Dobrze urodzeni Polacy chcą przewietrzyć "polskie piekiełko"
Doskonale mówią po angielsku. Po polsku może trochę gorzej, ale często całkiem nie najgorzej. Polacy urodzeni w Wielkiej Brytanii - drugie i trzecie pokolenie wojennych i powojennych imigrantów. Wydają się być naturalnymi kandydatami na liderów polskiej społeczności na Wyspach. Czy nimi rzeczywiście są?
Wielu ma dobre wykształcenie, osiągnęło zawodowy sukces, zapewniło sobie ugruntowaną pozycję materialną oraz środowiskową. Obracają się w polskich i brytyjskich kręgach. Świetnie znają najróżniejsze "dziwactwa" tego kraju. Potrafią sprawnie poruszać się w brytyjskiej rzeczywistości, nie tylko w kontekście ruchu lewostronnego. Polacy urodzeni na Wyspach Brytyjskich mają jednak świadomość, że pomimo tylu przymiotów, wciąż nie odgrywają wśród tutejszej Polonii takiej roli, jaką powinni. Dlaczego tak się dzieje?
Urodzony w Walii znany działacz polonijny Andrzej Tutkaj jako jeden z powodów wymienia trudności językowe i chodzi tym razem o język polski. - To jest krępujące, gdy zabierasz głos na jakimś forum, a masz kłopot z poprawnym sformułowaniem swoich myśli. Przy polemice, wymianie argumentów, takie "zacięcia" są naprawdę nieprzyjemne - przekonuje Andrzej. Choć sam mówi i pisze po polsku naprawdę bardzo poprawnie, to wciąż się uczy i twierdzi, że ma spore braki.
Nic na sprzedaż
Niedawno światło dzienne ujrzała kolejna inicjatywa Polaków urodzonych poza Polską pod nazwą Polish Roots - British Born. Zawiązali ją m.in. członkowie Centralnego Koła Członków Indywidualnych Zjednoczenia Polskiego oraz Stowarzyszenia Polskich Absolwentów "Topaz". Projekt jest jednak otwarty również na Polaków przybyłych na Wyspy w ostatnich latach. - Jednym z ważniejszych zadań jest obecnie ocalenie wspólnego dorobku naszych rodziców i dziadków. Również dorobku materialnego. Wiemy co się dzieje z majątkiem różnych organizacji, w tym nieruchomościami. A to powinno służyć kolejnym pokoleniom Polaków - uważa Bożena Karol.
Dzieci wojennych emigrantów niepokoi zapowiedź likwidacji Stowarzyszenia Polskich Kombatantów, jednej z największych i najzamożniejszych polskich organizacji w Wielkiej Brytanii. Co prawda kombatantów w naturalny sposób ubywa, ale ich potomkowie chcą kultywować pamięć o przodkach i pomnażać ich dziedzictwo - materialne również. Są przeciwni "filozofii" nagminnej wyprzedaży majątku emigracji w myśl zasady: po nas choćby potop. Dlatego, również osoby polskiego pochodzenia zdecydowanie poparły protesty przeciwko sprzedaży Ogniska Polskiego w Londynie.
Umacniać polskość po angielsku
Swój potencjał wynikający z urodzenia się i wychowania na Wyspach, potomkowie emigrantów mogą wykorzystać w dziedzinie, która wciąż kryje wiele niewykorzystanych możliwości - budowania pozycji polskiej społeczności w środowisku brytyjskim. Powinni w nim jako Polacy funkcjonować na co dzień, tak w wymiarze społecznym jak i politycznym. Przydałoby się znacznie więcej takich osób jak np. Wiktor Moszczyński - działacz Partii Pracy, publicysta piszący sprawnie w dwóch językach, społecznik. Jego opinie drukują czołowe brytyjskie dzienniki.
Aby polski głos był tu słyszany, a nasze sprawy dostrzegane przez Brytyjczyków trzeba je umiejętnie prezentować, najlepiej dobrą angielszczyzną i w "wyspiarski" sposób. Nie tylko od święta, na akademii "ku czci" (gdzie Brytyjczyków szukać ze świecą), ani na raucie w ambasadzie, ale w radach dzielnic, lokalnych stowarzyszeniach, w kręgach biznesowych, mediach, itd. Nie tylko od czasu do czasu reprezentując polskość i Polaków, ale będąc stale obecnym tam, gdzie coś nas dotyczy, a jako żyjących w tym kraju dotyczy nas wszystko. Nie zaszkodziło by również gdyby wnieśli w polonijne realia nieco "brytyjskości", w dobrym tego słowa znaczeniu. Na przykład w działaniach organizacyjnych.
Polacy urodzeni na Wyspach mają historyczną szansę nieco przewietrzyć "polskie piekiełko". Po angielsku.
Z Londynu dla polonia.wp.pl
Robert Małolepszy