Polska"Do Rzeczy": Żony, kochanki i komunistyczne służby

"Do Rzeczy": Żony, kochanki i komunistyczne służby

Niezbyt atrakcyjne, niezbyt bystre, z dala od polityki. Rola partnerek życiowych władców PRL najczęściej ograniczała się do prowadzenia domu. Więcej uwagi komunistyczne służby poświęcały kochankom i przyjaciółkom partyjnych bonzów - pisze Wojciech Wybranowski w nowym numerze tygodnika "Do Rzeczy".

"Do Rzeczy": Żony, kochanki i komunistyczne służby
Źródło zdjęć: © PAP | Archiwum rodzinne Wojciecha Jaruzelskiego

W tradycji systemu komunistycznego kobiet we władzach partii praktycznie nie było albo było ich bardzo niewiele. Jednym z wyjątków była Zofia Grzyb, działaczka komunistyczna, która w 1981 r. zasiadała w Biurze Politycznym KC PZPR. Żony partyjnych i wojskowych dygnitarzy, inaczej niż w krajach demokratycznych, nie uczestniczyły też w życiu społecznym i prawie w ogóle nie funkcjonowały w świadomości publicznej.

- Pewnym wyjątkiem była Nina Andrycz, znana aktorka filmowa i teatralna, a prywatnie żona Józefa Cyrankiewicza. W pewnym momencie pojawił się nawet pomysł: skoro Bolesław Bierut, I sekretarz KC PZPR, nie ma żony, to niech Andrycz występuje w roli pierwszej damy. Trudno powiedzieć, na ile był to pomysł Cyrankiewicza, a na ile ambitnej aktorki, ale został szybko spacyfikowany – opowiada nam prof. Jerzy Eisler, dyrektor warszawskiego oddziału IPN.

Nic więc dziwnego, że w teczkach, jakie przejął Instytut Pamięci Narodowej po zlikwidowanych Służbie Bezpieczeństwa i Wojskowej Służbie Wewnętrznej, materiały dotyczące żon i kochanek kacyków Polski Ludowej, zwłaszcza tych, którzy stanęli na czele KC PZPR, są niezwykle ubogie.

Pani Maria wychodzi z cienia

O żonie gen. Czesława Kiszczaka, byłego wicepremiera PRL, a wcześniej szefa komunistycznego MSW, opinia publiczna praktycznie usłyszała dopiero niedawno. Pierwszy raz przy okazji książki "Tajemnice generałowej", gdzie w rozmowie z dziennikarzem Kamilem Szewczykiem sprzedaje swoją wersję życia w PRL. Drugi raz, przed kilkunastoma dniami, gdy stała się bohaterką afery, która wybuchła po tym, jak zaproponowała IPN zakup dokumentów z szafy męża.

Co o niej wiadomo? Niewiele ponad to, co sama zechciała o sobie opowiedzieć w wydanej niedawno książce. Pracowała jako nauczycielka ekonomii, jest autorką kilku podręczników i powieści beletrystycznych. Pochodzi ze wsi Kozy, jej matka zajmowała się domem, ojciec był damskim krawcem. Mając 24 lata, poznała Czesława Kiszczaka, po półrocznej znajomości zdecydowali się zawrzeć związek małżeński. Wtedy po raz pierwszy została sprawdzona przez służby specjalne PRL. W teczce pracy Czesława Kiszczaka z okresu jego służby wojskowej zachowała się tylko ankieta dotycząca wybranki i jej rodziny, którą przyszły generał wypełnił. Te informacje były sprawdzane przez WSW.

- W każdej ankiecie dotyczącej wybranki, jaką musiał wypełnić partyjny aktywista, musiały znaleźć się podstawowe informacje o jej rodzinie, zwłaszcza o jej rodzicach, pochodzeniu, poglądach, kontaktach. Do tego dochodziły jeszcze materiały z wywiadu środowiskowego – mówi Grzegorz Wołk, historyk z IPN.

Władze wydały zgodę na ślub Kiszczaka. „Dostał świetną opinię, choć byłam wierząca, chodziłam do kościoła” - mówiła Maria Kiszczak w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej”. I dodawała, że na szczęście nikt z jej rodziny nie służył w AK, bo wówczas z taką zgodą mógłby być problem.

Opinia się nie zachowała, sama pani Kiszczak twierdzi, że mąż ją podarł. Takie rutynowe sprawdzanie przeprowadzano jeszcze kilkakrotnie w okresie służby wojskowej Kiszczaka. Nigdy nie została uznana za zagrożenie dla bezpieczeństwa PRL.

- Nie było specjalnej grupy WSW, która miałaby rozpracowywać żony czy rodziny dygnitarzy partyjnych, natomiast wyżsi oficerowie podlegali tzw. profilaktyce kontrwywiadowczej. Sprowadzało się to do miękkiej inwigilacji, sprawdzania, z kim żony, córki utrzymują kontakty, podsłuchiwano rozmowy telefoniczne, czytano korespondencję - uważa dr Paweł Piotrowski, historyk.

Większość zdobytych tą drogą materiałów, jeśli pojawiały się w nich kwestie np. obyczajowe, trafiała do akt, ale pozostawiano je bez reakcji lub ograniczano się do rozmowy ostrzegawczej. Prawdopodobnie w ten sposób Kiszczak dowiedział się o romansowych kontaktach żony. Ona sama w wywiadzie rzece przyznaje, że zdradziła męża: "Poczułam się ogromnie samotna, więc umówiłam się na wieczór z bliskim kolegą. Miał na imię Marek. […] No i stało się. Wylądowaliśmy w łóżku" – opisywała żona generała.

Maria Kiszczak, działaczka PZPR w okresie PRL, nie musiała jednak obawiać się żadnych poważniejszych reperkusji ze strony służb, nawet jeśli prawdą jest to, co sama mówi, że chciała się zapisać do Solidarności. Wraz z objęciem przez Kiszczaka wysokich stanowisk w państwie działania służb wobec niej się skończyły.

- To jednak partia stała ponad bezpieką. Jeśli takie zdarzenia miały miejsce, to raczej już po odwołaniu działacza ze stanowiska - mówi Grzegorz Wołk. Co ciekawe, w zbiorach IPN nie ma teczki pracy Kiszczaka z czasów, gdy kierował MSW. Być może została zniszczona lub znajduje się w zbiorze dokumentów, które do IPN jeszcze nie trafiły. Być może znajdują się w niej kolejne informacje dotyczące Marii Kiszczak.

Tajny życiorys Jaruzelskiej

Jeszcze mniej wiadomo o prawdziwym życiorysie Barbary Jaruzelskiej z domu Jaskulskiej, doktor germanistyki. Swojego męża Wojciecha poznała, gdy miała 30 lat, była wówczas artystką wojskowego zespołu pieśni i tańca. Wiadomo, że Jaruzelski musiał wystąpić o zgodę na ślub i po sprawdzeniu narzeczonej ją otrzymał.

Jak ujawnił niedawno historyk dr Piotr Gontarczyk na łamach tygodnika "W Sieci", Jaruzelski sfałszował informacje ze swoich akt - te dotyczące jego rodziców, służby wojskowej - i wymazał te dotyczące żony. W efekcie nic nie wiadomo ani o losie jej rodziców, ani kim była. Do tego nieprawdziwe są też informacje o tym, gdzie i kiedy się urodziła.

Niedawno historyk dr Lech Kowalski, były pracownik Wojskowego Instytutu Historycznego i biograf Wojciecha Jaruzelskiego, w wywiadzie udzielonym "Do Rzeczy" stwierdził, że dysponuje relacją Adama Heinsteina (bliskiego przyjaciela Jaruzelskiego), z której ma wynikać, iż Barbara Jaruzelska była córką podoficera Wehrmachtu, a także że w czasie okupacji uczęszczała do zgermanizowanej wówczas szkoły Vetterów w mundurku Bund Deutscher Mädel, czyli żeńskiego odpowiednika Hitlerjugend.

Czy to prawda? Nic na to - przynajmniej na razie - nie wskazuje. Jak dowiedzieliśmy się w IPN, nie znaleziono dotąd w archiwach dokumentów, które mogłyby tę historię potwierdzać.

aktem jest, że również Jaruzelska nigdy nie została uznana za zagrożenie dla komunistycznej władzy, nie utrzymywała kontaktów z osobami, które służby specjalne PRL uznałyby za niepożądane. A pod lupą kontrwywiadu PRL siłą rzeczy wraz z generałem pozostała aż do upadku Polski Ludowej.

- Gdy gen. Jaruzelski był ministrem, sprawdzano go wraz z małżonką w takiej samej formie jak wyższych oficerów wojskowych. Gdy został I sekretarzem KC PZPR, powołano Specjalny Oddział Zabezpieczenia WSW, który bardziej jednak zajmował się ochroną Jaruzelskiego i jego rodziny niż inwigilacją – mówi „Do Rzeczy” dr Paweł Piotrowski.

Służby wkraczają do gry

Nie jest jednak tak, że rozpracowywanie komunistycznych aparatczyków zawsze kończyło się wraz z objęciem przez nich wysokiego partyjnego stanowiska, a zdobyte przez WSW czy SB materiały zostawiano bez dalszych działań. Zofia Gomułkowa (Liwa Szoken), żona Władysława, I sekretarza KC PZPR, sama silnie związana z ruchem komunistycznym (działaczka Komunistycznej Partii Robotniczej Polski, a później Polskiej Partii Robotniczej), została aresztowana wraz z mężem w 1951 r. w Krynicy, gdzie oboje przebywali na wakacjach. Gdy wrócili ze spaceru, czekali już na nich płk Józef Światło i grupa funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa.

Oboje zostali przewiezieni do specjalnego więzienia w willi Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Miedzeszynie. Gomułka przebywał na pierwszym piętrze więzienia, a jego żona w piwnicy. I choć zarzuty usłyszał tylko sam Gomułka: zdrada, współpraca z obcym wywiadem, szpiegostwo, to przetrzymywano ją w więzieniu trzy lata. Do procesu małżeństwa nigdy nie doszło. Według historyków jej osadzenie spowodowane było w tym przypadku głównie tym, że była... żoną swojego męża.

- Trzeba jednak pamiętać, że Zofia Gomułkowa była często przywoływana nie jako żona I sekretarza PPR, a później PZPR, ale jako działaczka komunistyczna o stażu znacznie większym niż jej mąż. Być może również i w tym należy się doszukiwać jej prewencyjnego zatrzymania – komentuje prof. Jerzy Eisler.

Po 1956 r., gdy jej mąż został I sekretarzem KC PZPR, Gomułkowa realizowała się jako członek komisji kontroli partyjnej przy Komitecie Dzielnicowym PZPR Warszawa-Śródmieście.

Bezpieka interesowała się też partyjnymi prominentami, którzy po odejściu ze stanowiska zaczęli mówić zbyt dużo i zbyt otwarcie krytykować reżim. Tak było w przypadku Edwarda Ochaba (I sekretarz KC PZPR w 1956 r. i przewodniczący Rady Państwa w latach 1964–1968) i jego żony Rozalii. Na przełomie lat 1971 i 1972 małżeństwo wybrało się na rejs statkiem m/s „Orłowo” po Morzu Śródziemnym.

Historycy IPN dr Grzegorz Majchrzak i Łukasz Kamiński w publikacji pt. „Wczoraj figura, dziś figurant” przytaczają dokument sygnowany przez Stanisława Morawskiego, dyrektora Departamentu III MSW (zajmującego się do 1979 r. całokształtem spraw związanych z ochroną gospodarki oraz przeciwstawianiem się działalności opozycyjnej), wysłany do wiceministra spraw wewnętrznych Henryka Piętka.

Szeroko opisuje w nim zachowanie na statku i wystąpienia nie tylko samego Ochaba, lecz także jego żony. „Zapytana o wysokość emerytury swojej i męża odpowiedziała, że mąż otrzymuje 11 tys. zł, a ona 2,5 tys. zł z tytułu pracy jako pielęgniarka, co wywołało liczne negatywne komentarze załogi podkreślającej, iż pensje pielęgniarek są niższe od jej emerytury. Szczególne oburzenie załogi wywołała wypowiedź R. Ochabowej na temat eksterminacji ludności żydowskiej w okresie okupacji, w którym – jak stwierdziła – Polacy wydawali Żydów w ręce Niemców oraz sami ich również mordowali” – czytamy w dokumencie.

- Takie zainteresowanie służby byłymi dygnitarzami PZPR i ich rodzinami pojawiało się, gdy krytykowali oni swoich następców, tak jak w przypadku Ochaba, lub zaczęli się spotykać ze środowiskami uznanymi za wrogie PRL. Wiadomo np. z zapisków Rakowskiego, że interesowano się jego otoczeniem. Natomiast generalnie służby byłymi prominentnymi aparatczykami PZPR i ich żonami się nie interesowały – mówi nam dr Grzegorz Majchrzak z IPN.

Z kolei Stanisława Gierek, żona Edwarda, wzbudziła chwilowo zainteresowanie służb w związku z jednym z wątków operacji o kryptonimie Żelazo, w ramach której współpracownicy służb PRL ulokowani w strukturach przestępczych w Europie Zachodniej rabowali i mordowali, a uzyskane tą drogą precjoza i luksusowe samochody sprowadzali do Polski. Około 20–30 kg biżuterii trafiło np. do „czarnej kasy” MSW, z której opłacano luksusowe wydatki partyjnych prominentów. Gierkowa z tej kasy pobierała dolary na sfinansowanie swoich zagranicznych wojaży.

Niebezpieczne związki

Znacznie większym inwigilacyjnym obostrzeniom poddani byli żołnierze i mniej wpływowi partyjni funkcjonariusze. Bywało, że zebrane przez służby materiały były wykorzystane do cichych rozgrywek na szczeblach władzy, zarówno w wojsku, jak i w partii. Jak to działa, przekonał się PRL-owski gen. Zygmunt Duszyński, zasłużony towarzysz, żołnierz AL-GL, a w latach 1959–1965 wiceminister obrony narodowej. Duszyński, znany kobieciarz, wdał się w romans z jedną z pływaczek z Centralnego Wojskowego Klubu Sportowego Legia. Sam romans jako taki wojskowym służbom by nie przeszkadzał, gdyby nie fakt, że owa pływaczka spotykała się nie tylko z nim.

- Duszyński spotykał się z pływaczką, a ona utrzymywała osobiste relacje z attaché ambasady RFN. Odwołano Duszyńskiego ze stanowiska – opowiada dr Paweł Piotrowski.

Skandalu jednak nie było. Wszystko załatwiono w białych rękawiczkach. W 1965 r. Duszyński po działaniach WSW został odwołany z kierowniczych stanowisk i przesunięty na drugorzędne stanowisko szefa Biura Studiów MON. Służby wykorzystały też kompromitujące materiały, by pozbyć się z wojska gen. Tadeusza Pióry, zastępcy komendanta Akademii Sztabu Generalnego. Odszedł z wojska w 1968 r., później twierdził, że stało się to na jego własną prośbę.

Nowy numer tygodnika "Do Rzeczy" od poniedziałku w kioskach

Źródło artykułu:Do Rzeczy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (138)