Dramat rodziny z Lewina Brzeskiego. Najpierw powódź, potem pożar

Lewin Brzeski to jedna z najbardziej dotkniętych przez powódź miejscowości. Jej mieszkańcy wspierani przez żołnierzy i wolontariuszy, starają się uporządkować swoje domy, zalane przez wielką wodę. Niestety, okazało się, że nie tylko woda, może im zagrażać.

Dramat rodziny z Lewina Brzeskiego. Najpierw powódź, potem pożar (zdjęcie ilustracyjne)
Dramat rodziny z Lewina Brzeskiego. Najpierw powódź, potem pożar (zdjęcie ilustracyjne)
Źródło zdjęć: © PAP | Sławek Pabian
Violetta Baran

Dom pani Krystyny z Lewina Brzeskiego, tak jak wiele innych budynków w tym mieście w woj. opolskim, ucierpiał podczas powodzi. Woda zalała piwnicę, wdarła się na parter. Ślady na ścianach wskazują, że sięgała prawie metra.

Rodzinie z trudem udało się oczyścić znajdujące się na parterze budynku "serce domu", czyli kuchnię. Wtedy też doszło do kolejnego dramatu - pożaru.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.

Pani Krystyna chciała w czajniku zagotować wodę. Niestety, zamiast dolać do niego wody z plastikowej 5-litrowej butelki, wlała płyn do dezynfekcji. Po operacji tętniaka pani Krystyna straciła węch, przez co nie była w stanie wyczuć, że w butelce po wodzie znajdowała się inna ciecz. Butelkę z płynem, bez żadnego oznaczenia jej zawartości, przyniósł z darów mąż kobiety.

Najpierw powódź, potem pożar

Gdy pani Krystyna zobaczyła szybko rozprzestrzeniający się ogień wezwała na pomoc syna, który był z żoną i trzymiesięczną córeczką piętro wyżej. Mężczyzna zbiegł na dół i chciał zalać ogień wodą. Niestety, chwycił tę samą pięciolitrową butelkę z łatwopalną cieczą. Zanim pani Krystyna zdążyła go ostrzec, chlusnął płynem do dezynfekcji na płomienie, podsycając ogień.

- Mieliśmy wielkie szczęście, że ogień nie dosięgnął gazu, bo niewiele brakowało i mogło dojść do wybuchu - relacjonuje w rozmowie z serwisem 24opole.pl syn pani Krystyny.

Pożarowi, który szybko objął całą kuchnię towarzyszył intensywny dym, który zaczął wypełniać cały dom. Strażacy, nie mogąc bezpiecznie przejść przez dom, wynieśli niemowlę po rusztowaniu, które znajdowało się przy budynku. Tą samą drogą ewakuowali też jego matkę.

- Nie mogę uwierzyć, że w ciągu kilku dni najpierw zalało nam kuchnię, a później spaliło. To się wydaje niemożliwe - mówi serwisowi 24opole.pl zrozpaczona pani Krystyna.

Źródło: 24opole.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (16)