Dr Sergiusz Trzeciak i prof. Kazimierz Kik o powakacyjnym wystąpieniu premiera
Pierwsze po wakacjach posiedzenie sejmu zainaugurowało wystąpienie Donalda Tuska. Premier mówił o planach rządu na 2015 r. Dr Sergiusz Trzeciak, specjalista ds. marketingu politycznego i wizerunku publicznego, autor książki "Drzewo kampanii wyborczej. Czyli jak wygrać wybory" nie ma złudzeń, że to "expose" rozpoczęło kampanię przed wyborami do samorządu, a premier za cenę drobnych obietnic, czyli przysłowiowej kiełbasy wyborczej, kupuje nim poparcie dla PO. W opinii prof. Kazimierza Kika w przemówieniu dominowała socjotechnika.
27.08.2014 | aktual.: 27.08.2014 14:24
W swojej narracji premier starał się przekonać obywateli, że miliardy euro z funduszy unijnych, które uzyskał nasz kraj to zasługa rządu PO, tak samo jak ich właściwe zagospodarowane. Ekspert wskazuje jednak, że mimo wysiłków, premier może nie poradzić sobie z problemem spadającej wiarygodności. - Stosowane przez niego zabiegi, tak skuteczne jeszcze kilka miesięcy temu, w tej chwili nie działają, bo coraz mniej Polaków mu ufa, co znajduje odbicie w sondażach. Premier, który wcześniej był głównym atutem rządu, w tej chwili stanowi dla niego i całej PO poważne obciążenie - zwraca uwagę. Jak wskazuje dr Trzeciak, PO cały czas jest w defensywie. Nie walczy już o pozyskanie nowych wyborców, ale próbuje zapobiec odpływowi elektoratu.
W opinii politologa prof. Kazimierza Kika w przemówieniu Tuska dominowała socjotechnika. Premier swoim wystąpieniem "zaznaczył teren". Pospieszył jako pierwszy w kampanii z obietnicami, z których większość już dobrze znamy. Adresatem jego słów jest elektorat socjalny, głównie wyborcy PiS. - Jedyne konkrety padły pod adresem emerytów i rodzin wielodzietnych. Zamiast chwalić się kwotą 36 zł, którą emeryci codziennie muszą przeznaczyć na lekarstwa, lepiej było jednak skromnie zamilczeć - mówi. - Potrzebny jest dzisiaj pozytywny odbiór dobrych chęci PO w elektoracie socjalnym. Nie sądzę jednak, żeby to zadziałało, bo to nie pierwsza obietnica i wyborcy stracili słuch na tego typu "dźwięki" - dodaje.
Jak mówi prof. Kik, wyborcy będą raczej zawiedzeni, bo Tusk zaoferował im "ochłapy". - To wystąpienie nie było w najmniejszym stopniu przełomowe, nie było w nim ani jednej naprawdę istotnej dla któregoś z sektorów polskiego społeczeństwa informacji. Premier nie ma żadnego pomysłu na przyspieszenie rozwoju gospodarczego, zwiększenie liczby miejsc pracy, zniechęcenie rodaków do wyjeżdżania za granicę. Mówił tylko, że z tego małego torciku wykroi coś dla tych, których jest najwięcej przy urnach - mówi politolog.
- To próba zniekształcenia rzeczywistości. Tak jak wybory do PE nie mówiły nic o sprawach europejskich, tak samo teraz nie ma mowy o problemach samorządności i społecznościach lokalnych. Bo w jaki sposób samorządy wybrane w listopadzie miałyby partycypować w realizacji zapowiedzi Tuska? - pyta retorycznie. I dodaje: - Tusk nie ma nic do powiedzenia samorządowcom poza jednym: głosujcie na nas, patrzcie jacy jesteśmy piękni.
Zaufanie do Tuska i PO potężnie nadszarpnęła afera taśmowa, której echa nadal będą osłabiać PO. - Większość opinii publicznej oburzyły wysokie rachunki, jakie członkowie elity władzy płacili w restauracjach i ich rynsztokowy język, a nie szczegóły ustaleń pomiędzy Sienkiewiczem i Belką. Rządowi w dużym stopniu zależało na tym, żeby tę aferę sprowadzić do tego poziomu, ale utrwalenie w świadomości społecznej przekonania, że władza żyje ponad stan, bardzo negatywnie odbiło się na jego notowaniach - komentuje dr Trzeciak.
Odnosząc się do słów premiera o tym, że w 2015 r. nie zostaną zwiększone wydatki na obronę, ale zostaną one utrzymane na poziomie tegorocznym, specjalista ds. marketingu politycznego wskazuje na rozbieżność między stanowiskiem rządu a prezydenta. Bronisław Komorowski zapowiedział w czerwcu, że będzie dążył do zwiększenia nakładów na Siły Zbrojne RP do wysokości 2 proc. PKB. - To i tak symboliczne zwiększenie wydatków na obronność, a okazuje się, że nawet to nie będzie realizowane. Za deklaracjami powinny iść szybkie i konkretne działania, a tymczasem mamy do czynienia z krótkofalową kalkulacją, aby do wyborów - komentuje.
Zapytany o to, jak w kampanii rozegrana zostanie sprawa komisji dot. WSI, dr Trzeciak stwierdza, że PO opowiadając się za powołaniem komisji śledczej podejmuje duże ryzyko. - Dla wielu wyborców będzie ewidentne, że to próba przykrycia Macierewiczem afery taśmowej. Premier, który jeszcze kilka miesięcy temu wypowiadał się - delikatnie mówiąc - sceptycznie wobec tej idei, bo miał świadomość ryzyka politycznego, teraz idzie va banque. Mam wątpliwości, czy to będzie skuteczne, ale wiele zależy od przebiegu prac komisji. Być może Donald Tusk wyszedł z założenia, że nie ma nic do stracenia i musi podjąć to ryzyko - konkluduje.
Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska