Dowódca WOT wyjaśnia, po co Polsce "terytorialsi". Gen. Kukuła nie chce partyzantów ani specjalsów-amatorów
Żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej wspierali "czerwone berety" podczas ćwiczeniowego ataku na lotnisko w Szymanach. Dowódca WOT gen. Wiesław Kukuła mówi o znaczeniu "terytorialsów" dla obronności kraju i o "docieraniu się" współpracy z wojskami operacyjnymi.
Jarosław Kociszewski, Wirtualna Polska: Jak wygląda współpraca, podział kompetencji pomiędzy obroną terytorialną a wojskami operacyjnymi, na przykład tu w Szymanach i w czasie ćwiczeń Dragon-17?
Generał Wiesław Kukuła: Podział kompetencji wynika z przyjętych i programowanych przez nas założeń. Musimy jednak bardzo poważnie traktować czynnik czasu. Jesteśmy młodą formacją – jako Rodzaj Sił Zbrojnych funkcjonujemy od stycznia bieżącego roku. Szkolenie żołnierzy Terytorialnej Służby Wojskowej rozpoczęliśmy w maju. To główne czynniki określające nasze zaangażowanie w to ćwiczenie i ramy współpracy. Muszę podziękować generałowi Jarosławowi Mice – który umożliwił WOT udział w ćwiczeniu. Tu, w Szymanach, realizujemy praktyczne scenariusze taktyczne. W innych miejscach weryfikujemy założenia modelu dowodzenia WOT w operacji narodowej i sojuszniczej, a także jego integrację z wybranymi organami dowodzenia Sił Zbrojnych.
Opowiem panu, co zauważyłem nawet tutaj, na lotnisku. Za stronę organizacyjną odpowiadają żołnierze WOT, 6 Brygada Powietrznodesantowa, ale także władze lotniska. Każdy z nich ma trochę inne polecenia i cele, a rezultatem jest wkradający się chaos. Tak wygląda praktyka współdziałania na najniższym, możliwym szczeblu.
Dotyka pan bardzo ciekawej sprawy. Z mojej perspektywy tak to wygląda, bo w Województwie Warmińsko-Mazurskim nie ma jeszcze rozwiniętej Brygady Obrony Terytorialnej. Kiedy ona zacznie funkcjonować i osiągnie zdolność operacyjną, to na tym terenie będzie jeden "wojskowy gospodarz" odpowiedzialny za koordynację całej wojskowej aktywności. Będzie nim dowódca tej brygady. Jego żołnierze będą prawdopodobnie pracownikami nawet tego portu. To zbuduje pożądany "networking" i ułatwi współpracę. Swoje kompetencje odda tylko wtedy, gdy wejdą tu wojska operacyjne np. w czasie działań wojennych.
Teraz widać tutaj pewną "resortowość". Czasem widzimy to też w zarządzaniu kryzysowym. To podejście "resortowe", a nie "zdolnościowe". Ludzie koncentrują się nie na celu globalnym, ale sektorowym, który często jest wyrwany z szerszego kontekstu. Zapewniam pana, że to się zmienia i wkrótce będzie widać efekty. Jest to jeden z powodów, dla których do kształcenia oficerów WOT wdrażamy szkolenia z zakresu Design Thinking.
Nie obawia się pan konkurencji między WOT a wojskami operacyjnymi? Ministrowi Macierewiczowi wytknięto zmniejszenie maksymalnej liczebności wojsk operacyjnych ze 150 do 130 tys. i tłumaczone to jest potrzebą inwestowania w WOT.
To jest hipokryzja, która nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości. Po pierwsze, uczestniczyłem w niektórych etapach prac nad Strategicznym Przeglądem Obronnym. Pamiętam stanowisko zajmowane w tej sprawie przez ministra Macierewicza, który zawsze mówił o 150 tys. żołnierzy zawodowych. Ja nie śledziłem prac sejmowych, ale prawdopodobnie zaszło jakieś nieporozumienie.
Hipokryzja wynika tutaj zupełnie z czegoś innego. Te 150 tys. to jest górny limit, którego nikt wcześniej nie osiągnął ani nawet osiągnąć nie zamierzał – więc twierdzenie o zmniejszaniu liczebności czegoś co i tak nie istniało było naciąganą narracją. W praktyce do 2015 r. liczebność sił zbrojnych z roku na rok nieznacznie spadała. Dopiero teraz mamy realny wzrost liczebności żołnierzy. WOT nie jest kosztem lecz inwestycją w zdolności Sił Zbrojnych podobnie jak tworzone kilka lat temu Wojska Specjalne. Potępiam narrację budowaną w celu kształtowania rozdźwięków pomiędzy WOT, a innymi Rodzajami Sił Zbrojnych. Przypomnę, że WOT budują żołnierze zawodowi wywodzący się właśnie z nich.
Ćwiczenia tutaj w Szymanach są częścią większych, natowskich manewrów Dragon-17. Jak WOT wpisuje się we współpracę z sojusznikami?
W NATO funkcjonuje pojęcie Battle Space Owner (BSO), co oznacza właściciela ustalonego obszaru pola walki. Z punktu widzenia operacji NATO my zaczynamy być takim naturalnym, i wszędzie istniejącym, BSO. Znamy teren i zamieszkującą go populację i nawet wtedy gdy przeciwnik przejdzie przez niego, to my na nim pozostaniemy. W sposób planowy zmienimy formę walki, struktury i taktykę, ale tam pozostaniemy. Na tym polega istota naszych Stałych Rejonów Odpowiedzialności. Zawsze, z punktu widzenia taktycznego, na terenie będą "lokalsi" gotowi zdobywać informacje czy też przeprowadzać większe siły narodowe albo sojusznicze. Ta współpraca musi zostać "zaszyta" w zdolnościach formacji, co między innymi podczas tego ćwiczenia weryfikujemy.
A jak w tej chwili WOT wygląda liczbowo?
Osiągnęliśmy już liczebność na poziomie 5,5 tys. żołnierzy. W tym ok. 1 tys. to żołnierze zawodowi, pozostali to żołnierze terytorialnej służby wojskowej. Obecny rok rozpoczynaliśmy definiując główne ryzyka w obszarze tempa naboru – myliliśmy się. Przy obecnym stanie zainteresowania służbą wyzwaniem pozostaje rozbudowa zasobów i potencjału szkoleniowego w taki sposób by zainteresowanie służbą w pełni zagospodarować. Forma służby wojskowej jaką oferujemy jest dla naszych żołnierzy strzałem w dziesiątkę. Świetnie balansuje życie osobiste, zawodowe i służbę wojskową.
W wywiadzie dla Wirtualnej Polski były szef szkolenia GROM zwracał uwagę na to, że w pewnej chwili chciano z jego jednostki zrobić jednostkę szkoleniową, a przecież nie od tego są specjalsi. Co zrobić, żeby szkolenie WOT nie stało się nadmiernym obciążeniem dla wojsk operacyjnych?
To jeden z moich celów. Osiągam go na kilka sposobów, np. poprzez wykorzystanie do szkolenia WOT nie żołnierzy w czynnej służbie, tylko tych, którzy ze służby odeszli. Zbudowaliśmy Mobilne Zespoły Szkoleniowe. To są byli komandosi, byli operatorzy GROM-u ale również policjanci z poddziałów antyterrorystycznych. To dość innowacyjna struktura, której pierwsze efekty działania już dzisiaj widać. Zadaniem tej struktury jest nie tyle trenowanie żołnierzy co ich instruktorów. Jednym z głównych zadań Dowództwa jest utrzymanie jednolitego standardu szkolenia i procedur realizowanym w każdej z docelowo ponad 300 kompanii lekkiej piechoty na terenie całego kraju. Rozwijamy również dedykowane szkoleniu żołnierzy WOT Centrum Szkolenia – wszystko po to by nie obciążać centrów innych RSZ zwłaszcza w okresie, w którym rozbudowywane są i one.
Czy przypadkiem nie próbuje pan zbudować amatorskich sił specjalnych?
Czasami słyszę ten zarzut. Wtedy proszę o choć jeden przykład. W odpowiedzi zwykle słyszę, że po pierwsze, skoro ty jesteś "zielonym beretem", to nie będziesz potrafił zrobić tego inaczej. Drugim zarzutem jest stwierdzenie, że skoro odrzuciliśmy model szkolenia i zakwestionowaliśmy przydatność dla WOT części wyposażenia wojsk lądowych, to z pewnością dlatego, że "kopiujemy" wojska specjalne. Dzisiaj żyjemy w przeświadczeniu, że jeżeli coś jest innowacyjne to znaczy, że dotyczy wojsk specjalnych, które wypracowały swoją własną kulturę organizacyjną premiującą zmiany i ciągłe doskonalenie. Nie mam kompleksów by sięgać po te doświadczenia, bo jestem oficerem wywodzącym się z tej formacji. Nie pozwolę również na to by w WOT budowano "szklane sufity". Podsumowują moja odpowiedź brzmi: tworzymy formację lekkiej piechoty, której misją jest obrona i wspieranie lokalnych społeczności. Budujemy własną tożsamość i etos służby.
Czym w takim razie jest taka nowoczesna lekka piechota?
Siły specjalne są elitarne. WOT jest formacją bardziej powszechną. WOT zapewni nasycenie całego środowiska walki siłami. Umożliwi skupienie wysiłku wojsk operacyjnych na zasadniczych kierunkach zagrożeń czyniąc starcie kinetyczne wojsk operacyjnych bardziej ekonomicznym ponieważ odciąży wojska operacyjne od zadań o mniejszym znaczeniu. WOT będzie również wspierać wojska lądowe w walce o utrzymanie terenu, a także, jak podczas tego ćwiczenia, w walce o jego odzyskanie. Formacja zapewni również właściwe środowisko prowadzenia operacji specjalnych. Mogę mnożyć takie przykłady. Lekka piechota, którą jest WOT, jest formacją bardzo uniwersalną, ale ma też swoje ograniczenia o czym nie można zapominać.
Czy przypadkiem znowu nie przygotowujemy się na wypadek klęski militarnej? Zakładamy, że nic nam się nie uda, więc będziemy szkolić partyzantów.
Nie, my nie szkolimy partyzantów. Budujemy formacje lekkiej piechoty, a jej żołnierz musi być przygotowany do walki również z przeciwnikiem silniejszym wykorzystując teren i znane sobie środowisko. Nie tylko do walki symetrycznej, ale także asymetrycznej. Musi tworzyć realne zagrożenie dla wroga również w takiej sytuacji.
Istotą sprawy jest zrozumienie jakie jest miejsce takiej formacji z punktu widzenia strategii obrony państwa. Biorąc pod uwagę siłę naszego potencjalnego przeciwnika musimy brać pod uwagę możliwość czasowej utraty kontroli nad pewną częścią terytorium. Czy porzucimy mieszkających tam ludzi, czy, tak jak nasi przodkowie, będziemy walczyć o utrzymanie tożsamości narodowej na tym terenie?
Z punktu widzenia strategii każdy przeciwnik kalkuluje zyski i straty potencjalnego zaangażowania w konflikt. Świadomość konieczności walki ze społeczeństwem, które jest przygotowane na kontynuację walki nawet po porażce militarnej zmienia obraz tej kalkulacji. Boleję, że posługujemy się utrwalonymi stereotypami zapominając o doświadczeniach historycznych, a także o tym, że to jaki będzie WOT zależeć będzie wyłącznie od nas samych. Mogę zapewnić, że nie będzie to formacja przypominająca OTK (powstały w PRL system obroty terytorialnej), czy też ciągle przypominane przez jednego z ekspertów rezerwowe bataliony OT, których nikt nie widział. WOT uczyni Siły Zbrojne silniejszymi.