Czesław Mozil: Polacy przeciwni uchodźcom? Propaganda Państwa Islamskiego się udała
- Sam jako dziecko razem z rodzicami trafiłem do obozu uchodźców, gdzie czekaliśmy na azyl. Potem, już w Kopenhadze, miałem przyjaciół Turków, Marokańczyków czy Irakijczyków. Przeraża mnie skala tej nienawiści, hejtu i manipulacji wobec ogółu uchodźców i muzułmanów. Propaganda Państwa Islamskiego się udała. Oni chcą, byśmy palili meczety. Wręcz marzą o tym, by doszło do wojny religijnej. Najlepiej gdybyśmy już teraz zaczęli się bić. Ja, Czesław Mozil, prosty grajek, apeluję o trochę rozsądku. Wołam o umiar – mówi Czesław Mozil w rozmowie z Wirtualną Polską.
12.10.2015 | aktual.: 25.07.2016 17:45
Znany wokalista, współautor książki "Nie tak łatwo być Czesławem", opowiada także m.in. o swoim wizerunku, słynnym "demolowaniu" kawalerki czy poczuciu humoru Polaków. Wyjaśnia również, dlaczego tysiące Cześków już niedługo będą chodzić po polskich ulicach oraz dlaczego on sam jest "cholernie potrzebny" Polsce.
WP: Grzegorz Wysocki: Panie Czesławie…
Czesław Mozil:(przerywa) Panie Grzegorzu… Bez przesady! Czesław jestem, co ze mnie za pan?
WP: Musiałem tak zacząć, bo za „Cześka” i zbytnie spoufalanie się z tobą potrafisz zdemolować lokal. Czytałem na serwisach plotkarskich.
Daj spokój, przecież wiesz doskonale, że to były żarty. Człowiek zrobi czasami coś dla jaj, a potem się okazuje, że wiele osób naprawdę uwierzyło, że zdemolowałem kawalerkę, w której nagrywaliśmy wywiad. Do dzisiaj czasami ktoś podchodzi i pyta, dlaczego aż tak się za tego „Cześka” wściekłem. „Co się stało? Naprawdę aż tak się zdenerwowałeś?”. No, ludzie…
WP: W książce piszesz, że nie wszystkie twoje żarty są rozumiane, ale też, że wydaje ci się, że wielu Polaków nie rozumie ironii.
Tak, i wielu osobom bardzo brakuje dystansu. Mamy ewidentny problem z rozumieniem ironii, z żartami, które nie są podane wprost, najlepiej jeszcze z dodatkiem: „Uwaga, to był żart!”. Od kiedy mieszkam w Polsce wciąż się uczę, że z żartami nie ma żartów.
WP: I jak ci idzie ta nauka?
No, różnie, nie ukrywam. Okazuje się, że cały wywiad czy występ może zostać spieprzony przez jeden źle odczytany przez publikę żart. Zdarza się, że jakiś żart, który wydaje mi się oczywisty, okazuje się zrozumiany kompletnie na opak. Myślę: „Boże, jak to? Może znów pokaleczyłem polszczyznę i użyłem niewłaściwego słowa?”.
Czasami zaczynam w małych miasteczkach swoje koncerty słowami: „Szanowni państwo, przyjechałem tutaj i widzę, że nasz kraj rzeczywiście jest w ruinie”. Ludzie się oburzają. Albo mówię: „Jeżeli mają państwo internet, to wejdźcie na YouTube. Tylko nie pisze się Ju tjub, ale…”. Potem się dogadujemy i cały koncert idzie już gładko, bo ludzie rozumieją, że to jaja.
WP: Z czego wynika to niezrozumienie?
Pani psycholog mówiła mi jakiś czas temu: „Będziesz robił program telewizyjny z dziećmi, więc pamiętaj, by nie ironizować, bo dzieci tego nie rozumieją”. Dzieci śmieją się wtedy, gdy śmieje się cała sala. I wydaje mi się, że wszyscy czasami jesteśmy takimi dziećmi, które rozumieją, że to żart dopiero, gdy wszyscy dookoła już umierają ze śmiechu.
WP: Przyznaję, że sam z tym „panem Czesławem” również nieco ironicznie wyskoczyłem.
No i świetnie, bardzo mi miło. Poczułem się jak Czesław Miłosz przez chwilę.
WP: Wyobraziłem sobie właśnie, że ktoś do Czesława Miłosza startuje prosto z mostu z „Cześkiem”. Chyba też by za to zdemolował lokal, i to wcale nie dla żartów.
(śmiech) Bardzo możliwe. Po tym, jak wpadłem na pomysł nagrania płyty z wierszami Miłosza, spotkałem się w Krakowie z Agnieszką Kosińską, która przez lata była jego sekretarką. Powiedziałem jej, że mam poczucie, że Miłosz był draniem, szorstkim, a czasem też nieprzyjemnym facetem, który pisał wiersze tak, jak niektórzy piszą posty na Facebooku.
WP: W jakim sensie?
Czasami wrzucasz status wyważony i przemyślany, a czasami ponoszą cię emocje, jesteś na bani, ktoś wyprowadza cię z równowagi i dajesz temu upust, wciskając „enter”. Więc możliwe, że masz rację z tą demolką.
WP: A ty sam zdecydowałeś się w końcu na książkę ("Nie tak łatwo być Czesławem"), bo masz już dość bycia Czesiem i czas najwyższy na Czesława?
Bezczelnie mówiąc – zgodziłem się, bo Jarek Szubrycht do mnie zadzwonił. Bardzo go szanuję i uważam za jednego z najlepszych dziennikarzy muzycznych w Polsce. Znamy się od 2007 roku. Jarek był na jednym z naszych koncertów w Krakowie, graliśmy dla jakichś 30 osób. Mój wydawca spytał go wtedy, jak mu się podobał nasz występ, a Jarek odpowiedział, że fajne i oryginalne, ale u nas nigdy się nie przebije.
WP: Czyli nie chodziło o to, że każda gwiazda w Polsce ma już na swoim koncie przynajmniej trzy książki – biografię, autobiografię i wywiad-rzekę – i nie chciałeś zostawać w tyle?
(śmiech) Nie. Do tego Jarek zapewnił mnie, że nie chce plotkować, że nie chodzi mu o celebrytę z telewizora, że nie będzie otwierał zbyt szeroko drzwi do mojej sypialni.
WP: Krótko mówiąc: przekonał cię tym, że zrobi z tobą nudną i poważną książkę o panu Czesławie, a nie Cześku, sympatycznym chłopaku z sąsiedztwa?
(śmiech) No OK, trochę przesadziłem. Ale co, według ciebie wyszło nudno i poważnie?
WP: Na szczęście nie, bo jest nie tylko na serio, ale znalazło się też miejsce na ploteczki i wizytację w twojej sypialni.
Przede wszystkim chcieliśmy opowiedzieć z Jarkiem moją emigrancką historię, dorastanie w Danii, początki mojej kariery i powrót po latach do Polski. Uważam, że moja historia może być ciekawa nie tylko dla mnie i mojej rodziny.
Na emigracji dzisiaj rodzą się tysiące takich Cześków jak ja. Drugie, trzecie, czwarte pokolenie w Stanach, w Anglii, w krajach Europy Zachodniej. Mówię ci, już niedługo po polskich ulicach będą chodzić tysiące Czesławów.
W 2008 roku, gdy udało mi się przebić, dziwiłem się, dlaczego mój akcent jest odbierany jako śmieszny. A przez niektórych odbierany wręcz tak, że jestem debilem.
WP: A, gdyby dzisiaj ktoś ci na to zwrócił uwagę, jak byś zareagował? Wkurzyłbyś się?
Muszę się z tym jakoś mierzyć, ale nie mam prawa się o to wkurzać. Czasy się zmieniają. Grałem koncert w Dublinie i ktoś tam się śmieje z mojego akcentu, więc zareagowałem: „Śmiejecie się z mojego akcentu, a przecież jestem takim samym emigrantem jak wy”.
WP: Za chwilę sami będą mieć dzieci, które będą mówić z akcentem a la Czesław.
Ależ one już tak mówią! Powiedziałem wtedy na koncercie: „Oczywiście, że nikt nie będzie się śmiał z akcentu waszych dzieci. One będą przyjeżdżać na wakacje do Polski, do babci, do dziadka, i na pewno wszyscy tak wychowacie swoje dzieci, że będą mówiły piękną, wybitnie polską polszczyzną, zero obcego akcentu”.
WP: I jaka reakcja?
Zamilkło 400 osób. Cisza absolutna.
W teledysku do „Białego Murzyna” gra Ola, przepiękna dziewczyna, której ojciec jest z Nigerii, a matka Polka. I ona mi opowiedziała, że codziennie co najmniej jedna osoba pyta ją: „Skąd się pani tak pięknie nauczyła mówić po polsku?”. A ona jest Polką, urodziła się i wychowała w Warszawie.
Żyjemy w naprawdę ciekawych czasach, w czasach ciszy przed burzą. Nie wiem, jaka będzie Polska za 10 czy za 20 lat, ale wiem, że na pewno będzie zupełnie inna. Nie wiem też, czy jesteśmy na te zmiany gotowi, ale one na pewno będą.
WP: W książce piszesz, że Polska potrzebuje Czesława. Właśnie po to, byś nam o tym przypominał?
Napisałem nawet, że jestem „cholernie potrzebny”. Dlaczego? Bo przypominam, że dla innych w Polsce też powinno być miejsce. Jedni wyjeżdżają, inni przyjeżdżają – co w tym złego? To naturalny proces.
WP: Cytuję: „Musi się więc znaleźć miejsce dla tych, którzy wrócili do kraju, z którego wywieźli ich rodzice, i teraz kaleczą po polsku, ale też dla tych, którzy urodzili się na innym kontynencie, mają ciemniejszą skórę, ale wybrali Polskę na swoją ojczyznę. Jestem tu, żeby przypominać, że najważniejsze jest to, żebyśmy się wszyscy kochali”.
W tej chwili znów dostaję bolesne baty i maile pełne nienawiści, bo powiedziałem, co myślę na temat uchodźców. Powiedziałem też głośno, że powinniśmy przyjąć te 8 tysięcy Syryjczyków. Tak uważam, ale jednocześnie wiem, że to bardzo drażliwy temat.
WP: I bardzo trudny.
Wiesz, łapię się na tym, że sam mam w tej kwestii dość skrajne poglądy. Często jest tak, że zarzucamy drugiej stronie, że ma skrajne poglądy, a nie zauważamy, że sami również takie mamy, tylko w drugą stronę. Dlatego trzeba bardzo uważać.
WP: Co to znaczy? Że trzeba równoważyć swoje sądy?
Jak najbardziej. Staram się zrozumieć drugą stronę. Staram się zrozumieć, dlaczego ten ktoś tak myśli. Dlaczego ja myślę inaczej? Dlaczego tak wielu Polaków jest tak jednoznacznie przeciwko uchodźcom? Dlaczego tak się ich boimy? I czego naprawdę się boimy?
WP: Sam mówisz – w kontekście uchodźców – że nie boisz się o swoją polskość i jest ci obojętne, z kim twoje dzieci będą się bawiły na podwórku.
Bo się nie boję. Ale ludzie boją się tego, czego nie znają. Tego, o czym nie mają pojęcia. Wiesz, sam tak naprawdę za bardzo nie chcę mówić na temat uchodźców i emigrantów.
WP: Dlaczego? Boisz się głośno powiedzieć, co myślisz?
Nie boję się.
WP: Boisz się, że mówienie na ten temat ci zaszkodzi, bo budzi bardzo silne, także negatywne, emocje?
Nie, nie boję się, że mi zaszkodzi. Wiem, co myślę i mam swoje zdanie. Nie wstydzę się swoich poglądów. Ale też nie mogę i nie chcę pozwolić sobie na to, żeby przyjeżdżać tutaj i mówić: „Macie, kur…a, otworzyć granice, bo ja, Czesiek, tak mówię! Co wy wiecie o muzułmanach?! Otwierać granice, wpuszczać wszystkich do środka!”.
WP: Ale sam wychowywałeś się w gettowej dzielnicy Kopenhagi, Taastrup. To zmienia perspektywę, prawda?
Oczywiście, że zmienia. Jestem dzieckiem emigrantów, moi rodzice do dzisiaj żyją na emigracji. Gdy miałem 6 lat, razem z rodzicami trafiłem do obozu uchodźców, gdzie czekaliśmy na azyl. Potem, już w Kopenhadze, miałem wielu przyjaciół Turków, Marokańczyków czy Irakijczyków.
Byłem jedynym białym w ekipie, ale zostałem zaakceptowany, bo ja przecież też byłem obcy. Owszem, miałem paru kumpli Polaków, ale moi najbliżsi przyjaciele, moja paczka, to były chłopaki z Bliskiego Wschodu. Żyłem w innym środowisku, wychowywałem się i dorastałem wśród muzułmanów, wchodziłem do ich domów, byłem tam mile widziany.
To były fajne przeżycia, bo miałem okazję poznać zupełnie inną kulturę, smaki i zapachy, których w moim domu nie było. To było super! Z drugiej strony zawsze, gdy chłopaki przychodzili do mnie na obiad, mama gotowała dla nich wołowinę. To był dobry czas w moim życiu.
WP: No i o tym mówię. Nie do końca chcesz rozmawiać na ten temat, ale sam wychowywałeś się pośród tych Obcych, których tak wielu Polaków się dzisiaj boi. Sam jesteś emigrantem. Sam jako dziecko przebywałeś kilka miesięcy w obozie uchodźców. Wychodzi na to, że jesteś wręcz predestynowany do zajęcia stanowiska w sprawie, bo przynajmniej wiesz, o czym mówisz. Poznałeś temat na własnej skórze, doświadczyłeś tego, przeżyłeś to.
Masz rację, ale czasami boję się odezwać. Niedawno odmówiłem na przykład wywiadu dla wieczornych wiadomości.
WP: Dlaczego?
Bo o ile ma to jeszcze sens w przypadku takiej rozmowy jak nasza - mogę ją autoryzować tak, że moje wypowiedzi będą oddawać sens tego, co chciałem powiedzieć – o tyle zupełnie inaczej jest z występem w telewizji.
Jestem wystawiony na strzały z powodu mojej polszczyzny, tego, że czasami skracam myśl, użyję złego słowa, popełnię jakiś błąd językowy. A czasami po prostu się zapędzę. I od razu jestem na celowniku, od razu wychodzę na debila, i w tym sensie mówię ci, że muszę bardzo uważać.
Pewnie, że mam swoje wyraźne stanowisko. Pewnie, że jestem bardzo zaniepokojony skalą nienawiści, która się w związku z tą sprawą wylała w internecie i nie tylko. Przecież w Polsce już dzisiaj żyje 30 tysięcy muzułmanów. I co? Gwałcą nas i wysadzają?
WP: No i właśnie dlatego tym bardziej uważam, że takie osoby jak ty, które wiedzą o czym mówią, a które jednocześnie są znanymi, rozpoznawalnymi i sympatycznymi gwiazdami, nie powinny milczeć.
Ale ja nie milczę! Mówię otwartym tekstem, co myślę! Powiem ci więcej – przeraża mnie skala tej nienawiści, hejtu i manipulacji wobec ogółu uchodźców oraz wobec ogółu muzułmanów. Każdy z nich jest teraz gwałcicielem białych kobiet i terrorystą wysadzającym ludzi w powietrze. To chore, nie rozumiem tego, co się dzieje.
Na pewno byłeś świadkiem, jak twoi znajomi – bo moi też – wrzucali linki do różnych tekstów na Facebooku. Różne filmiki, egzekucje, obcinanie głów, memy, jakieś dane z kosmosu. A potem jakaś pani mi pisze: „Chcesz, żeby moja córka była gwałcona przez czarnych?!”. Wiesz, o co tu naprawdę chodzi?
WP: O co?
Propaganda Państwa Islamskiego się udała. Działa perfekcyjnie i osiągnęła pełne zwycięstwo. Państwo Islamskie chce spowodować, byśmy palili meczety. Chce, żeby muzułmanie, którzy żyją z nami i obok nas, ci, którzy od dawna są naszymi sąsiadami, się zradykalizowali. Chce, żeby muzułmanie czuli się zagrożeni i zaczęli myśleć, że mieszkańcy Zachodu rzeczywiście są ich wrogami.
Jeżeli nagle społeczeństwo odwróci się od muzułmanów, to ci muzułmanie zwrócą się dużo bardziej w stronę religii, zaczną się radykalizować. Tak jak my się teraz radykalizujemy. Państwo Islamskie wręcz marzy o tym, by doszło do wojny religijnej. Najlepiej by było, gdybyśmy już teraz zaczęli się bić. Już zdarzają się zresztą takie sytuacje, jakieś akty przemocy, świńskie łby podrzucane do meczetów, jakieś bójki, a będzie tylko gorzej. To jest dokładnie wszystko to, czego chce Państwo Islamskie.
WP: I nie bardzo możemy się temu jakoś przeciwstawić.
Dlatego powinniśmy się opanować. Ja, Czesław Mozil, prosty grajek, apeluję o trochę rozsądku. Wołam o umiar. Powinniśmy być mądrzejsi od tych, którzy naprawdę są naszymi wrogami.
WP: A nie są nimi uchodźcy.
Nie, są nimi prawdziwi fanatycy religijni i terroryści. Dlatego nie rozumiem tego generalizowania. Tego, jak idealnie potrafimy wejść w tę propagandę Państwa Islamskiego. Łatwo jest też mówić, że trzeba oddzielić uchodźców od emigrantów ekonomicznych…
WP: Tylko jak to zrobić w praktyce?
Sytuacja jest bardzo poważna, bo mówimy o życiu ludzkim. O tysiącach, setkach tysięcy istnień ludzkich. To nie jest tragedia Polski, jak się niektórym może wydawać. To jest tragedia Europy, całego świata.
A my co? O czym my w ogóle mówimy? O co się kłócimy na Facebooku? Czy islam to religia, która jest za gwałceniem kobiet i wysadzaniem ludzi w powietrze? To tak, jakby mówić, że katolicy to pedofile, a chrześcijaństwo promuje pedofilię, bo są afery pedofilskie i księża-pedofile.
WP: Ale jednocześnie mówisz, że nie możemy po prostu otworzyć granic i wpuszczać wszystkich zainteresowanych.
Bo nie możemy, ale zastanawiam się nad tym, co się dzieje z naszym chrześcijaństwem.
WP: Co się dzieje?
Wiesz, ja jestem katolikiem i naprawdę wierzę, że Bóg istnieje. Nie chwalę się tym w mediach, bo to moja prywatna sprawa. Ale jestem wierzący i mnie zawsze uczono, że trzeba pomagać ludziom w potrzebie. I teraz powiedz mi: czy my realizujemy w praktyce te wszystkie słowa księży z ambony?
WP: Paradoks polega na tym, że za przyjmowaniem uchodźców – głównie przecież wierzących, chrześcijan z Syrii, bo o nich przecież mówimy – są w tej chwili bardzo często osoby niewierzące o lewicowych poglądach, ateiści, a przeciwko przyjmowaniu braci chrześcijan do Polski są często sami katolicy.
Zgadzam się, to niesamowity paradoks. Ciekawi mnie też to, jak ta, nazwijmy to, druga strona, bardzo często reaguje agresywnie i emocjonalnie. I naprawdę trudno z tym dyskutować. Mogę używać argumentów, mogę być spokojny, mogę opowiadać o swoim doświadczeniu, o tym, gdzie się wychowałem i jak to wyglądało, ale to wszystko na nic.
Jedno chcę naprawdę mocno podkreślić. Gdy mówię o uchodźcach, to nie chcę się mieszać w politykę, serio. Ja tylko mówię, że powinniśmy być ludźmi i zachowywać się jak ludzie. Mówię, że powinniśmy pomóc ludziom, którzy są w potrzebie. I tylko tyle.
WP: Albo aż.
Albo aż. Uważam, że mam prawo powiedzieć, co myślę o emigrantach, bo sam byłem jednym z nich. Mam prawo mówić o uchodźcach, bo dorastałem pośród nich. Mam prawo mówić o LGBT, bo mam przyjaciół gejów i przyjaciółki lesbijki, a jeżeli obrażają i atakują moich przyjaciół, to chyba mam prawo reagować?
Śmiem twierdzić, że moje wypowiedzi tak niektórych oburzają, bo to nie jest coś, co ja sobie wymyśliłem i co sobie ubzdurałem, tylko coś, co przeżyłem.
WP: I dlatego to tak ludzi denerwuje? Bo trudniej z taką osobistą perspektywą, z konkretnym doświadczeniem, polemizować?
Oczywiście, że tak. Widziałem, jaką lawinę komentarzy wywołuje temat uchodźców, ile wśród nich hejtu. Ale to dobrze, bo to oznacza również, że to, co mówię, nie jest ludziom obojętne. Że to coś znaczy.
Sami wyjeżdżaliśmy i wyjeżdżamy i będziemy wyjeżdżać, nie tylko za chlebem. Uciekaliśmy również przed złym reżimem politycznym, wyjeżdżaliśmy z różnych powodów. Byliśmy w potrzebie i nam pomagano, a teraz zachowujemy się, jak gdyby nigdy nic.
Kompletnie nie rozumiem tego, że nie mamy poczucia odpowiedzialności. Boli mnie, że my, Polacy, wolelibyśmy teraz stać z boku i przyglądać się z oddali.
WP: Pytałem cię o to, czy ty sam boisz się mówić na temat uchodźców, ale interesuje mnie również, jak to wygląda w szerszej perspektywie - czy w polskim show-biznesie nie jest tak, że większość osób boi się mówić głośno to, co myśli?
W show-biznesie, jak w każdej innej branży, są ludzie, którzy z różnych względów boją się mówić o swoich przekonaniach, albo zwyczajnie nie czują potrzeby dzielenia się nimi w mediach. Nie chodzi tylko o temat uchodźców, ale też wiele innych – LGBT, wiara w Boga itd.
Niektórzy boją się, że mówiąc wprost – szczególnie ostro – na różne tematy, stracą swoich fanów. Że przestaną oni przychodzić na ich koncerty lub kupować płyty. Że stracą kontrakty, że to odbije się na ich finansach.
WP: Moim zdaniem sytuacja, w której muzyk traci kontrakt, bo powiedział, co myśli, jest chora.
Tak, ale pomyśl o tym z nieco innej perspektywy. Ja – i każdy inny lider zespołu – nie pracuję sam. Co mam powiedzieć swoim muzykom i ludziom, z którymi pracuję? „Posłuchajcie, ja się troszeczkę ostatnio udzielałem w mediach, tu i ówdzie powiedziałem, co myślę, i przez to zarobicie w tym miesiącu dwa razy mniej, a w kolejnym to w ogóle nie będziemy mieli koncertów”? To głupie i egoistyczne.
WP: Ale czy naprawdę uważasz, że twoi fani przestaną słuchać twojej muzyki, lubić twoje piosenki, melodie, wokal, aranżacje, bo wypowiedziałeś się na dany temat? Bo zająłeś stanowisko?
No nie. Wiesz, kiedy wspieram środowiska LGBT – a mam mnóstwo wspaniałych przyjaciół, gejów i lesbijek - to ludzie na moim Facebooku piszą, że dają unlike. A ja przecież od 15 lat śpiewam w piosence: „Proszę się nie bać wszystkich małych chłopców, którzy lubią się schylać”.
Ci, którzy odchodzą, to ewidentnie nie są moi wielcy fani, tylko jacyś przypadkowi ludzie, którzy znają mnie z reklamy czy z „X Factora”. Ale to nie są fani Czesław Śpiewa, więc nie przejmuję się tym tak bardzo. A finalnie na pewno bardziej opłaca się mówienie prawdy niż nie. Ale to ma swoją cenę.
WP: Lepiej siedzieć cicho i liczyć pieniądze z kolejnych zleceń?
(śmiech) Powiem inaczej. Jest w Polsce takie powiedzenie: "Pokorne ciele dwie matki ssie"... Ale wiesz dlaczego powinienem uważać na to, co mówię, jeszcze bardziej niż inni?
WP: Wiem. Bo jesteś u nas trochę traktowany jak obcokrajowiec żyjący w Polsce, a nic nie rozwściecza nas bardziej niż Obcy mówiący źle o Polakach.
(śmiech) ...bo kiedy mówię ostro, co myślę, to potem – oprócz normalnej krytyki – słyszę jeszcze coś takiego: „Zobacz go, kur..a, przyjechał taki do Polski, ma na chleb, dorobił się, i będzie nam jeszcze pierd..ić?”. I nie ma większego znaczenia fakt, że jestem patriotą i że ja naprawdę kocham Polskę.
WP: A czy nie jest tak, że twoja ekipa, wydawca płyty, agentka, wydawcy książki, cię ostrzegają, podpowiadają, żebyś nie mówił o tym i o tym, żebyś nie przesadzał? Nie masz takich zapisów w umowach („tematy zakazane”)?
(śmiech) Nie jestem tworem marketingowym, zapisanym punktem w kontrakcie. Za swoje słowa odpowiadam przed samym sobą.
WP: Nie mówią ci: „Czesław, przy okazji tej premiery, ani słowa o gejach i koniec z atakowaniem Kościoła!”?
O wspieraniu środowisk LGBT mówię otwarcie, a Kościoła nie atakuję. Jako dziecko byłem gwiazdą jasełek w polskim kościele w Danii, śpiewałem tam w chórze kościelnym i przez wiele lat byłem ministrantem. Te opowieści o atakach na Kościół to jakaś wyssana z palca propaganda.
WP: Czytałem, że jesteś pierwszy chojrak, jeśli o ataki na Kościół idzie.
To absurd, kompletna abstrakcja. Oni nawet nie sprawdzili i nie zapytali mnie, czy ja jestem wierzący. Nie wiem, na jakich oni się opierają źródłach, chyba na żadnych.
Jedyne, co ja mogę, to być sobą. Mogę być Czesławem i starać się być tym Czesławem jak najbardziej. Mogę starać się nie gadać głupot. Mogę próbować zrozumieć drugą stronę.
Sam widzisz, że za bardzo się nie cenzuruję, ale i tak muszę uważać na to, co mówię. I ty, Grzegorz, również uważaj na to, co mówisz. Wiem, o czym mówię, możesz mi wierzyć.
Rozmawiał: Grzegorz Wysocki, szef działu Opinie WP.
*
Książka "Nie tak łatwo być Czesławem" autorstwa Czesława Mozila i Jarka Szubrychta ukazała się nakładem wydawnictwa Otwarte.