Polityka"Czas na państwo". Tak zmienia się pomoc dla uchodźców z Ukrainy

"Czas na państwo". Tak zmienia się pomoc dla uchodźców z Ukrainy

- Wielu obywateli jest zmęczonych pomaganiem. Nie chodzi o stygmatyzację ludzi, mówimy o potrzebie powrotu do normalności. Nadal trzeba bardzo docenić to, co zrobiliśmy jako społeczeństwo, pomagając Ukraińcom. Tylko teraz już czas na rozwiązania systemowe - na państwo - mówi Wirtualnej Polsce prof. Maciej Duszczyk. Ekspert ds. migracji odniósł się też do doniesień o tysiącach ukraińskich dzieci wywożonych do Rosji. - Jeżeli tak jest, to jest dokładnie to samo, co robił Stalin z polskimi dziećmi. Putin jest człowiekiem owładniętym szaleństwem - ocenia.

Prof. Maciej Duszczyk
Prof. Maciej Duszczyk
Źródło zdjęć: © East News | Piotr Kamionka/REPORTER
Michał Wróblewski

Wirtualna Polska: Od kilku dni dociera do nas przerażający obraz wojny. Ofiary, ranni. Filmy, zdjęcia są wszędzie.

Prof. Maciej Duszczyk, wykładowca na Wydziale Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych oraz członek Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego: Nie da się uciec od tych obrazów. Niemożliwe jest się od tego uchronić, tego nie da się nie zobaczyć. To można jedynie maksymalnie ograniczać. Kluczowe jest psychologiczne wsparcie przede wszystkim dla dzieci z Ukrainy. Trzeba robić wszystko, by je przed tymi obrazami uchronić.

Da się dziś uchronić uchodźców od traumy?

Traumą trzeba zarządzać. Wyjść na spacer. Porozmawiać. Nie trzeba rozmawiać o wojnie, można podejmować inne tematy. Można robić tysiące innych rzeczy. W zarządzaniu kryzysami migracyjnymi, których głównym powodem jest wojna, pomoc psychologiczna jest tak samo ważna jak ta materialna. Profesjonalni psychologowie wiedzą, co w takich sytuacjach należy robić.

Dziś w pewnym sensie psychologami muszą być jednak wszyscy ci, którzy pomagają uchodźcom z Ukrainy. Kluczowe jest jednak, aby przeczytali poradniki, które już pojawiły się w sieci. To pozwoli im uniknąć podstawowych błędów. Jeżeli jednak problem jest większy koniecznie trzeba się zwrócić o profesjonalną pomoc. Tylko gdzie ją znaleźć? Pamiętajmy, że mówimy o ludziach, którzy często stracili swoich bliskich lub każdego dnia drżą o ich życie.

Czy dramatyczne obrazy, pokazujące ludobójstwo dokonywane przez Rosjan na bezbronnych mieszkańcach Ukrainy, wpłynie na to, że uchodźcy nie będą chcieli wracać do kraju? I z drugiej strony: czy należy w związku z tym spodziewać się więcej ludzi chcących uciec z Ukrainy?

Nie spodziewam się dużej fali migracyjnej wynikającej z tego, co już się wydarzyło. Jeżeli Rosjanie zajmowaliby kolejne terytoria Ukrainy, co jednak na szczęście nadal jest mało prawdopodobne, to wtedy tak, ale raczej wewnątrz Ukrainy. W każdym razie Ukraińcy będą w pierwszej kolejności przemieszczać się na zachód Ukrainy. I naszym obowiązkiem jest dostarczanie pomocy na miejscu. Pomoc humanitarna, maksymalna, w miejscach, które nadal są w Ukrainie bezpieczne.

Ukraińcy nie chcą wyjeżdżać, chcą być u siebie, więc musimy zrobić wszystko, by na miejscu zapewnić im bezpieczeństwo. Niestety, na wschodzie Ukrainy, jak wszystko na to wskazuje, dojdzie do brutalnych walk. I Ukraińcy będą musieli się stamtąd przemieścić. Rosjanie, co pokazuje atak na dworzec w Krematorsku, nie chcą dopuścić do bezpiecznego wyjazdu Ukraińców z tamtych terenów.

Rosja łamie tym samym wszelkie zasady i wywołuje katastrofę humanitarną.

Tak. Ukraińcy chcą dostać się na zachód Ukrainy, ponieważ dziś jest tam bezpiecznie. Widzieli, co Rosjanie robili w miejscowościach, które czasowo zajęli i na pewno wielu z nich będzie chciało wyjechać jak najdalej od toczących się walk. I Zachód musi zrobić wszystko, by na zachodzie Ukrainy bezpieczeństwo utrzymać.

Jaka jest dziś sytuacja na granicach?

Stabilna. Mamy ok. 7-10 tysięcy dziennych przepływów osób na granicy. Jest to różnica pomiędzy przyjazdami i wyjazdami. Część uchodźców wyjeżdża do innych państw, część zostaje. Liczba uchodźców w Polsce jest zatem stabilna. Momentami się minimalnie zmniejsza lub zwiększa. W sumie mamy w Polsce pomiędzy 1,2 a 1,4 mln uchodźców wojennych z Ukrainy.

Co należy robić na granicy?

Nadal muszą być zorganizowane punkty z żywnością itd. To jest zapewniane głównie przez samorządy i organizacje pozarządowe. Organizowany jest też transport. Nie ma potrzeby dziś ekstraordynaryjnych działań, jak na początku wojny. Nie ma potrzeby np. organizowania prywatnych przejazdów, z tym instytucje rządowe i samorządowe sobie radzą. Infrastruktura zorganizowana przez państwo jest wydolna.

Polacy chcą nadal pomagać?

Rozmawiałem ostatnio z Prof. Michałem Bilewiczem i on wspomniał, że to, co obecnie obserwujemy w psychologii, nazywa się "zmęczenie empatyczne". Wielu ludzi jest już po prostu zmęczonych pomocą.

Chce pan powiedzieć, że znikł entuzjazm?

Zmęczenie empatyczne polega na tym, że pomaganie ma swoje granice. Jesteśmy zmęczeni pomaganiem. Nie chodzi o stygmatyzację ludzi, mówimy o potrzebie powrotu do normalności. Nadal trzeba bardzo docenić to, co zrobiliśmy jako społeczeństwo, pomagając Ukraińcom. Tylko teraz już czas na rozwiązania systemowe - na państwo.

Z czego wynika to "zmęczenie empatyczne"?

Właśnie z powodu chęci powrotu do normalności. To dotyczy zarówno Polaków, jak Ukraińców, którzy też chcieliby wrócić do normalności. Oni też chcą prywatności. To jest jak z goszczeniem członków naszej rodziny. W pewnym momencie jesteśmy zmęczeni tą gościnnością. To samo zjawisko dotyczy przyjmowania uchodźców. I jest to całkowicie normalne.

Kwestie ekonomiczne, związane z utrzymaniem, są w tym przypadku istotne?

Moim zdaniem są wtórne. Każdy ma swój tok życia. Ten tok został zaburzony przez osoby, które z empatii przyjęliśmy w domach. W pewnym momencie chcielibyśmy wrócić do swojego normalnego życia. I nie dotyczy to czynnika finansowego.

Czy Ukraińcy w Polsce są w stanie się do takiej sytuacji "przyzwyczaić"?

W przypadku migracji mamy do czynienia z kilkoma fazami. Cały czas występuje czas recepcyjny, ponieważ napływają do nas nowi uchodźcy, choć jego skala jest już o wiele niższa niż miesiąc temu. Jednocześnie rozpoczyna się czas tzw. miękkiej integracji. Osoby, które uciekły z Ukrainy, muszą funkcjonować w polskim społeczeństwie. Tak, jak Polacy.

Dzieci muszą wstawać rano, myć zęby i iść do szkoły, nawet, jeżeli jest ona w tym samym budynku. Matki muszą przygotować im kanapki i iść do pracy. Wyjść, spotkać się z kimś. Jeśli dzieciaki pójdą do szkoły, albo będą grać w piłkę, to nie będą siedzieć w komórkach i patrzeć na zdjęcia z Buczy. Jeśli ich matki będą szukać pracy i zaczną tę pracę wykonywać, to mniej będą myśleć o swoich mężach, którzy walczą w Ukrainie. Tak zarządza się migracjami uchodźczymi w czasie wojny.

Rola państwa jest kluczowa.

W kwestiach mieszkań, edukacji, służby zdrowia, musi już zadziałać państwo. Nie obywatele. Musimy też pamiętać, że każda trauma, każda żałoba, kiedyś się kończy. Kiedy sami jesteśmy dotknięci jakaś tragedią, to najczęściej chcemy jak najszybciej wrócić do pracy, do codziennych obowiązków, żeby zapomnieć o tym, co nas dotknęło. To jest zachowanie obronne. W przypadku uchodźców jest podobnie. Jeżeli mogą być upodmiotowieni np. pójściem do pracy i zarabianiem środków na swoje utrzymanie, to natychmiast ich kondycja się poprawia, a to bardzo ważne. To jest też zdecydowanie dobry scenariusz dla społeczeństwa przyjmującego, czyli w tym przypadku nas, Polaków.

Zauważył pan, że pojawiają się pierwsze problemy szkolne. Dzieci z Ukrainy w polskich szkołach zaczynają opuszczać lekcje, głównie z powodu problemów komunikacyjnych.

Tak, dotyczy to przede wszystkim starszych dzieciaków, w szkołach średnich. Młodsze sobie dają radę. Ci starsi rezygnują po kilku dniach, po tygodniu. Właśnie z powodów komunikacyjnych. To jest tak, jak by pana posadzili gdzieś na 5-6 godzin, a pan nie rozumiałby, co do pana mówią. Pan się próbuje skupić, myśli o tym, że do pana coś mówią, słyszy pojedyncze słowa, ale szum przeszkadza w rozumieniu. Mało kto jest w stanie sobie z tym poradzić. Młodsi sobie radzą lepiej z tym, starsi - gorzej. Ci starsi też po prostu więcej rozumieją, a to też nie pomaga w aklimatyzacji. Nie wolno im przysparzać dodatkowych problemów, traum.

Ilu uchodźców z Ukrainy podjęło już pracę w Polsce?

Z danych MRiPS oraz organizacji pracodawców wynika, że na rynek pracy weszło ok. 30-40 tys. Ukrainek. To 5 proc. tych, które przybyły do Polski. To może wydawać się mało, ale tak nie jest, biorąc pod uwagę sytuację. Coraz więcej z nich już poszukuje pracy.

A jak wygląda sytuacja z miejscami, w których Ukraińcy mogą mieszkać?

Tych miejsc nie wystarcza. Wielu ludzi, którzy prywatnie przyjmują uchodźców, "jedzie na ostatnich oparach". To jest ta "zmęczona empatia". Zapewnienie infrastruktury mieszkaniowej, w bardzo różnej postaci, to na dzisiaj największe wyzwanie dla rządu.

Jak ocenia pan decyzję rządu o uruchomieniu syren w hołdzie dla ofiar katastrofy smoleńskiej?

Osoba, która podjęła decyzję o uruchomieniu syren, nie nauczyła się niczego z ostatnich sześciu tygodni. Nie odrobiła żadnej lekcji i nie ma zielonego pojęcia, czym jest uchodźstwo wojenne. Oczywistym jest, że Polacy zawsze będą pamiętać o katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem, a w jej rocznicę wspominać w myślach czy modlitwach osoby, które tam zginęły. Nie może to jednak oznaczać braku elementarnej empatii dla tych, którzy uciekli przed wojną do naszego kraju.

Rząd informował o syrenach wcześniej. Wysłał uchodźcom SMS-y.

Nie ma żadnej możliwości, żeby taką informacją przekonać uchodźców z Ukrainy, że to nic nie znaczy, że nie trzeba się bać. Lęk rodzi się podświadomie. Ukraińcy mierzą się z wielką traumą. Wyobraźmy sobie, że ktoś będzie na przykład spał i nagle usłyszy dźwięk syren. Może zacząć chować się pod łóżko, uciekać do piwnicy. To jest podświadome. Ludzie mogą dostać spazmów czy płakać. Jak wytłumaczyć kilkuletniemu dziecku, że są syreny i nie trzeba się bać? Jak powiedzieć to dziecku, który widział zamordowanych członków swojej rodziny?

Ukraińska obrończyni praw człowieka Ludmyła Denisowa poinformowała, że Rosjanie wywieźli z Ukrainy do Rosji już ponad 121 tys. dzieci. Rosyjskie media - wedle Denisowej - zapowiadają, że Putin wkrótce uprości procedurę ich adopcji w Rosji. To brzmi przerażająco.

Jeżeli to jest prawda, to w cywilizowanym języku nie ma słów, którymi można to nazwać. Jeżeli tak jest, to jest dokładnie to samo, co robił Stalin z polskimi dziećmi. Putin jest człowiekiem owładniętym szaleństwem. To, co robi, przypomina deportacje polskich dzieci za Stalina.

Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojnauchodźcyukraina
Wybrane dla Ciebie