PolskaCzy polski noblista oszukał kolej?

Czy polski noblista oszukał kolej?

13 lipca 1900 roku kilkanaście minut przed godz. 11.00 doszło do katastrofy kolejowej we Włochach pod Warszawą. Wśród poszkodowanych i rannych znalazł się też przyszły noblista Władysław St. Reymont. Odszkodowanie, jakie otrzymał od kolei pozwoliło mu w pełni poświęcić się pracy literackiej. Istnieją poszlaki, że w uzyskaniu tego odszkodowania pomogło pisarzowi sfałszowane zaświadczenie lekarskie - pisze Marta Tychmanowicz w felietonie dla Wirtualnej Polski.

Czy polski noblista oszukał kolej?
Źródło zdjęć: © PAP | Reprodukcja

Przeczytaj wcześniejsze felietony historyczne Marty Tychmanowicz

33-letni Władysław Stanisław Reymont (a właściwie według metryki kościelnej Stanisław Władysław Rejment - pisarz sam sobie zmienił nazwisko) na samym początku XX w. był już autorem coraz bardziej rozpoznawalnym (wydał już m.in. głośną "Ziemię obiecaną"), intensywnie też pracował nad kolejną wielką epopeją pt. "Chłopi". Po półrocznym pobycie w Paryżu, na wiosnę 1899 Reymont wrócił do Polski - dręczyły go dolegliwości zdrowotne (przeszedł m.in. rozedmę płuc, żółtaczkę, chorobę serca)
i finansowe. Konsekwencją tych problemów były nastroje depresyjne. W jednym z listów do przyjaciela z 8 XI 1899 r. pisał: "Są chwile, mówię Ci szczerze, że myślę, iż najlepszą drogą byłoby palnąć sobie w łeb, to może by była nie najlepsza, a najprostsza likwidacja spraw swoich i niedoli swojej". Kłopoty finansowe oraz przygnębienie Reymont rekompensował sobie intensywnym życiem uczuciowym - starał się o rozwód zamężnej Aurelii Szabłowskiej z Szacsznajdrów, z którą miał zamiar się ożenić, jednocześnie prowadząc intensywny romans
korespondencyjny z Wandą Szczukową (też rozwódką).

Na początku lipca 1900 roku Reymont przybył do Warszawy z Wolbórki, by odebrać honorarium od wydawcy za zbiór nowel "W jesienną noc". Chciał też zlikwidować warszawskie mieszkanie, odebrać paszport i załatwiwszy wszystkie sprawy wyjechać do Zakopanego do Wandy Szczukowej. Osobistą wizytę obiecywał jej już od dawna. To spotkanie - gdyby doszło do skutku - mogłoby zmienić przyszłe koleje jego życia. Być może - zamiast z Aurelią Szabłowską - związałby się właśnie z Wandą Szczukową.

13 lipca 1900 roku po godz. 10.00 rano Reymont wracał pociągiem z Warszawy wraz z redaktorem "Gazety Polskiej" Janem Gadomskim i jego siostrą. Nie minęła nawet godzina, kiedy pod Włochami gwałtowny wstrząs zerwał wszystkich z siedzeń - jak pisze autorka biografii noblisty Barbara Kocówna - "jakby lawina żelaza wpadła do pociągu. Zaczęło wszystko dookoła pękać, łamać się, spadać, walić się z hukiem w tumanach pyłu. (...) Reymonta zdławiło przerażenie (...) prawie instynktownie, na oślep bijąc rękami, zaczął się wydostawać spod stosu desek, potłuczonego szkła (...) z obu dłoni obficie spływała krew". Siostrę redaktora Gadomskiego wydobyto martwą. Zanim dotarła pomoc medyczna, z warszawskiej Woli zdążyli już dojechać złodziejaszkowie. Okazało się, że doszło do zderzenia dwóch jadących z naprzeciwka pociągów. Zaczęto wydobywać coraz więcej ofiar śmiertelnych.

Reymont zamiast do Zakopanego trafił po niespełna godzinie od wypadku do warszawskiego Szpitala Praskiego. Nie zdawał sobie jeszcze wówczas sprawy, że spędzi tam najbliższe półtora miesiąca - okazało się, że oprócz niegroźnych potłuczeń ma złamane żebro i przetrącone nogi. Z każdym dniem pobytu w szpitalu pogarszał się też jego stan psychiczny. Dziewięć dni po katastrofie pisał w liście do Wandy Szczukowej: "rozcięcie głowy się goi, a złamane żebro również, tylko że ani chodzić, ani siedzieć jeszcze nie mogę, zbyt mnie boli krzyż i bok no i sił jeszcze nie mam. Obiecują mi doktorzy, że za jakiś miesiąc ze szpitala wyjdę, a potem na dłuższą kurację całego ustroju nerwowego jechać muszę, tak, że na całą jesień i zimę wyślą mnie pewnie do Włoch, nad morze". Po wyjściu ze szpitala pisarz pojechał na kurację do Wenecji, skąd w listach do brata i przyjaciół donosił: "Z trudem znoszę zrośnięte żebra i przetrącone nogi", "jestem tak wyczerpany wciąż, tak zdenerwowany, tak bez woli i sił, że rozpacz już mnie
ogarnia". Niedomogi fizyczne pociągały za sobą rozstrojenie nerwowe, a co za tym idzie zaprzestanie twórczej działalności - zwierzał się siostrze: "Zupełnie nie mogę znosić większego towarzystwa, żadnych głosów ani gwarów, a już muzyka każda doprowadza mnie wprost do omdleń i spazmatycznych płaczów".

Jednocześnie Reymont najął adwokata mającego wywalczyć od kolei sowite odszkodowanie - wniósł o 50 tys. rubli zadośćuczynienia. Po siedmiu miesiącach od wypadku 18 lutego 1901 roku pisarz otrzymał w końcu od Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej kwotę w wysokości 38,5 tys. rubli, co skomentował nieco kokieteryjnie w swoim dzienniku: "Wypłacili mi dzisiaj 38 500 rubli odszkodowania, dosyć jeśli na pogrzeb, za mało jeśli na życie".

W 2006 roku ogólnopolska gazeta codzienna "Dziennik" (20.10.2006) doniosła na pierwszej stronie w tekście pt. "Jak Reymont zarobił na caracie. Odszkodowanie od zaborcy ułatwiło zdobycie Nobla autorowi 'Chłopów'", że w dokumentach Szpitala Praskiego, w którym ponad 100 lat wcześniej leczył się Reymont odkryto właśnie notatki świadczące o sfałszowaniu zaświadczenia o stanie zdrowia pisarza przez ówczesnego dyrektora tej placówki. Jan Roch Raum, piastujący w 1900 roku funkcję dyrektora, miał napisać w zaświadczeniu, że Reymont doznał połamania 12 żeber – natomiast w cytowanym akapit wcześniej liście samego Reymonta występuje tylko jedno złamane żebro... Komentujący te rewelacje dla „Dziennika” historyk literatury Polskiej Akademii Nauk Krzysztof Mrowcewicz powiedział: „Rzeczywiście, od wypadku rozpoczęła się kariera literacka pisarza. Miał z czego żyć i mógł bez przeszkód napisać 1200 stron „Chłopów” – powieści, która wyścig o Nobla wygrała m.in. z „Czarodziejską górą” Tomasza Manna.

Przyznane odszkodowanie niewątpliwie ułatwiło pisarzowi życie – mógł pospłacać zaciągnięte długi, nie martwiąc się o przyszłość prowadzić normalne życie, a co najważniejsze – skupić się w końcu na pracy literackiej i szlifowaniu monumentalnej epopei „Chłopi”. Katastrofa kolejowa przyniosła jednak nie tylko stabilizację finansową, ale też uczuciową. Korespondencyjna miłość Reymonta z Wandą Szczukową zakończyła się, a w 1902 roku pisarz zawarł związek małżeński z Aurelią Szabłowską z Szacsznajdrów, który kończył burzliwe życie kawalerskie przyszłego noblisty. Wydarzenia roku 1900 były więc dla Reymonta przełomowe, jak zapisał badacz listów Reymonta – Tomasz Jodełka-Burzecki: „Koniec roku 1900 przynosił kres niezwykłej przygodzie Reymonta z niezwykłą kobietą, o której marzył, którą uwielbiał, pragnąc uciec do niej od wszystkich spraw warszawskich – ale ostatecznie uległ katastrofie kolejowej i... Aurelii Szabłowskiej”.

Marta Tychmanowicz specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródła: Barbara Kocówna "Reymont. Opowieść biograficzna”, Warszawa 1971 Kazimierz Wyka "Reymont, czyli ucieczka od życia”, Warszawa 1979 Władysław St. Reymont "Listy do rodziny”, Warszawa 1975 Władysław St. Reymont "Miłość i katastrofa. Listy do Wandy Szczukowej”, Warszawa 1978 Michał Elmerych "Jak Reymont zarobił na caracie. Odszkodowanie od zaborcy ułatwiło zdobycie Nobla autorowi Chłopów” (w:) "Dziennik” 20.10.2006

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (321)