Dewastowani na "tyłach". Wokół Krymu trwa walka na wyniszczenie
Ukraińcy kolejny tydzień niszczą rosyjską infrastrukturę na Krymie. Każdego dnia w mediach pojawiają się nowe nagrania punktów płonących na półwyspie. Choć sukcesy są widoczne, Kijowowi wciąż brakuje sił i środków, aby sparaliżować wroga w kluczowym dla kontrofensywy miejscu.
Krymskie porty i bazy stanowią dla Południowego Zgrupowania Wojsk, które walczy w Zaporożu, główne zaplecze logistyczne. Tędy przechodzą wszelkie zapasy - amunicja, paliwo, ludzie i aprowizacja. Odcinając oddziały obsadzające umocnienia polowe od intendentury, Ukraińcy ułatwiają sobie zadanie.
Próbują przy tym powtórzyć scenariusz, jaki wykorzystali na prawym brzegu Dniepru. Rosjanie zostali odcięci od wystarczających ilości zaopatrzenia, a ciągłe ukraińskie uderzenia wyczerpywały niewielkie zapasy, co w końcu doprowadziło do ewakuacji rosyjskich oddziałów. W tym przypadku zadanie jest znacznie trudniejsze.
Rosjanie mogą dostarczać zaopatrzenie nie tylko przez most Krymski, ale też przez porty w Berdiańsku i autostradą prowadzącą przez Mariupol, Berdiańsk i Melitopol. Sparaliżowanie jednego ze szlaków niekoniecznie musi oznaczać, że pozostałe nie będą mogły przejąć ruchu. Może nie będzie on tak samo płynny, ale nadal będzie się odbywał.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rosjanie przegonieni. Uciekali, aż się kurzyło. Ukraińcy rozdali karty
Walki na wyniszczenie wokół Krymu. Celem bazy, rozległe magazyny
- Niszczenie zaplecza logistycznego Rosjan jest kluczowe dla Ukraińców na każdym odcinku frontu - mówi Jakub Link-Lenczowski, wydawca Militarnego Magazynu MILMAG. - Jednak Krym jest niewątpliwie kluczowym obszarem. To tu zostały rozbudowane lotniska, bazy morskie oraz stałe składy amunicji. Dodatkowo linia kolejowa, biegnąca mostem Kerczeńskim, pozwala na dosyć sprawne przerzucanie środków bojowych i zaopatrzenia z terenu Rosji - dodaje.
Rosjanie na Krymie utrzymują oddziały 58. Armii Ogólnowojskowej i 22. Korpusu Armijnego Floty Czarnomorskiej. Na półwyspie stacjonuje ok. 50 tys. żołnierzy. Większość z nich, ok. 60 proc., to logistycy. Pozostali to żołnierze jednostek, które są podczas odpoczynku operacyjnego, i poborowi, którzy stanowią uzupełnienie strat.
Najważniejsze jednak są bazy, rozległe magazyny amunicyjne i składy paliw. To one stanowią główny cel ukraińskich ataków. Po Krymie jest ich rozrzuconych bardzo dużo. Od wielkich stałych baz, jak w Sewastopolu, Symferopolu czy Teodozji, przez mniejsze, utworzone w pobliżu dawnych lotnisk, jak pod Nowoiwaniwką, Nowym Krymem, czy całkowicie prowizorycznych, jak te tuż przy przesmyku w Krasnoperekopsku, który stanowi ostatni punkt etapowy przed Zaporożem.
Czym atakują Ukraińcy? Skuteczna broń z Wielkiej Brytanii
Ze względu na niewielkie ilości zachodniego sprzętu jest on wykorzystywany głównie do uderzeń na najbardziej wartościowe cele. Pierwszy Storm Shadow na Krym spadł 22 lipca, niszcząc skład paliwa na lotnisku w Nowoiwaniwce.
- Wykorzystanie pocisków Storm Shadow jest uwarunkowane kilkoma czynnikami - zauważa Link-Lenczowski. - Najważniejsze z nich to ustalenia z sojusznikami, a zwłaszcza z Wielką Brytanią i USA, ilość samolotów-nosicieli oraz jakość rozpoznania celów. Niewątpliwie kluczowymi parametrami są zasięg i precyzja uderzenia. Taka broń dobrze sprawdzi się przeciwko centrom dowodzenia i łączności, znajdującym się daleko za linia frontu - wskazuje ekspert.
Ataki na punkty łączności i stanowiska dowodzenia są niezwykle istotne ze względu na przerwanie łańcucha dowodzenia. Ukraińcy od początku wojny skutecznie likwidują rosyjskich wyższych oficerów. W połowie lipca zginął w wyniku ostrzału artyleryjskiego punktu dowodzenia 58. Armii Ogólnowojskowej gen. por. Oleg Cokow, zastępca dowódcy Południowego Okręgu Wojskowego. Amerykanie sugerują, że mogły w tym pomóc właśnie pociski Storm Shadow. Jednak gama wykorzystywanych pocisków jest znacznie większa.
- Precyzyjna artyleria, pociski manewrujące oraz taktyczne pociski balistyczne z głowicami konwencjonalnymi wydają się być kluczowe w obecnej fazie wojny, gdy front się ustabilizował - dodaje Link-Lenczowski.
- Obie strony wykorzystują broń dalekiego zasięgu do rażenia szczególnie ważnych celów, przełamywania linii obrony i osłony oraz wsparcia sił własnych. Ukraińcy z powodzeniem korzystają z artylerii rakietowej systemu HIMARS ze standardowymi pociskami GMLRS, środków przenoszonych drogą lotniczą oraz dostosowanych do warunków wojny własnych rozwiązań. Do działań niekonwencjonalnych i ataków dalekiego zasięgu Ukraina wykorzystuje drony - wylicza ekspert.
Większość ataków tego typu jest prowadzona przy użyciu amunicji krążącej o dalekim zasięgu. Nad Krymem pojawiły się bezzałogowce znane z ataków na Moskwę - UJ-22 Airborne i Bóbr, które wykorzystywane są do niszczenia mniejszych celów - stacji energetycznych, szlaków komunikacyjnych i punktów etapowych, jak ten w Krasnoperekopsku.
Krótka "kołderka" Ukrainy
Problemem mogą być jednak zbyt małe zapasy amunicji precyzyjnej i niewystarczająca produkcja własnych bezzałogowców. Dzieje się tak ze względu na niewielką, jak na potrzeby Ukraińców, skalę pomocy z Zachodu, który sam powoli zaczyna wyzbywać się rezerw własnego uzbrojenia. Winne temu są lata cięć budżetowych i panujące dotychczas przekonanie, że Europie nie grozi konflikt wojenny.
- Zdecydowanie przydałoby się więcej. Zresztą obie strony cały czas poszukują potencjalnych dostawców precyzyjnych środków rażenia o dalekim zasięgu - mówi ekspert. - W warunkach przygotowania ofensywy lub przełamania frontu konieczne jest porażenie zaplecza przeciwnika. Paraliż logistyki, dowodzenia oraz łączności - dodaje.
Dlatego też Ukraińcy ponawiają swoje apele o przekazanie pocisków ATACMS o zasięgu do 300 km. - Mając taką broń, mogliby poważnie zaszkodzić rosyjskiemu zapleczu i infrastrukturze na Krymie - konstatuje Link-Lenczowski.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski