Donald Trump zdradził Kurdów. Czy chodzi o pieniądze?
Nagła decyzja Donalda Trumpa o wycofaniu wojsk amerykańskich z terenów tureckiej ofensywy w Syrii wzbudziła konsternację w Waszyngtonie i na całym świecie. Nie brakuje podejrzeń, że za wszystkim stoją głębokie powiązania biznesowe Trumpa z Turkami.
Dlaczego Donald Trump umożliwił Turcji operację przeciwko Kurdom w północnej Syrii? Odpowiedzi trudno było znaleźć w słowach Trumpa podczas środowej konferencji prasowej.
Amerykański prezydent bronił swojej decyzji powtarzając, że jego celem jest wycofanie Ameryki z "bezkresnych" i kosztownych wojen. Na zarzuty, że Ameryka zdradziła swojego najcenniejszego sojusznika w walce z ISIS, a jego decyzja może przyczynić się do odrodzenia "kalifatu", Trump stwierdził, że to nie jego problem, bo terroryści uciekną do Europy. Cytował też internetowy artykuł wypominający, że Kurdowie nie pomagali USA w Normandii i w innych wielkich bitwach, tylko walczyli o "swoją ziemię".
Trwa ładowanie wpisu: twitter
W tłumaczeniach Trumpa nie ma wiele sensu. Amerykanie w północno-wschodniej Syrii utrzymują tylko niewielki, ponadstuosobowy kontyngent wspierający syryjskich Kurdów w działaniach przeciwko ISIS. Dezycja Trumpa nie oznacza - przynajmniej na razie - zakończenia obecności amerykańskich żołnierzy w Syrii w ogóle, a jedynie wycofanie wojsk ze strefy objętej turecką inwazją. Decyzją, ogłoszoną tuż po rozmowie z tureckim prezydentem Recepem Erdoğanem, zaskoczony był nawet Pentagon i Departament Stanu. Przeciwko Trumpowi wystąpili też nawet najwierniejsi mu kongresmeni z jego własnej partii.
Przeczytaj również: Turcja rozpoczyna operację przeciw Kurdom. Dla ISIS to szansa na odrodzenie
Ukłon w stronę Turcji może dziwić tym bardziej, że Ankara w ostatnich latach mocno nadszarpnęła swoje relacje z Zachodem. Prezydent Erdogan zbliżył się do Władimira Putina i zaledwie kilka miesięcy temu kupił od Rosji - wbrew kategorycznym obiekcjom Waszyngtonu - system obrony przeciwlotniczej S-400.
Kosiniak-Kamysz ostro o liderach pozostałych partii po debacie w TVN24
Jeśli nie wiadomo, o co chodzi...
Wątpliwe jest też, by amerykańscy podatnicy zaoszczędzili wiele - jeśli cokolwiek - na decyzji prezydenta. Jeśli więc nie chodzi o pieniądze amerykańskich podatników, może chodzi o jego własne pieniądze? Takie teorie wysuwa coraz więcej komentatorów.
"Trump daje Turcji, czego ona pragnie i porzuca Kurdów, kluczowych partnerów działających w interesie USA. W Turcji stoją dwie Trump Towers" - stwierdził na Twitterze politolog Brian Klaas, amerykański politolog na University College London.
Z kolei były doradca i autor przemówień George'a W. Busha David Frum wymienił "ochronę wpływów z Trump Towers" jako najbardziej prawdopodobny z motywów, które kierowały amerykańskim prezydentem.
Sam Trump - jeszcze jako kandydat na prezydenta - z rozbrajającą szczerością przyznawał, że ma "niewielki konflikt interesów", jeśli chodzi o Turcję, bo ma "wielki, wielki budynek w Stambule".
Przeczytaj również: To Erdogan przekonał Trumpa do wycofania z Syrii? "Wiesz co, Syria jest twoja"
Nazwisko warte miliony
Zlokalizowane w biznesowym centrum Stambułu wieże opatrzone nazwiskiem amerykańskiego prezydenta to najbardziej widoczny znak biznesowej działalności Trumpa w Turcji. Wysokie na 150 metrów drapacze chmur nie należą do Trumpa i nie zostały zbudowane przez biznesowe imperium Trumpów, ale ich właściciel - związany z prezydentem Erdoganem magnat Aydın Doğan - płaci Trumpowi za wykorzystanie jego nazwiska w nazwie budynków. W ramach umowy za samą zgodę Amerykanin miał otrzymać 10 milionów dolarów oraz co roku otrzymywać dodatkowe tantiemy.
Na takiej zasadzie działa zdecydowana większość biznesowych przedsięwzięć Trump Organization. Według telewizji NBC, na tureckiej licencji Trumpowie tylko w 2015 i 2016 roku zarobili do pięciu milionów dolarów. W roku ubiegłym wpływy nie były jednak większe niż 1 milion. Po tym, jak na początku prezydentury Trump ogłosił zakaz wjazdu do USA dla obywateli państw muzułmańskich, zarówno Doğan i Erdoğan grozili usunięciem nazwiska prezydenta z budynku, ale ostatecznie skończyło się na słowach.
Nie tylko Trump Towers
Trump Towers to jednak tylko jeden element w znacznie większej siatce biznesowych powiązań Trumpa z Turkami. Zięć Doğana Mehmet Ali Yalcindağ od lat jest partnerem biznesowym Trumpów i uważa się za przyjaciela rodziny. Jeszcze w ubiegłym roku Yalcindağ przewidywał w wywiadach, że amerykański prezydent będzie przychylnie patrzył na tureckie interesy w regionie.
Według pozwu wniesionego przez polityków Partii Demokratycznej w Kongresie - opozycja zarzuca Trumpowi, że wbrew konstytucji prezydent wykorzystuje swoją pozycję do pozyskiwania biznesowych korzyści od zagranicznych delegacji - Trump ma udziały w aż 119 biznesowych przedsięwzięciach w Turcji.
Tureccy biznesmeni i politycy są też jednymi z najczęstszych gości w hotelach i posiadłościach należących do Trumpa. Według antykorupcyjnej organizacji CREW, tureckie delegacje związane z rządem w Stambule zatrzymywały się w nieruchomościach prezydenta 14 razy, więcej niż przedstawiciele jakiegokolwiek innego państwa.
Zdaniem Daniela Frieda, byłego ambasadora USA w Polsce, problem Trumpa polega na tym, że uważa własny interes za równoznaczny z interesem państwa.
- Martwi mnie fakt, że dla prezydenta nie ma różnicy między jego własnym prywatnym interesem i interesem Stanów Zjednoczonych. I lekko mówiąc to nie jest dla naszego kraju dobre - mówił dyplomata w wywiadzie dla WP. - Z Trumpem jest podobnie jak w tamtych czasach starej Rzeczypospolitej, kiedy dominowała "prywata" nad interesem publicznym. Wiele zależy od tego, jak rozwiążemy ten problem. Na pewno nie jest to chwalebny czas dla naszego kraju - dodał.
Przeczytaj również: Daniel Fried dla WP: Ameryka Trumpa jak Polska przed zaborami. Dominuje prywata
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl