PolskaCzego Platforma dowiedziałaby się od ginekologa?

Czego Platforma dowiedziałaby się od ginekologa?

Jest dowcip: pewien młody mężczyzna mówi do ojca swojej narzeczonej: - Przyszedłem poprosić o rękę pańskiej córki. Ale to tylko formalność. - Wypraszam sobie - wścieka się przyszły teść - kto ci powiedział, że to tylko formalność? - Ginekolog - padła odpowiedź - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski Wiesław Dębski. To właśnie od "ginekologa" PO mogłaby się dowiedzieć, jak wygląda sytuacja w Polsce.

Czego Platforma dowiedziałaby się od ginekologa?
Źródło zdjęć: © WP.PL
Wiesław Dębski

31.08.2010 | aktual.: 31.08.2010 07:43

Waldy Dzikowski, prominentny polityk Platformy Obywatelskiej, zarzucił właśnie opozycji, że "chce wykorzystać kryzys, żeby nas (czyli partię rządzącą - WD) atakować". Cóż tak niebywale rozgniewało pana posła? Drobiazg - próba podjęcia dyskusji o stanie finansów publicznych i likwidacji barier dla przedsiębiorczości! Po co gadać o takich błahych sprawach, przecież rząd wie co robić - zdaje się mówić Dzikowski.

W pewnym sensie posła i jego partię rozumiem. Za pasem jedne wybory, za rok drugie a decyzje, które rząd powinien podjąć, wymagają od nas wszystkich krwi i potu. Lepiej więc sięgać do portfeli wyborców cichaczem, bez rozgłosu i "zbędnego gadania" niż poważnie rozmawiać ze społeczeństwem. Platforma Obywatelska ma większość w sejmie i senacie, swojego prezydenta, odgrywającego rolę opozycji koalicjanta. Uznała więc, że sama najlepiej wie co robić, zaś marudzenie opozycji (i nie tylko) nie jest jej do niczego potrzebne. W zamian funduje więc nam polityczny teatr.

Taki na przykład, jak niedawne spotkanie Donalda Tuska z szefami Otwartych Funduszy Emerytalnych. Zobaczyliśmy premiera groźnego, pohukującego na nie cieszących się specjalną przychylnością społeczeństwa urzędasów z Funduszy. Ci położyli uszy po sobie, świadomi, że swoje interesy mogą załatwiać z politykami na zapleczu, a nie w świetle kamer telewizyjnych. Przy okazji Donald Tusk rzucił pomysł zmiany sposobu waloryzacji emerytur i rent - z procentowego na kwotowy (w poprzednim ci, którzy mieli niskie świadczenia dostawali małe podwyżki, beneficjenci świadczeń wysokich otrzymywali podwyżki odpowiednio większe. Teraz ma być po równo - np. wszyscy po 100 zł). Prawda, że pięknie. Człowiek o lewicowych poglądach powinien takiej próbie wyrównywania nierówności społecznych tylko przyklasnąć. I ja - naiwny - oczywiście przyklasnąłem. A następnego dnia przeczytałem w jednej z gazet, że rząd chce na tej operacji zaoszczędzić 1,5 mld złotych! Ale po co o tym gadać...

Rząd chce też zmienić zasady przyznawania rent. I zaoszczędzić na tym następne 2 mld zł. Podniesie też wysokość podatku VAT i uciuła kolejne 4 - 5 mld zł. Prawda, że proste. Te tylko przykłady pokazują, kto przede wszystkim zapłacić ma - według Platformy Obywatelskiej - koszty kryzysu gospodarczego. To oczywiste: ludzie najubożsi. Którzy całe swoje mizerne dochody wydają na jedzenie i utrzymanie. A to obciążone jest właśnie podatkiem VAT. Kolejni do strzyżenia są oczywiście emeryci i renciści. Nie ma o czym gadać?

A może porozmawiajmy o bardziej prostym i sprawiedliwym rozwiązaniu. Od stycznia 2008 roku obniżono podatki i składkę rentową. Premier Tusk zachwalał wtedy: w kieszeniach Polaków zostaje 35 mld zł rocznie. Nie dodał oczywiście, że w kieszeniach osób zarabiających mało zostaną dziesiątki złotych miesięcznie, natomiast ci, którzy zarabiają najwięcej, zyskają dziesiątki tysięcy złotych. Przed kilkunastoma dniami premier nie mówił już o tym co zostanie w naszych kieszeniach, lecz o dziurze, którą ta obniżka spowodowała w budżecie i za ten rok oszacował ją na 40 mld zł. Może więc nie ciułać drobnych kwot kosztem emerytów, a przywrócić (na kilka lat!) poprzednią składkę rentową i skalę podatkową?

Jest więc o czym gadać? Moim zdaniem tak. Poseł Dzikowski i jego partyjni koledzy uważają, że nie. Po co konsultować cokolwiek z opozycją i społeczeństwem, po co psuć wspaniałe rządowe pomysły, jeśli można zająć szeroką publiczność krzyżem, Palikotem, sporami wokół obchodów rocznicy porozumień sierpniowych, i co tam jeszcze znajdzie się pod ręką.

Ja jednak z uporem godnym tej sprawy będę powtarzał: rozmawiajmy o sprawach rzeczywiście ważnych dla każdego z nas, dotyczących naszego zdrowia, oświaty, naszych portfeli. A przy okazji rozmawiajmy też o krzyżu - ale nie tym przed Pałacem Prezydenckim, lecz tym określającym relacje państwo - Kościół katolicki.

Tych tematów nie da się uniknąć. Wcześniej czy później trzeba je będzie podjąć. Jeśli wcześniej - to rozmawiać będziemy w czasie spotkań poselskich czy dyskusji w mediach. Jeśli później - "dialog" będzie się toczył na ulicach!

Kto nie wierzy, niech przeczyta poniższy dowcip: Pewien młody mężczyzna mówi do ojca swojej narzeczonej: - Przyszedłem poprosić o rękę pańskiej córki. Ale to tylko formalność. - Wypraszam sobie - wścieka się przyszły teść - kto ci powiedział, że to tylko formalność? - Ginekolog - padła odpowiedź.

Są po prostu rzeczy, których uniknąć się nie da. Nawet jeśli partyjne tuzy sądzą inaczej. Oni mogą opowiadać co chcą, ale jaki jest stan rzeczy najlepiej wie "ginekolog".

Wiesław Dębski specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (18)