Czy lekarz może bezkarnie kompromitować kolegę?
W komentarzu na łamach "Gazety Wyborczej" Elżbieta Cichocka pyta, czy od dzisiaj każdy lekarz może bezkarnie kompromitować kolegę, podważać zaufanie do niego albo pomniejszać jego autorytet. To właśnie - jej zdaniem - oznacza słowo "dyskredytować".
"Nie" - stwierdza publicystka. Bowiem nie o dyskredytację tu chodzi, lecz o prawo do krytyki. Ten zapis kodeksu etycznego jest często wykorzystywany do kneblowania ust lekarzom. Kto ośmiela się wytknąć błąd koledze, naraża się na sąd lekarski i ukaranie z art. 52.
Miało być inaczej. Kiedy w 1989 r. grupa zapaleńców reaktywowała samorząd lekarski, koronnym argumentem było, że tylko lekarz może sprawiedliwie ocenić pracę innego lekarza. Tak rzeczywiście jest. By orzekać o winie czy zaniedbaniu lekarza, trzeba mieć wiedzę medyczną. W procesach medycznych sąd jest bezradny bez opinii biegłego lekarza.
Jednak na opiniach biegłych wielkim ciężarem kładzie się "klimat". Klimat, czyli przykazanie, by nie mówić nic złego o koledze.
To fałszywe recepty na topniejący w społeczeństwie autorytet lekarzy. Autorytet buduje się na zaufaniu. A zaufanie będzie tym większe, im częściej samo środowisko lekarskie zacznie reagować na błędy w swoim gronie. Dlatego wyrok Trybunału może przyczynić się do polepszenia opinii społeczeństwa o lekarzach - uważa autorka komentarza w "Gazecie Wyborczej". (PAP)