Do domu miał dwa kilometry, zniknął bez śladu. Poszukuje go kilka tysięcy osób
Piotr Kijanka świętował wraz z przyjaciółmi urodziny swojej żony, w restauracji na krakowskim Kazimierzu. Spotkanie zakończyło się po godz. 23, ale Piotr nie wrócił do domu. Poszukuje go rodzina, policja, przyjaciele i tysiące internautów.
- To były normalne urodziny: tort, życzenia, kolacja, kręgle - wspomina ostatni wspólny wieczór z mężem Agnieszka Kijanka, w rozmowie z TVN. - Rozmawialiśmy o życiu, o tym, co się u nas ostatnio wydarzyło - tłumaczy.
Spotkanie zakończyło się około godziny 23.30. Z miejsca, w którym Piotr był widziany po raz ostatni, do domu miał zaledwie około dwa kilometry. Mężczyzna nie pojawił się w do domu.
- Myślałam, że może gdzieś śpi - opowiada pani Agnieszka. - Nie dzwoniłam w nocy do męża, bo mamy do siebie zaufanie. Rano, około godziny 8, rozpoczęłam poszukiwania - opowiada. Po południu o zaginięciu wiedziały już służby.
ZOBACZ: Krakowska policja poszukuje Piotra Kijanki. Nowe nagranie zaginionego
Na podstawie kamer monitoringu, odtworzono trasę, którą mężczyzna szedł do domu. Ostatnie nagranie pokazuje Piotra idącego na Bulwary Wiślane. Ściągnięto w to miejsce z Niemiec psy specjalnie przeszkolone w poszukiwaniu ludzi. Sprawdzono też koryto rzeki na odcinku 25 kilometrów. Specjalne jednostki policji i straży pożarnej nie odnalazły jednak ani ciała, ani żadnych przedmiotów mogących mieć związek z zaginionym, podaje portal tvn24.pl.
Z informacji pochodzących od dowodzącego akcją jest to "prawdopodobieństwo graniczące z pewnością", że ciała zaginionego w rzece nie ma. - Przeszukaliśmy też linię brzegową oraz wszystkie nieużytki nieopodal - zapewnia w rozmowie z telewizją Sebastian Woźniak z Małopolskiej Komendy Państwowej Straży Pożarnej
Prócz służb w poszukiwania zaangażowało się tysiące internautów - Skala zaangażowania jest niesamowita - opowiada Piotr Gędziorowski, współtwórca strony "Poszukujemy Piotra Kijanki" - Obcy sobie ludzie zjednoczyli się w jednym celu: odnaleźć Piotra. Internauci wytypowali miejsca, w których potencjalnie mógł znajdować się Piotr i wspólnie je przeszukali.
Ludzie, którzy masowo zaangażowali się w te poszukiwania, w większości nie znają zaginionego. - To wszystko mi pokazało, jak wiele jest osób dobrego serca - przyznaje Agnieszka Kijanka. - Każdy gest, każdy rozklejony na mieście plakat to ogromna pomoc. Czasem mi ktoś pisze, że nie ma jak mi pomóc, to może chociaż przyniesie mi zupę, to naprawdę bardzo miłe
Pani Agnieszka nie traci nadziei na odnalezienie męża żywego. Tymczasem prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci Piotra Kijanki. Jak zapewnia w rozmowie z TVN, to rutynowe działania i nie należy wyciągać pochopnych wniosków.