HistoriaDesant na "przyczółek między mostami". Błąd czy prowokacja?

Desant na "przyczółek między mostami". Błąd czy prowokacja?

Po południu, 19 września 1944 r. na obszar lewobrzeżnej Warszawy znajdujący się pomiędzy mostami Średnicowym a Poniatowskiego, przybiły do brzegu pierwsze pontony. To żołnierze 8 Pułku Piechoty 3 Dywizji z armii gen. Berlinga szli na pomoc powstańcom. Z nadbrzeża wypędzili Niemców, zajęli okopy i wzięli pierwszych jeńców. A potem zamiast skręcić na południe by połączyć się z powstańcami i berlingowcami na Czerniakowie, jak nakazywały im rozkazy, ruszyli dalej na zachód w stronę Alei 3 Maja, w kierunku powstańczego Śródmieścia. Misja okazała się samobójcza i miała poważne skutki, dlatego do dziś wywołuje kontrowersje - pisze Szymon Nowak w artykule dla WP.

Desant na "przyczółek między mostami". Błąd czy prowokacja?
Źródło zdjęć: © Bundesarchiv/Wikimedia Commons

08.01.2016 17:53

Około 10 września 1944 r. Józef Stalin zmienił swój stosunek po polskiego powstania w Warszawie. Od tego dnia nad Warszawą pojawiły się sowieckie samoloty, które odstraszały niemieckie bombowce i zrzucały zaopatrzenie dla Powstańców. Ruszyło również natarcie na warszawską Pragę. Kiedy wojska radzieckie i polskie wyzwoliły Pragę, na lewym brzegu tylko w jednym miejscu Powstańcy trzymali mały odcinek brzegu Wisły. Na Górnym Czerniakowie trwali w obronie ppłk "Radosław" i kpt. "Kryska". To na opanowany przez Powstańców Czerniaków zdecydował się przeprawiać swoje wojska gen. Berling.

Na pomoc Powstaniu

Chociaż Zygmunt Berling w swych wspomnieniach przypisuje sobie samowolną decyzję (bez zgody Rosjan) niesienia za Wisłę pomocy Powstańcom, to nie jest to zgodne z prawdą. Zachował się rozkaz radzieckiego gen. Michaiła Malinina (szefa sztabu 1 Frontu Białoruskiego dowodzonego przez marszałka Konstantego Rokossowskiego), w którym ten kreśli zadania dla polskiej armii - wraz z forsowaniem rzeki. Tak więc dowódcy radzieccy (zapewne i Stalin) nie tylko wiedzieli o przeprawie Polaków z armii Berlinga, a wręcz nakazywali jej taką operację.

Pierwszej nocy z 15 na 16 września przeprawiło się trochę ponad 400 żołnierzy należących do 9 pp, z ciężkimi karabinami maszynowymi, z rusznicami przeciwpancernymi, z moździerzami, a nawet z jednym działkiem przeciwpancernym. I choć przypływ świeżych sił nie wpłynął zasadniczo na sytuację tej powstańczej dzielnicy, to upragniona pomoc znakomicie zadziałała na morale powstańców. "Wygraliśmy Powstanie!" - myśleli entuzjastycznie niektórzy, widząc liczbę i uzbrojenie berlingowców, nazywanych tak potocznie od nazwiska swego dowódcy. Przez kolejne noce na Czerniaków przypłynęły następne oddziały 3 DP w liczbie około 500 ludzi, lecz sytuacja na przyczółku pogarszała się. Niemcy w całej powstańczej Warszawie wyznaczyli sobie jako najważniejszy cel, by nie dopuścić do przepraw wojsk zza Wisły i na Czerniaków przesunęli swe najlepsze oddziały wsparte działami pancernymi. Jednocześnie okazało się, że polscy żołnierze zza Wisły ponosili bardzo wysokie straty w zabitych, rannych i zaginionych. berlingowcy nigdy nie byli
szkoleni do walki w mieście, a większość z nich po raz pierwszy była w tak wielkim mieście jak Warszawa. W związku z tym, że na przyczółku czerniakowskim zapanował kryzys, przebywając na Pradze gen. Berling obmyślał już, jak może inaczej pomóc walczącej Warszawie. Zapadła decyzja, by następny desant przeprowadzić nie bezpośrednio na opanowany przez Polaków Czerniaków, lecz na północ od niego, na teren zajmowany przez Niemców pomiędzy mostami Średnicowym a Poniatowskiego.

Desant między mostami

We wczesnych godzinach popołudniowych, 19 września 1944 r. ze wschodniego brzegu Wisły wzmógł się ogień artyleryjski. Artyleria polska i radziecka ostrzeliwała niemieckie stanowiska w Warszawie. W tym samym czasie lotnictwo radzieckie i polskie rozpoczęło bombardowanie wyznaczonych celów w okolicy Ogrodu Saskiego, Dworca Głównego, Muzeum Narodowego, wiaduktów mostu Poniatowskiego i Średnicowego, okolic Sejmu i Al. Szucha. Około godziny 15.30 wojska chemiczne i samoloty Ił-2, zaczęły stawiać zasłony dymne na szerokim froncie. O 15.45 rozpoczęła się wielka nawała ogniowa w ramach artyleryjskiego zabezpieczenia desantu. O tej samej godzinie z praskich plaż rozpoczęły forsowanie Wisły oddziały1 batalionu 8 pp pod dowództwem kpt. Włodzimierza Baranowskiego ze składu 3 DP 1 Armii Wojska Polskiego gen. Zygmunta Berlinga.

Żołnierze 3. Dywizji Piechoty 1. Armii Wojska Polskiego przygotowują pontony do desantu przez Wisłę, 15 sierpnia 1944 r. fot. Wikimedia Commons

Kierunek desantu to opanowany przez Niemców teren pomiędzy Mostem Poniatowskiego a kolejowym mostem średnicowym. Za pierwszym batalionem do przeprawy ruszyli żołnierze 2 batalionu. Tak desant wspomina Wincenty Tucholski: "Pierwszy batalion ósmego pułku ruszył do przeprawy i natarcia... (...) - Pontony na Wisłę! - krzyczy kapitan Baranowski, dowódca batalionu, ale głos jego jest taki cichy. Głuszy go kanonada. Na wale zapalają się świece dymne. Leciutki wiaterek unosi kłęby szarego, gęstego dymu nad Wisłą. Pontony jeden za drugim, jak jakieś wielonogie, wielkie żuki, wspinają się na nasyp ciągnione po piasku i znikają za wałem w kłębach słodkawej, gryzącej w oczy zasłony. Plusnęła fala. Brnąc po kolana, spychamy ponton na głębszą wodę. Wskakujemy. Plecak ciąży. Zawisam na burcie, lecz ktoś wciąga mnie do środka... Saperzy ciężko pracują przy wiosłach. - Prawa mocniej, prawa mocniej! - krzyczy sternik. Wszędzie, po bokach i z tyłu, majaczą w zasłonie pontony. Pomagam saperowi wiosłować. Ponton o dno - raz,
drugi. Przed nami łacha. Wyskakujemy do wody. Pchamy ponton, brnąc po kolana, po pas. Na innych pontonach robią to samo. Prędzej, prędzej do brzegu. Łacha piaskowa sięga prawie do samego brzegu. Przybijamy pierwsi, razem z dwoma plutonami trzeciej kompanii... Po prawej, gdzie dobiły pontony trzeciej kompanii, uderzył pocisk. Nawet nie słyszałem wybuchu w ogólnej kanonadzie. Nic nie widać. Dym i kurz zasłania wszystko. Pył opada. Leżą jeden przy drugim jak snopy. Na brzegu, w wodzie i na burtach pontonów. To pierwsi, którzy padli na lewym brzegu. Przybijają dalsze pontony i plutony drą się po brukowanym, stromym nadbrzeżu. Zaterkotały pierwsze automaty, zadudnił erkaem, wybuchł granat. Słychać wyraźnie. Nasza artyleria ucichła. Z rzadka biją tylko Niemcy. Z lewej strony bije nieprzyjacielski cekaem. Niektórzy z naszych zalegają, inni przeskakują okop i biegną dalej..."

Walki na przyczółku

Na przyczółku między mostami znalazło się około 800 żołnierzy (według innych danych około jednego tysiąca) wspartych cekaemami, rusznicami przeciwpancernymi, moździerzami, działkami przeciwpancernymi oraz miotaczami ognia. Żołnierze 2 batalionu już na rzece ponosili duże straty, ich dowódcy zostali zabici i ranni, a radiostacje poszły na dno z zatopionymi łodziami. Po wylądowaniu 2 batalion został bez dowództwa i bez łączności. Polacy zajęli niemieckie okopy na nabrzeżu i posuwali się dalej w kierunku zachodnim. 1 batalion, który wylądował pierwszy, działał wzdłuż wiaduktu mostu Poniatowskiego, natomiast żołnierze 2 batalionu atakowali bardziej przy wiadukcie linii kolei średnicowej. Żołnierze kpt. Baranowskiego przekroczyli ul. Solec i przednimi grupami dotarli nawet do podnóża skarpy przy Muzeum Nardodowym. Niemcy nie próżnowali, szybko wprowadzili do walki odwody i zaatakowali ze skrzydeł.

Przeciwko desantowi berlingowców walczył batalion grenadierów pancernych z dywizji "Hermann Göring" i grupa bojowa oddziałów policyjnych. Niemieckie oddziały zostały wsparte czołgami oraz ogniem artylerii i moździerzy, a także ogniem broni maszynowej z wiaduktów obu mostów. Siły główne 8 pp, które znalazły się na przyczółku, jeszcze 19 września zostały odcięte od Wisły i rozczłonkowane na pojedyncze, okrążone grupy broniących się żołnierzy. Niemcy jeszcze przed północą zdobyli skraj swoich przednich okopów nad rzeką i całkowicie zawładnęli brzegiem Wisły. Około północy łączność z prawym brzegiem została przerwana wskutek zniszczenia jedynej działającej radiostacji (1 batalionu). Opór żołnierzy był stopniowo łamany w poszczególnych domach i piwnicach, gdzie broniły się już drobne grupy, walczące często bez dowództwa oraz bez łączności między sobą.

Tak walkę wspomina Adam Czyżowski, który ranny znalazł się w budynku przy ul. Wybrzeże Kościuszkowskie 17: "Najstarszy stanowiskiem w naszej grupie był szef sztabu batalionu por. Sprężuk i chyba on zadecydował, że zajmiemy pozycję w budynku, a dopiero rano wyjdziemy na zewnątrz, pójdziemy do przodu lub okopiemy się. (...) Gdy rozmieszczaliśmy się po pokojach, w pewnym momencie rozległa się silna detonacja. Jak się okazało w jednym z nich wybuchła mina zabijając jednego z oficerów. Inny wyszedł przed budynek, dostał serię w brzuch i bardzo cierpiał. Nie widząc żadnego dla siebie ratunku i pomocy zastrzelił się. (...) Rano, po prawie nieprzespanej nocy wyszedłem z budynku, by się rozejrzeć i ewentualnie okopać. Znajdowałem się akurat w wykonanym uprzednio przez Niemców, a może powstańców okopie, gdy nagle posypały się strzały. W lewej ręce miałem nagan, w prawej granat, który rzuciłem, ale niezbyt daleko, bo rękę miałem już niesprawną. W pewnej chwili nagan wypadł mi z ręki, bo trafił w nią nieprzyjacielski
pocisk. Usłyszałem: - Hande hoch! Z trudem podniosłem obie ręce do góry. Przy obu bokach poczułem lufy karabinów i po chwili zostałem powierzchownie obszukany."

Następny dzień przyniósł koniec walk, a spora część żołnierzy z rozbitego 8 pułku dostała się do niemieckiej niewoli. Podobno niektórym żołnierzom udało się przeniknąć w głąb miasta i przedostać do powstańców. Inni wycofali się nad brzeg Wisły w rejonie wylotów obu mostów, gdzie skupiło się wcześniej wielu rannych, w tym dowódca 1 batalionu. Pod mostami znalazło się około 60 ludzi. W ciągu najbliższych nocy na prawy brzeg ewakuowano rannych żołnierzy, część samodzielnie próbowała przepłynąć Wisłę. Ogólne straty 8 pp w czasie walk na przyczółku między mostami wyniosły 740 żołnierzy w zabitych, rannych i wziętych do niewoli.

Kontrowersje

Można pomyśleć: w sumie nic nadzwyczajnego, jedna z wielu akcji zakończona niepowodzeniem, operacyjna pomyłka dowództwa. Jakie tutaj kontrowersje? A jednak...

W rozkazach z tamtego okresu, jako główne zadanie przeprawionych wojsk 8 pp z 3 DP na przyczółku między mostami, założone było natarcie w kierunku południowym i połączenie się z 9 pp oraz powstańcami na Czerniakowie w rejonie Kościoła Św. Trójcy. Zadanie dla żołnierzy 8 pp brzmiało: "na zachodnim brzegu rz. Wisły zająć kwartał nr 458 (plan Warszawy) i swoim lewym skrzydłem kościół (...) oraz połączyć się z 9 pp."

Jednakże działania 8 pp temu przeczą, gdyż berlingowcy nacierali tutaj w kierunku zachodnim w stronę Al. 3 Maja, a nie na południe. Także w relacjach żołnierzy występuje wątek, że zamiast oczekiwanych powstańców na przyczółku byli Niemcy: "W oknach, piwnicach i dachach zamiast oczekiwanych powstańców, znajdowali się wyborowi strzelcy".

Sprawę zdaje się wyjaśniać gen. Zygmunt Berling w swoich wspomnieniach, w których winnym za niepowodzenie przepraw swych wojsk czyni płk. Juliana Skokowskiego. Według Z. Berlinga, po 17 września 1944 r. za pomocą radiostacji nawiązał łączność z płk. Skokowskim, dowodzącym podczas powstania warszawskiego Polską Armią Ludową. W dalszej części wspomnień gen. Berling napisał: "Postanowiłem zadymić koryto Wisły na całym warszawskim odcinku i pod przykryciem zasłony dymnej sforsować Wisłę 8 pp 3 Dywizji poniżej mostu Poniatowskiego i z tej pozycji uderzyć na skrzydło i tyły przeciwnika atakującego przyczółek czerniakowski i przywrócić tam poprzednie położenie. Skrzydło zewnętrzne tego uderzenia zamierzałem ubezpieczyć przez wypad zgrupowania płk. Skokowskiego... Rozkaz dla płk. Skokowskiego podyktowałem osobiście i wiem, że otrzymał go na czas... zaskoczenie w tym miejscu całkowicie się udało. Przy bardzo silnym wsparciu artylerii pułk dość szybko złamał obronę Niemców i osiągnął wiadukt mostu Poniatowskiego i ul.
Czerwonego Krzyża. W tym momencie winien był uderzyć płk. Skokowski wzdłuż ul. 3 Maja. Niestety, sygnały rakiet pozostały bez odpowiedzi. Płk. Skokowski nie ruszył z miejsca..."

Podsumowując, wychodzi na to, że desant polskich wojsk na zajęty przez nieprzyjaciela teren pomiędzy mostami został w pewien sposób sprowokowany. Niemożliwe było, aby wojska PAL, nieliczne i słabo uzbrojone, mogły samodzielnie wykonać taką akcję. Kto stał za tą prowokacją? Komu na rękę była kolejna nieudana próba pomocy powstańcom? Kto skorzystał na dymisji gen. Z. Berlinga, która nastąpiła niedługo potem? Te pytania pozostają bez odpowiedzi. Można jedynie snuć hipotezy i domysły.

Szymon Nowak dla Wirtualnej Polski

Cytaty wykorzystane w artykule pochodzą z książek: J. Margules "Przyczółki Warszawskie", Z. Berling "Wspomnienia. Tom 3. Wolność na przetarg", B. Dańko "Nie zdążyli do Andersa. Berlingowcy", K. Kaczmarek "Ósmy Bydgoski".

Źródło artykułu:WP Kobieta
historiapowstanie warszawskiedesant
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)