Dlaczego Konfederacja nie wywróciła stolika? [OPINIA]

Ani ostatni atak taśmami TVP, ani Ryszard Petru walczący ze Sławomirem Mentzenem. Konfederację politycznie dobiły wysoka frekwencja oraz przekonanie jej liderów, że najlepszym pomysłem na kampanię jest robienie głupawego show. Tymczasem wyświetlenia na TikToku nie przekładają się na liczbę mandatów w Sejmie.

Sławomir Mentzen
Sławomir Mentzen
Źródło zdjęć: © PAP | Albert Zawada
Patryk Słowik

Sławomir Mentzen wielokrotnie obiecywał, że Konfederacja nie wejdzie w koalicję ani z Prawem i Sprawiedliwością, ani z Koalicją Obywatelską.

Mentzen słowa dotrzyma. Z tego względu, że do parlamentu wprowadzi garstkę posłów, którzy nikomu nie będą potrzebni w politycznej układance.

Wynik Konfederacji to, mówmy wprost, wielka porażka tego ugrupowania. Porażka, której jeszcze kilka miesięcy temu nikt się nie spodziewał. Ba, gardłowano, że "brunatni chłopcy" będą trzecią siłą w polskim Sejmie. Tymczasem ledwo przekroczyli próg wyborczy.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Geneza porażki

Dziś ojców sukcesu w postaci osłabienia Konfederacji jest wielu. Za jednego z nich uważa się Ryszard Petru, który ganiał Sławomira Mentzena po Polsce i na tle lidera Konfederacji dobrze wypadał.

Inni twierdzą, że Konfederację zatopiły nagrania, które w ostatnich dniach opublikowała TVP. Na opublikowanej taśmie prezes Najwyższej Izby Kontroli Marian Banaś przekonywał wpływowego w kręgach Koalicji Obywatelskiej prawnika Marka Chmaja, że posłał syna do Konfederacji, by ten dopilnował, ażeby nie powstała koalicja PiS-u z Konfederacją.

Ba, pamiętam, jak kilka miesięcy temu niektórzy twierdzili, że ja, skromny żuczek-pismaczek, zatopi potężną Konfederacją. Przeprowadziłem bowiem wywiad, w którym Sławomir Mentzen nic nie wiedział i nic nie pamiętał.

Ale prawda jest bardziej prozaiczna: to sami zarządzający Konfederacją zgotowali sobie ten los. Podjęli złe decyzje, stawiając na zaimponowanie sebiksom z beemek ze złotymi łańcuchami na szyi oraz 16-latkom bez praw wyborczych.

Kiepska budowa

W kwietniu 2023 r. napisałem obszerny tekst o Konfederacji. Wskazałem w nim, że partia Sławomira Mentzena i Krzysztofa Bosaka jest na dobrej drodze do budowania większego poparcia.

Wskazywałem wówczas, że inaczej buduje się partię na 5 proc. poparcia, a inaczej gdy chce się uzyskać 15 proc.

Pisałem wtedy, że konfederaci to dostrzegli. I że to przejście z partii niszowej do niemal masowej to duże wyzwanie obarczone sporym ryzykiem.

"Stąd widoczna w ostatnich miesiącach zmiana podejścia w narzucaniu i podchwytywaniu tematów. Mówiąc najprościej: Konfederacja stała się łagodniejsza w swych sądach, bo dostrzega, że obecnie musi już pozyskiwać wyborców światopoglądowo umiarkowanych, a nie radykalnych" - pisałem.

I Konfederacji przez kilka miesięcy szło naprawdę dobrze. Potem jednak pomysły się skończyły. Postawiono na show, które ludziom szybko się znudziło. Powtarzanie tych samych haseł do upadłego nie spowodowało, że ludziom się one utrwalały. Przełożyło się raczej na znudzenie i rozglądanie się labilnego elektoratu za innymi wolnościowymi partiami, jak choćby – przynajmniej w deklaracjach – Trzecia Droga.

Zabójcza frekwencja

Sławomir Mentzen pijący piwo bawił do pierwszego, najdalej drugiego, "zgonu".

Rozrzucanie sztucznych pieniędzy podczas spotkań Mentzena z wyborcami zaimponować mogło tylko 16-latkom. A latanie helikopterem w ostatnich dniach kampanii podobało się co najwyżej sebiksom, który jedyny helikopter, jaki w życiu widzieli, to w łóżku po solidnej imprezie.

Ostatnie tygodnie były przedziwnym doświadczeniem: partia, która naprawdę stworzyła program wyborczy, mogący spodobać się kilkunastu procentom wyborców, i która miała co najmniej kilka dobrze wypowiadających się osób, stawiała na formę, a nie treść. Czyli wchodziła w grę, w którą grały już o wiele silniejsze, bogatsze, bardziej wpływowe i chętniej pokazywane w mediach ugrupowania.

Gwiazdą i twarzą Konfederacji był Sławomir Mentzen, który coraz więcej osób zniechęcał, niżeli zachęcał.

W taki sposób tej walki nie dało się wygrać.

Konfederacji nie pomogła też wysoka frekwencja wyborcza. Prawda jest taka, że ciężko było znaleźć niezdecydowane osoby, które wybierały pomiędzy pozostaniem w domu a zagłosowaniem na Mentzena i spółkę.

Czym więcej osób poszło więc do lokali wyborczych, tym gorzej dla Konfederacji. Tym bardziej, że ludzi mobilizowało głosowaniem za lub przeciwko PiS. Konfederacja zaś nie potrafiła stać się wystarczająco antypisowska, by zgarnąć premię od tych, którzy chcieli zakończyć ośmioletnie rządy Jarosława Kaczyńskiego.

Efekt jest taki, że najbliższe miesiące mogą być dla Konfederacji ciężkie. Trudno bowiem będzie utrzymać spokój i porozumienie wśród środowisk tworzących Konfederację. A jednocześnie nie ulega wątpliwości, że w perspektywie kolejnych wyborów elektorat mogący zagłosować na partię prezentującą poglądy takie, jakie próbowała prezentować Konfederacja, jest większy niżeli te kilka skromnych procent wyborców.

Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (525)