torebek. Co ja, Irańczyk, mogę zrobić? Jakie sposoby sprzeciwu pozostały mi jeszcze w tych dniach ognia i krwi, jak mogę pytać, gdzie się podział mój głos?
Przed wyborami nosiłem zawsze coś zielonego, podobnie jak moi rodacy w Iranie, którzy wierzyli w ruch piękny niczym symbolizujący go kolor zielony. Wybierając Mir Hosejna Musawiego chcieliśmy pokazać ludziom na świecie, że jesteśmy narodem, miłującym pokój, że wzdragamy się przed wszelką wojną i nie chcemy stanowić zagrożenia dla żadnego państwa.
Od jakiegoś czasu mieszkam w Polsce. Koło Nowego Roku widziałem, jak w jednym z polskich miast ludzie kupowali na ulicach amerykańskie flagi. Toczyła się wtedy dyskusja na temat planowanej przez Stany Zjednoczone instalacji tarczy antyrakietowej dla obrony przed ewentualnym irańskim atakiem. Oddając nasz zielony głos nadziei na pacyfistycznego kandydata, który nie chce zatargu ani wojny ze światem, my, Irańczycy, pokazaliśmy, że myśl wojny ze światem, z Europą, z Ameryką, jest nam kompletnie obca. Nasza droga jest zielona, nie czerwona.
Ahmadineżad wypowiedział wiele kłamstw na temat Holocaustu. Irańczycy, zwłaszcza ludzie młodzi, dobrze zorientowani i wykształceni, znają prawdę historyczną i nie chcą, by dzieje któregokolwiek kraju były poniewierana. Jedynym sposobem, w jaki mogliśmy pokazać nasz szacunek do historii wszystkich narodów był nasz głos za tym, by Ahmadineżad odszedł.
Dziś jednak rząd Ahmadineżada atakuje młodych i starych zdecydowany nasz głos zdusić. Niech świat wie! Nie liczymy na pomoc żadnego kraju. Wiemy, że ta władza przemocy, która trzyma w rękach broń, wygrała i będzie nami rządzić, ale od piątku 12 czerwca, od pamiętnego dnia wyborów prezydenckich, mamy w sercach gniew i nienawiść. Niech świat wie, że naród irański podjął próbę przekazania wszystkim tego przesłania, iż nie chce wojny. I jeśli ludzie na świecie także nie chcą, by człowiek walczył z człowiekiem, niech dołączą swój głos do naszego głosu i niech nie uznają oficjalnie tego uzurpatorskiego i kłamliwego rządu. Szanując w pełni zdanie tych, którzy w wyborach opowiedzieli się za Mahmudem Ahmadineżadem, ogłaszamy, że nie uważamy Mahmuda Ahmadineżada za prezydenta.
Jest dla nas oczywiste, że nie głosowało na niego więcej niż 20 mln ludzi. Może w chwili obecnej trudno to udowodnić, ale Irańczycy miłują swój kraj, tak że wcześniej czy później historia dowiedzie, że mieliśmy rację i prawda wyjdzie na jaw. Choć z drugiej strony jest tyle dowodów na nadużycia i matactwa elekcyjne, że wystarczy na nie spojrzeć, by jasno zobaczyć, że te wybory były kłamstwem. Najjaskrawszym tego dowodem są ich niedorzeczne wyniki.
Zdaję sobie sprawę z tego, że to wewnętrzne problemy mojego kraju. Ale kiedy oni posuwają się do tak wielkiego oszustwa i doliczają nasze głosy, którzyśmy powiedzieliśmy Ahmadineżadowi „NIE”, do puli jego głosów, potem chcą, żebyśmy fetowali to „zwycięstwo”, a na koniec strzelają na ulicach do protestujących – u kogo mam szukać schronienia? Komu opowiedzieć, co się dzieje w moim Iranie, jak dotrzeć ze swoim sprzeciwem do świata?
Chciałbym teraz być w Iranie i krzyczeć razem z rodakami: „Precz z dyktatorem!”, „Nie oddałem mojego zielonego głosu na twoje czarne imię!”. Ale jestem tu, w Polsce, i moim krzykiem są te oto słowa. Tak jak przemarsze i zgromadzenia moich rodaków odbywają się w ciszy i spokoju, tak też mój list jest niemym krzykiem pisanym po to, by przynajmniej czytający go Polacy wiedzieli, co uważa większość Irańczyków, ta większość, która liczyła ponad 20 mln i która powiedziała Ahmadineżadowi „NIE”.
Tytuł pochodzi od redakcji