Decyzja USA rozpocznie nowy wyścig zbrojeń. Polacy staną przed trudnymi wyborami
USA wycofują się z kluczowego porozumienia rozbrojeniowego. Świat znowu zaroi się od rakiet z głowicami nuklearnymi. Polska będzie krajem frontowym, a tarcze przeciwrakietowe staną się koniecznością. Czas pomyśleć też, czy chcemy broni atomowej u siebie.
22.10.2018 | aktual.: 22.10.2018 12:06
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
John Bolton, doradca prezydenta Trumpa przyleciał do Moskwy. To on obarczany jest odpowiedzialnością za przekonanie Białego Domu do oficjalnego wycofania się z historycznego traktatu rozbrojeniowego z 1987 r. Porozumienie INF zabrania posiadania, budowy i testów pocisków z głowicami nuklearnymi o zasięgu od 500 do 5 500 km. W szczególności dotyczy to rakiet wystrzeliwanych z ziemi, a także wyrzutni.
Amerykanie od lat oskarżają Rosjan o łamanie porozumienia, czego dowodem mają być Iskandery. Trwa właśnie modernizacja bazy jednej z jednostek wyposażonych w te rakiety i magazynu broni nuklearnej w Kaliningradzie niedaleko granicy z Polską. Ludzie z otoczenia Trumpa podkreślają, że takie posunięcia Moskwy stawiają Waszyngton w niebezpiecznej sytuacji i zmuszają do wycofania się z porozumienia.
Analitycy podkreślają, że decyzja Białego Domu ma jednak inny cel niż przeciwstawienie się zagrożeniu rosyjskiemu. Przede wszystkim chodzi tu o Chiny, których INF nie dotyczy. Dzięki temu Pekin buduje arsenał tysięcy rakiet, z których ok. 95 proc. jest niezgodna z traktatem. Pentagon obawia się, że pozostanie w tyle w wyścigu zbrojeń z Państwem Środka.
INF podpisane przez Ronalda Reagana i Michaiła Gorbaczowa miało szczególne znaczenie dla zakończenia zimnej wojny i globalnego procesu rozbrojenia. Wystrzeliwane z ziemi rakiety średniego zasięgu są trudne do wykrycia i w bardzo szybkim czasie mogą dosięgnąć celów. To czyni je bronią śmiertelnie niebezpieczną.
W latach 80. zagrożenie ze strony takich pocisków nakręciło wyścig zbrojeń. Związek radziecki rozmieścił rakiety SS-20 Saber w krajach Układu Warszawskiego, na co USA odpowiedziały przenosząc pociski Pershing do baz w Europie. Tym razem mechanizm może być podobny.
Prawdą jest, że Rosjanie rozwijają i rozmieszczają całą rodzinę ponaddźwiękowych Iskanderów, które naruszają postanowienia INF. Jednak traktat narzuca pewne hamulce i zmusza do stosowania wybiegów chociażby takich jak skracanie zasięgu pocisków.
Oficjalne wypowiedzenie porozumienia znaczące wszelkie ograniczenia oznacza rakietową "wolną amerykankę", czego obawia się wiele krajów w Europie. Prezydent Francji Macron podkreślił nawet, że INF jest kluczowe dla bezpieczeństwa kontynentu. Anulowanie traktatu oznacza też, że Polska znajdzie się na pierwszej linii frontu tak jak RFN w latach zimnej wojny. Określamy się mianem wschodniej NATO i oczekujemy rozmieszczenia amerykańskich baz na naszym terytorium w odpowiedzi na mocarstwowe działania Rosji. W reakcji Kreml podejmuje kroki odwetowe, co dalej nakręca spiralę zbrojeń i wrogości.
Nie jest już szczególnie istotne kto to zaczął, natomiast wypowiedzenie INF wynosi tę niebezpieczną grę na nowy poziom – nuklearny. W tej sytuacji kolejnym, logicznym krokiem jest rozbudowa obrony przeciwrakietowej. Modernizacja naszych sił zbrojnych staje się kluczowym interesem.
Co więcej, logika wyścigu zbrojeń wymaga zastanowienia się nad niezadanym jeszcze pytaniem, czy Polacy zgodzą się na rozmieszczenie u siebie amerykańskiej broni atomowej? Przed takim dylematem stali Niemcy 30 lat temu. Wielu wyszło wtedy na ulice w proteście.
To pytanie jeszcze nie padło, ale kroki podejmowane przez USA i Rosję zbliżają nas do tego momentu. Nie jest przy tym ważne, że głównym rywalem Waszyngtonu na świecie staje się Pekin, a nie Moskwa. W przypadku globalnych zmagań Polska nie będzie "spokojnym, cichym zakątkiem". Nigdy nim nie była, a to wymaga od nas budowania trwałych, silnych związków z USA i partnerami w Europie.