"Ojciec chyba nigdy nie cieszył się życiem, nie potrafił dać na luz"
"Zawsze miałam poczucie, że oprócz krótkich chwil ojciec jest trochę nieobecny. Jakby stale przygnębiony i zamknięty w swoim świecie. Najczęściej to był świat papierów, ważnych dokumentów i gazet wertowanych w gabinecie. Chyba nigdy nie cieszył się życiem, jego drobnymi przyjemnościami. Zawsze praca i polityka przez duże "P" na pierwszym planie. Poukładany na co dzień, systematyczny i obowiązkowy (choć w domu miękki wobec swoich kobiet), nawet w trakcie letnich wyjazdów nie potrafił dać na luz. I wciąż mnie oceniał. Bo wszystko w jego pojęciu winno zmierzać do perfekcji" - tak pisze o swoim ojcu gen. Wojciechu Jaruzelskim.
Córka zwraca uwagę, że ojciec nigdy nie przywiązywał wagi do pieniędzy: "Wręcz uważał, że w złym tonie jest posiadać pieniądze, a już afiszować się nimi jest czymś niegodnym. Całą pensję oddawał mamie, potem prosił o kieszonkowe na fryzjera".
Dowiadujemy się też, że Jaruzelski ma naturę pesymisty. "Nawet jak mu się przekazuje dobrą wiadomość, to zaraz ma jakąś wątpliwość: 'A co będzie, jeśli...' - i rzuca czarnym scenariuszem. Czasem podcinał mi tym skrzydła, dusił w zarodku entuzjazm. Ten pesymizm i poczucie lęku determinowały wiele decyzji życiowych, łącznie z tą najważniejszą..." - stwierdza Monika Jaruzelska.
"Sam o sobie mówił, że jest osobą głęboko niewierzącą. Ale jednocześnie z domu żarliwie wierzących wyniósł etos cierpienia i posłannictwa. Często słyszałam: 'Trzeba nieść ten krzyż', 'Trzeba umieć znosić cierpienie'. Mówił to jako komunista, dla którego w przeszłości nauki Chrystusa były bardzo ważne. Wiem, że wielu może poczuć się obrażonych takim porównaniem. Ale postać Chrystusa jest nie tylko związana z chrześcijaństwem. Do jego nauk odwoływali się zarówno pierwsi ideowi komuniści, uważając go za rewolucjonistę i humanistę, jak i hipisi. Wszelkie oskarżenia ojciec przyjmuje z niesamowitą pokorą - to chrześcijańska pokora, jak mówi moja mama" - czytamy w "Towarzyszce Panience".
Jaruzelski jest abstynentem, przez całe życie nie palił, oprócz kilku miesięcy stanu wojennego, a jedyną jego słabością są słodycze, których również sobie odmawia. "Pofolgował sobie tylko raz - w czasie moich narodzin. Zamiast iść z kolegami na wódkę, jak robi to większość mężczyzn, siedział samotnie w domu, pochłaniając kilogram mieszanki czekoladowej i z nerwów rozrzucając wokół siebie papierki" - wyjawia.