To były jego ostatnie chwile
Woodroof rozpoczął swój proceder, żeby pomóc sobie i tysiącom innych zarażonych, którzy chcieli przeżyć jeszcze kilka dni, tydzień, miesiąc... Obwiniał amerykański rząd i firmy farmaceutyczne o to, że zarabiają na dramacie śmiertelnie chorych, celowo ograniczając dostępność leków na AIDS na rynku. W odpowiedzi słyszał, że to, co robi to rosyjska ruletka, a chorzy igrają z niebezpiecznymi lekami, co może mieć dla nich tragiczne skutki. W rozmowie z Minutaglio Woodroof pośrednio przyznawał się do winy: "Nie rozumiem, jak coś może być bardziej toksyczne niż sam HIV. Brałem już takie leki, które prawie mnie zabiły i będę to robić dalej". Nie ulega wątpliwości jednak, że Woodroof wygrał kilka lat życia, co w tamtych czasach były czymś niesłychanym.
Dziennikarz idąc na spotkanie z Woodroofem spodziewał się zobaczyć bandziora czy przywódcę motocyklowego gangu - tak sobie wyobrażał przemytnika - tymczasem okazało się, że naprzeciw niego siedział mężczyzna w garniturze, białej koszuli i krawacie. Opowiadał mu o przestępstwach, które popełniał, a które wynikały z desperacji. Był dynamiczny i żwawy, ale przede wszystkim pełen gniewu. Dziennikarz był zaskoczony jego otwartością, ale później zrozumiał, że jego rozmówca nie miał już nic do stracenia - były to jego ostatnie chwile. Woodroof zmarł niedługo po ukazaniu się artykułu. Wcześniej zdążył się z nim spotkać scenarzysta Craig Borten. Na kanwie prowadzonych przez trzy dni rozmów z Woodroofem napisał scenariusz, który po 20 latach doczekał się przeniesienia na ekran. W 2013 r. wraz z Melisą Wallack otrzymał za niego nominację do Oskara.