Donald Trump rozpoczyna kampanię. Będzie brutalna
Donad Trump został zatwierdzony przez 336 delegatów konwencji partii republikańskiej jako kandydat na urząd prezydenta. Choć wybór urzędującej głowy państwa był formalnością, to cała konwencja unaocznia jaką władzę zdobył prezydent wewnątrz partii.
25.08.2020 20:44
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Konwencja wyborcza Republikanów odbywa się tydzień po tej, którą zorganizowała Partia Demokratyczna. W obu wypadkach wydarzenia rozpoczynają kampanię wyborczą. Nominacje dla kandydatów na prezydentów, to w tym wypadku formalność. Aktualny prezydent otrzymuje ją poniekąd z urzędu. Jego rywal Joe Biden, musiał wcześniej pokonać w prawyborach cały peleton rywali, na czele z socjalistą Berniem Sandersem.
I choć ostatecznie rywal Trumpa w wyścigu o fotel prezydencki reprezentuje bardziej centrowe skrzydło Partii Demokratycznej, to komentarze Donalda Trumpa podczas konwencji swoich przeciwników zdawały się sugerować coś zupełnie innego.
Trump głośno mówi o tym, że Joe Biden występuje w charakterze konia trojańskiego dla socjalistycznej rewolucji i wyśmiewał wiek swojego konkurenta, sugerując, że ten jest tak stary, że "nawet nie wie, gdzie teraz jest”. To wszystko pomimo tego, że Biden jest tylko trzy lata starszy od Trumpa.
Donald Trump. Nominacja na wirtualnej konferencji
Słysząc takie komentarze prezydenta USA można było się spodziewać, że konwencja republikanów będzie okazją do jeszcze żwawszych ataków na politycznych rywali. I faktycznie, choć ostatecznie, z powodu epidemii koronawirusa, wydarzenie odbywa się w dużej mierze online, to Trump nie szczędzi okazji do zadania ciosu przeciwnikom.
Prezydent miał przemawiać tylko ostatniego dnia konwencji, natomiast chcąc jak najlepiej wykorzystać czas antenowy zdecydowano, że będzie mówić codziennie. Towarzyszą mu polityczni sojusznicy (były burmistrz Nowego Jorku Rudy Giuliani, wiceprezydent Mike Pence), duża część rodziny (żona, dwie córki, dwaj synowie i synowa) oraz wyborcy.
Wśród tych ostatnich znajduje się rodzina McCloskey, która dzieli się traumatycznymi przeżyciami w związku z protestami „Black Lives Matters”, nastolatek w czapce „Make America Grate Again” śmiejący się z Indianina, czy znana działaczka antyaborcyjna.
Donald Trump. Jaki elektorat?
Według komentatorów za oceanem (choćby Ronalda Brownsteina z CNN) w ten sposób Donald Trump jest w stanie jedynie wzmocnić swój tradycyjny elektorat, ale nie wyciąga dłoni do nikogo nowego. Na Trumpa, podobnie jak w 2016 roku, zagłosuje agrarna i postindustrialna Ameryka. Urzędujący prezydent traci natomiast głosy wśród wyborców lepiej wykształconych i wielkomiejskich.
Jednak – jak twierdzi Brownstein – prawdziwym światłem ostrzegawczym powinna być dla Trumpa grupa The Lincoln Project, a więc Republikanów jawnie występujących przeciwko obecnemu prezydentowi. Dodatkowo komentatorzy zwracają uwagę na brak wsparcia ze strony byłego prezydenta George’a W. Busha. Jak pisał Tom Benning w Dallas Morning News, trudno żeby Bush pałał miłością do Trumpa, skoro ten robi wszystko zupełnie inaczej niż były prezydent.
Bush uważał, że USA powinno spełniać rolę światowego żandarma i wysłał wojska na dwie wojny, a Trump woli izolację. Bush był zwolennikiem wolnego rynku, Trump używa ceł jak pałki. Wreszcie obaj politycy mają zupełnie inny stosunek do imigrantów. Te różnice mają najlepiej pokazywać jak podzielony jest obecnie elektorat Republikanów, który z niechęci do obecnego prezydenta może na wybory po prostu nie pójść.
Wybory w USA mają odbyć się 3 listopada. W Ameryce nie ma możliwości przesunięcia terminu wyborów.