Dostaliśmy pismo Julii Przyłębskiej. Iwona Łączewska zaprzecza jej słowom
Czy Julia Przyłębska, prezes Trybunału Konstytucyjnego, poświadczyła nieprawdę? W oficjalnym piśmie przekonuje, że Iwona Łączewska nie zgodziła się na ujawnienie wysokości jej nagród. Tyle że nikt z Trybunału się z nią nie kontaktował.
21.03.2018 | aktual.: 21.03.2018 14:20
Kredowa teczka z napisem "Trybunał Konstytucyjny" i wytłoczonym orłem, w środku czterostronicowe pismo z nagłówkiem "Prezes Trybunału Konstytucyjnego". Na ostatniej stronie podpis Julii Przyłębskiej. W takiej formie po dwóch miesiącach udzielono mi odpowiedzi na wniosek o dostęp do informacji publicznej.
Pytałem o nagrody finansowe, jakie miała dostać pracująca w Biurze Trybunału Iwona Łączewska, żona sędziego Wojciecha Łączewskiego. Zgodnie z ustawą o dostępie do informacji publicznej wydatki instytucji publicznych są jawne. Jest jednak kilka ograniczeń, m.in. tajemnica przedsiębiorstwa czy prywatność osoby fizycznej. Kiedy więc pytamy o umowę urzędu z prywatną firmą, ta może się nie zgodzić na ujawnieni kwoty kontraktu. Kiedy pytamy o pensje pracowników albo nagrody dla nich, ci mogą nie wyrazić zgody na podanie tych kwot do publicznej wiadomości.
I właśnie tym zasłoniła się Julia Przyłębska. "Należy podkreślić, że taka zgoda nie została przez Iwonę Łączewską wyrażona" - pisze prezes Trybunału Konstytucyjnego. Skany pisma zamieszczamy poniżej, zaznaczając kluczowe fragmenty. Czy rzeczywiście? Iwona Łączewska nie chciała komentować sprawy nagród. Przyznała jednak, że nikt z Trybunału Konstytucyjnego się z nią nie kontaktował.
Co na to Trybunał? - Informuję, że organ nie jest zobowiązany do takiego kontaktu - wynika to z przepisów ustawy o dostępie do informacji publicznej. Organ ustalił fakty na podstawie wiadomości uzyskanych od pracownika Trybunału, upoważnionego do przeglądania akt osobowych pracownika - poinformował WP Robert Lubański, rzecznik Trybunału Konstytucyjnego. Problem w tym, że w ustawie nie ma zapisów, które dają podstawę do takiej interpretacji.
Iwona Łączewska to żona Wojciecha Łączewskiego - przewodniczącego składu sędziowskiego, który wydał wyrok skazujący Mariusz Kamińskiego i jego bliskich współpracowników. Na podstawie materiału dowodowego sąd uznał, że pracując w CBA przekroczyli oni uprawnienia. Skazani najpierw zapowiedzieli odwołanie się od wyroku, ale po wygraniu wyborów prezydent Andrzej Duda ich ułaskawił (choć wyroki były nieprawomocne). Od chwili wyroku sędzia Łączewski jest krytykowany i atakowany przez polityków PiS oraz wspierające partię media. Opowiadał o tym w obszernym wywiadzie opublikowanym w WP pod koniec 2017 roku, mówił też o sytuacji zawodowej swojej żony.
"Żona ponosi konsekwencje zawieszenia postępowania z udziałem Trybunału Konstytucyjnego. Dostała rewelacyjne referencje od bezpośrednich przełożonych, a mimo tego nie zaoferowano jej dalszej pracy w Biurze Trybunału Konstytucyjnego. List z tą wiadomością przyszedł, gdy była na zwolnieniu lekarskim, bo cierpi na chorobę psychosomatyczną. Ale nie jest tak, że z tego powodu wylewamy łzy. Wręcz nie chciałbym, żeby moja żona pracowała w Trybunale po 31 grudnia 2017 roku, bo atmosfera jest tam fatalna. Jeżeli czyta się w mediach, że minister skazany kilka lat wcześniej przez męża przychodzi do miejsca pracy i przegląda teczkę personalną, to każdy ma prawo się przejąć" - mówił wówczas Wojciech Łączewski.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl