COVID-19 i grypa w natarciu. Zapytaliśmy Polaków o obowiązek noszenia maseczek
- Czy ktoś kaszlnie czy ktoś kichnie, ludzie niestety nie zasłaniają rękami twarzy, także na pewno przydałyby się - stwierdziła emerytka z Białegostoku, gdy zapytaliśmy ją ewentualny powrót do noszenia maseczek w sezonie grypowym. Po tym jak administracja Szpitala Specjalistycznego w Mielcu nakazała noszenie maseczek jednorazowych na terenie placówki, wróciły wspomnienia z czasów pandemii COVID-19. Reporter WP Marek Gorczak wybrał się na ulice Białegostoku, by zapytać Polaków, czy są za tym, aby w czasie sezonu grypowego i mutacji koronawirusa, wrócić do noszenia maseczek w miejscach publicznych. - Wydaję mi się, że w szpitalach, przychodniach, aptekach czy komunikacji publicznej powinny być - przyznał jeden z emerytów, zapytany o maseczki. - Obowiązkowe to może nie, ale jeśli jest ktoś przeziębiony, tak jak ja jestem, to dla bezpieczeństwa innych ja sobie maseczkę zakładam - przyznał kolejny białostoczanin. - Może na ulicy nie, ale w tych urzędach i innych to tak - rzuciła kolejna mieszkanka stolicy Podlasia. Pomimo przychylnych opinii w sprawie noszenia maseczek, jest też sporo ludzi, którzy mają zupełnie inne zdanie w tym temacie. - Maseczki nie są potrzebne, jestem na świeżym powietrzu - stwierdziła kobieta w średnim wieku. - Niepotrzebne. Trzeba się wystrzegać. Odwracać się od innej osoby, nie stać blisko - dodała inna z mieszkanek miasta. - Ochronę ma dystans, odpowiednie odżywianie się i higiena - skomentował dla WP kolejny przechodzień. Co ciekawe, pojawiły się również pojedyncze głosy, że tego typu metody nie mają nic wspólnego z ochroną ludzkiego zdrowia. - Maseczki na dłuższą metę to jest zwykła maskarada. Maskarada dla bogatych ludzi i koncernów. To jest robione pod zarobek koncernów - oznajmił głośno emeryt. - Nowe wybory to nowa choroba - skomentował krótko inny mieszkaniec miasta.