"Czarny scenariusz". Krzyk Zełenskiego nie wystarczy?
Ukraiński front chwieje się pod naporem Rosjan. Negatywnie na obrońcach odbijają się braki w ludziach i amunicji. Moskwa próbuje wykorzystać sytuację. - Jeśli Rosjanie dokonają strategicznego przełamania, to w głębi operacyjnej spotka ich pustka. Będą mogli pójść daleko i głęboko. To jest największe zagrożenie, czarny scenariusz - mówi Wirtualnej Polsce gen. Roman Polko.
29.03.2024 | aktual.: 30.03.2024 09:59
Brytyjski tygodnik "The Economist" informuje, że Rosjanie szykują ofensywę, której początek zaplanowany jest wraz z nadejściem lata. Sytuacja na froncie już teraz dla Ukraińców jest niezwykle trudna.
Oddziały Kijowa bowiem muszą mierzyć się z przytłaczającą przewagą wrogą, na którą nie mogą odpowiedzieć. Ukraińcy w ostatnim czasie nie mogą liczyć na zachodnie dostawy, przez co znacznie spadło wykorzystanie przez nich artylerii. Jednostki frontowe cierpią także z powodu braków kadrowych - Ukrainie brakuje ludzi. Putin doskonale zdaje sobie z tego sprawę i chce wykorzystać sytuację.
- Tu nie trzeba być wielkim strategiem: jak przeciwnik okazuje słabość, trzeba rzucić wszystkie siły, żeby wykorzystać sytuację - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską gen. Roman Polko.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- To, że Ukraina jest pozbawiona dostaw, to wiedza powszechna. Jeśli Rosjanie dokonają strategiczne przełamania, to w głębi operacyjnej spotka ich pustka. Będą mogli pójść daleko i głęboko. To jest największe zagrożenie, czarny scenariusz, z którego zdaje sobie sprawę prezydent Zełenski - tłumaczy były dowódca GROM.
Błędne decyzje Kijowa i braki dostaw z Zachodu
Brak głębi operacyjnej - czyli niedostatecznie rozbudowane linie obronne - to konsekwencja decyzji podejmowanych w Kijowie. Ukraińcy o swoją sytuację obwiniają w dużej mierze Zachód, który więcej deklaruje, niż fizycznie dostarcza na front - o czym wspomina "The Economist". Ta sytuacja jest też wypadkową braku odpowiedniego przygotowania samych Ukraińców. - Tak dużo mówiono o ofensywie, że Ukraińcy sami chyba w nią uwierzyli i nie budowali umocnień obronnych, które powinny powstać już wcześniej - podkreśla. gen. Polko.
Podobnego zdania jest inny emerytowany wojskowy gen. Waldemar Skrzypczak. -To błąd płytkiej obrony. Tak jak ofensywa to był błąd, tak niezdanie sobie sprawy, że trzeba szykować obronę strategiczną, to też błąd. Ona jest łatwa do przełamania i słabo przygotowana. Rosjanie mają duże pole manewru przy obecnej przewadze. Mogą uderzać, gdzie im się podoba - mówi w rozmowie z WP.
Wojskowy wskazuje jednocześnie, że obecnie ukraińskie linie obronne mają głębokość 5-8 km, co nie gwarantuje ich utrzymania. - Jak je przełamią, to się wleją w głąb kraju i pójdą zagonami aż po Dniepr - podkreśla.
Oddziały podległe Kijowowi trapi także problem braku ludzi. Rosja szykuje kolejną falę mobilizacji, którą spotęgować mogą następstwa ostatniego zamachu na Crocus City Hall pod Moskwą, tymczasem ukraińscy poborowi, którzy mogliby zmienić sytuację na froncie, w większości przebywają poza krajem. - Kryzys żołnierski w ukraińskiej armii jest bardzo poważny. Nie ma czym uzupełniać strat. Brygady są na poziomie 40-50 proc. stanów. Kryzys się pogłębia, bo żołnierze giną, a nie ma zastępstwa - tłumaczy gen. Skrzypczak.
- Nawet gdyby Ukraina teraz przeprowadziła mobilizację, to ci żołnierze dotrą na front na jesieni. To wymaga czasu, przeszkolenia i przygotowania. To nie jest rozwiązanie na już - dodaje.
Ukraina "jedzie na oparach"
Brak amunicji to oczywiście kolejny problem, z którym mierzą się żołnierze Zełenskiego. Zachód sam ma problem ze znalezieniem niezbędnych pocisków, sytuacje może poprawić zapowiada przez Czechy dostawa ok. miliona pocisków artyleryjskich, która ma dotrzeć do Ukrainy nawet w kwietniu. O rozpaczliwej sytuacji amunicyjnej mówił także sam prezydent Ukrainy, który w wyemitowanym w czwartek wywiadzie dla amerykańskiej telewizji CBS stwierdził, że "Rosja na 100 proc. wykorzystuje przerwę we wsparciu USA dla Ukrainy; nie mamy już prawie w ogóle artylerii".
- Od sierpnia Ukraińcy nie kupili amunicji za pieniądze z Zachodu - głównie artyleryjskiej. Mówiąc krótko "jadą na oparach". O tym, że tak jest w ukraińskiej armii, wie Putin, dlatego właśnie naciska na Siergieja Szojgu, żeby szukał szybkich rozwiązań i wykorzystał sytuację - wskazuje gen. Polko.
- Dostawa jest i tak mocno spóźniona. To starczy, przy obecnym zużyciu, na ok. dwa miesiące. Ukrainie brakuje jednak artylerii, która jest niszczona i brakuje artylerzystów. To będzie użycie na pół gwiazdka - szacuje.
Morale kluczem na froncie
Co zatem czeka nas w najbliższych miesiącach? Eksperci wskazują na prawdopodobne kierunki działań Rosjan. - Putin wytoczył nowy cel - w ubiegłym roku to był Donbas, teraz wydaje mi się, że jest to dojście do Dniepru na kierunku połtawskim i zaporoskim. To oznaczałoby przejęcie całej wschodniej Ukrainy. Jako dowódca wojskowy zrobiłbym tak samo - wskazuje gen. Skrzypczak.
Zdaniem wojskowego, to nie jedyny cel Kremla. - Drugim celem może być odsunięcie Ukrainy od Morza Czarnego. Operacja do Dniepru może być wiosenno-letnia. Ona teraz właśnie może być przygotowywana - mówi.
Gen. Polko również wspomina o linii Dniepru. Zdaniem byłego dowódcy GROM, "trudno jednak wróżyć z fusów". - Nawet na linii Dniepru nie musi być przygotowanej linii obrony. Jedyne co może ograniczać Rosjan - jeśli przełamią główną linię oporu - to obawa o uderzenie na skrzydła. Jeśli pójdzie się klinem w głębię operacyjną dalej i nie zabezpieczy się własnych skrzydeł, można się wpędzić w niebezpieczną sytuację, która może doprowadzić nawet do okrążenia - podkreśla.
Wojskowy wskazuje przy tym na czynnik, który może pomóc Ukraińcom odwrócić sytuację. - Najważniejszym czynnikiem są morale. To pozwoliło Ukrainie odeprzeć Rosjan spod Kijowa. To zaangażowanie i wiara w sukces była, teraz tego nie ma. Za to odpowiadają nie tylko sami Ukraińcy, którzy mają prawo być zmęczeni, ale i Zachód, który przegrywa wojnę informacyjną. Ten żołnierz na pierwszej linii musi otrzymywać jakieś pozytywne sygnały wsparcia, żeby to morale budować. Bez tego nawet cudowny sprzęt nie pomoże - mówi.
- Gdybym był rosyjskim dowódcą, rzuciłbym wszystko, co mam, żeby jeszcze bardziej rozbić morale i zrobić wyłom w ukraińskim zgrupowaniu. Taki cel na pewno będzie przyświecać Moskwie. To nie oznacza jednak, że Ukraina jest przegrana. Cała sztuka wojenna Putina polega na tym, żeby skłócić Zachód przeciwko sobie, na czym on wygrywa - podsumowuje.
Tomasz Waleński, dziennikarz Wirtualnej Polski