Córka dyktatora

Spowiedź Moniki Jaruzelskiej...

Obraz

/ 11Córka gen. Jaruzelskiego: wtedy płakał jak dziecko

Obraz
© Prywatne archiwum Moniki Jaruzelskiej

O tej książce Monika Jaruzelska, która w tym roku kończy 50 lat, mówi, że jest jej wyjściem z szafy. "Nie ma w niej etosu ani patosu. Każdy, kto spodziewa się gloryfikacji czy też politycznych uzasadnień, do których winna być zobowiązana córka komunistycznego dyktatora, może poczuć się rozczarowany. To jest opowieść o normalnej rodzinie, choć uwikłanej historycznie. Napisana z perspektywy najpierw dziecka, potem dziewczyny, a na końcu dojrzałej kobiety. Z dystansem i ironią, choć bardzo szczerze" - stwierdza.

Monika Jaruzelska zdradza m.in., że zazdrościła koleżankom, które mieszkały... w blokach. "Mieszkaliśmy w domu jednorodzinnym, ale bez specjalnych, nawet jak na tamten czas, luksusów. Niejednokrotnie bywając w domach czy mieszkaniach koleżanek, których rodzice mieli prywatną inicjatywę, widziałam zdecydowanie wyższy standard życia. Nawet podczas wakacji, kiedy ojciec piastował najwyższe stanowiska państwowe, nie wyjeżdżaliśmy do ośrodków rządowych, tylko wojskowych, które zawsze były bardziej siermiężne. Można by powiedzieć, że luksusu doświadczałam wyłącznie podczas służbowych wyjazdów ojca, kiedy polska delegacja była goszczona przez oficjeli innych państw w ich pięknych posiadłościach" - wspomina.

Przyznaje, że w życiu dorosłym miewała poczucie dyskomfortu, gdyż odczuwała potrzebę dążenia do dobrobytu, ale wartości przekazane przez ojca jej na to "moralnie nie pozwalały". "I rzeczywiście nie lubię ostentacji. Choć czasem wściekałam się, że ojciec wpisał mi na 'twardy dysk' zasady, które pozbawiają radości korzystania z życia bez poczucia winy. Muszę jednak przyznać, że w dobie kryzysu okazują się bardzo przydatne" - stwierdza.

(js)

/ 11"Ojciec chyba nigdy nie cieszył się życiem, nie potrafił dać na luz"

Obraz
© Prywatne archiwum Moniki Jaruzelskiej

"Zawsze miałam poczucie, że oprócz krótkich chwil ojciec jest trochę nieobecny. Jakby stale przygnębiony i zamknięty w swoim świecie. Najczęściej to był świat papierów, ważnych dokumentów i gazet wertowanych w gabinecie. Chyba nigdy nie cieszył się życiem, jego drobnymi przyjemnościami. Zawsze praca i polityka przez duże "P" na pierwszym planie. Poukładany na co dzień, systematyczny i obowiązkowy (choć w domu miękki wobec swoich kobiet), nawet w trakcie letnich wyjazdów nie potrafił dać na luz. I wciąż mnie oceniał. Bo wszystko w jego pojęciu winno zmierzać do perfekcji" - tak pisze o swoim ojcu gen. Wojciechu Jaruzelskim.

Córka zwraca uwagę, że ojciec nigdy nie przywiązywał wagi do pieniędzy: "Wręcz uważał, że w złym tonie jest posiadać pieniądze, a już afiszować się nimi jest czymś niegodnym. Całą pensję oddawał mamie, potem prosił o kieszonkowe na fryzjera".

Dowiadujemy się też, że Jaruzelski ma naturę pesymisty. "Nawet jak mu się przekazuje dobrą wiadomość, to zaraz ma jakąś wątpliwość: 'A co będzie, jeśli...' - i rzuca czarnym scenariuszem. Czasem podcinał mi tym skrzydła, dusił w zarodku entuzjazm. Ten pesymizm i poczucie lęku determinowały wiele decyzji życiowych, łącznie z tą najważniejszą..." - stwierdza Monika Jaruzelska.

"Sam o sobie mówił, że jest osobą głęboko niewierzącą. Ale jednocześnie z domu żarliwie wierzących wyniósł etos cierpienia i posłannictwa. Często słyszałam: 'Trzeba nieść ten krzyż', 'Trzeba umieć znosić cierpienie'. Mówił to jako komunista, dla którego w przeszłości nauki Chrystusa były bardzo ważne. Wiem, że wielu może poczuć się obrażonych takim porównaniem. Ale postać Chrystusa jest nie tylko związana z chrześcijaństwem. Do jego nauk odwoływali się zarówno pierwsi ideowi komuniści, uważając go za rewolucjonistę i humanistę, jak i hipisi. Wszelkie oskarżenia ojciec przyjmuje z niesamowitą pokorą - to chrześcijańska pokora, jak mówi moja mama" - czytamy w "Towarzyszce Panience".

Jaruzelski jest abstynentem, przez całe życie nie palił, oprócz kilku miesięcy stanu wojennego, a jedyną jego słabością są słodycze, których również sobie odmawia. "Pofolgował sobie tylko raz - w czasie moich narodzin. Zamiast iść z kolegami na wódkę, jak robi to większość mężczyzn, siedział samotnie w domu, pochłaniając kilogram mieszanki czekoladowej i z nerwów rozrzucając wokół siebie papierki" - wyjawia.

/ 11"Wtedy on, stary frontowiec płakał jak dziecko"

Obraz
© Prywatne archiwum Moniki Jaruzelskiej

Z autobiografii jeszcze więcej dowiadujemy się o zwyczajach gen. Jaruzelskiego. Córka pisze m.in. o jego punktualności: "Kiedy gdzieś jechał, brał duży zapas czasu, żeby zdążyć. Potem bywało śmiesznie. Pamiętam na przykład, że kilkanaście lat temu byliśmy zaproszeni na kolację do Adama Hanuszkiewicza i Magdaleny Cwenówny. Wyjechaliśmy jak zwykle za wcześnie. I dwadzieścia minut staliśmy samochodem ojca ukryci w krzakach, no bo głupio trochę, i czekaliśmy na odpowiednią godzinę".

Opisuje też jego stosunek do zwierząt: "Rodzice mieli ukochaną suczkę Muncię, którą kilka lat temu musieli ją uśpić. Ojciec powiedział wtedy: 'Ja, stary frontowiec, a płakałem jak dziecko'". Innym razem, kiedy był problem z jej psem - jamnikiem Bolusiem, ojciec zaproponował, że weźmie go do siebie, by córka mogła się wyspać. "Rano mama przekazała mi, iż sam w ogóle nie zmrużył oka. Bał się, że pies poczuje się gorzej. I spędził z nim całą noc, siedząc na kanapie" - opowiada.

Zdradza, że kilka razy próbowała ubrać ojca. "Dostał ode mnie parę rzeczy. Niektóre wciąż wiszą w szafie, nigdy nienoszone. No cóż - ojciec nie jest moim największym sukcesem stylistycznym" - stwierdza stylistka.

Co czuje, gdy widzi demonstrantów pod domem rodziców w rocznicę 13 grudnia? "Budzą się we mnie naturalne emocje i potrzeba stanięcia w obronie najbliższych, tym bardziej że są już starzy i schorowani. Niejednokrotnie namawiałam ojca, aby na ten czas wyjechał. On jednak zawsze powtarzał, że jest żołnierzem i nie będzie z własnego domu uciekał. Ostatnio często musi przebywać w szpitalu. Gdy nie było go w domu z 12 na 13 grudnia, mama nocowała u mnie" - mówi.

/ 11Narcystyczna matka

Obraz
© Prywatne archiwum Moniki Jaruzelskiej

O swojej matce Barbarze Jaruzelskiej, byłej tancerce pisze, że to ekstrawertyczka, osoba dominująca, narcystyczna, postać niezwykle kolorowa. "Piękna, zawsze wyraziście ubrana i mocno umalowana" - stwierdza. Żona gen. Jaruzelskiego pochodziła z mieszczańskiej rodziny, która posiadała restaurację i kamienicę w Lublinie: "Z domu wyniosła naturalną potrzebę życia w luksusie, który kojarzył się jej z przedwojennymi perfumami babci marki Guerlain".

"Kiedy byłam mała, wiedziałam, że to wyjątkowo atrakcyjna kobieta. Chociaż z jej kobiecością nigdy się nie identyfikowałam. Mnie zawsze zależało na identyfikacji z chłopięcą częścią świata" - stwierdza. Matkę nazywa "królową". "Królowa miała silną osobowość i nigdy nie bała się wyrażać swojego zdania. Niejednokrotnie w kontrze do zdania ojca, i to ostentacyjnie. Realizowała się zawodowo, zrobiła doktorat z germanistyki, czym wyróżniała się na tle grupy pań generałowych. Powtarzała, że kobieta musi mieć własne pieniądze i niezależną pozycję. Bywało, że reagowała, gdy ktoś zwracał się do niej per 'pani generałowo'. Odpowiadała: 'Mam swój tytuł'. Z pewnością potrzebę niezależności jako kobieta w dużym stopniu odziedziczyłam po mamie" - stwierdza Monika Jaruzelska.

/ 11"Rodzice są zupełnie niedopasowwaną parą"

Obraz
© Prywatne archiwum Moniki Jaruzelskiej

Zdaniem Moniki Jaruzelskiej trudno wyobrazić sobie parę, która by bardziej do siebie nie pasowała, niż jej rodzice: "Dwa różne temperamenty, dwa różne spojrzenia na świat, dwie filozofie życia codziennego". Zdradza, że państwo Jaruzelscy poznali się na konkursie chopinowskim w latach pięćdziesiątych.

"Tata wojskowy, ale z wrażliwością na sztukę, przyszedł na konkurs z kolegą Adamem Wiernikiem, który był dyrektorem artystycznym Centralnego Zespołu Pieśni i Tańca Wojska Polskiego. A mama była po szkole baletowej i tańczyła w tym właśnie zespole. Na konkurs przyszła w swoim towarzystwie. Był tłok, brakowało miejsc, mama siedziała 'półgębkiem' na jakimś dostawianym krzesełku. Tata ją zobaczył i mówi do Adama: 'Zobacz, taka piękna dziewczyna, a nie ma miejsca...'. Na to Wiernik, że przecież to Basia. Znał ją z zespołu. Mama została zaproszona do ich loży" - opowiada Monika Jaruzelska.

/ 11Matka do córki: kiedy się urodziłaś, byłaś brzydka jak Chruszczow

Obraz
© Prywatne archiwum Moniki Jaruzelskiej

Wyznaje, że jej matka nie chciała mieć dzieci. "Zawsze twierdziła, że nie posiada instynktu macierzyńskiego, z czym zresztą w pełni się zgadzam. Jeśli już, to chciała mieć syna. Od dziecka słyszałam jej opowieści o straszliwym porodzie. Przerażała ją ciąża, co rozumiem. Czułam, że za te męki i utratę jej figury powinnam wziąć część odpowiedzialności na siebie. Opowiadała często, że kiedy się urodziłam, byłam brzydka jak Chruszczow. Ale jak mi się przyjrzała bliżej, to zobaczyła miniaturkę teściowej. Od razu było widać, że jestem Jaruzelska. 'Jaruzelskie są nieładne, ale wszyscy Jaruzelscy żenią się z pięknymi kobietami' - mówiła. 'Takie to zdechłe...' - dodawała pod moim adresem" - czytamy o jej relacjach z matką.

Monika Jaruzelska jest przeciwieństwem swojej matki: "Już jako nastolatka pożyczałam męskie koszule od kolegi lub ojca, nosiłam włosy związane w kitkę, chodziłam bez makijażu". Tymczasem Barbara Jaruzelska zawsze wołała długie, kolorowe paznokcie, blond fryzury i sukienki w kwiaty.

Opisuje też taką anegdotę: "W rozkwicie mojej urody, czyli tak około trzydziestki, poszłam wystrojona na jakieś przyjęcie biznesowe, w szpilkach, pewna siebie, umalowana, nonszalancka. Powitała mnie była premierowa Sekułowa. A kiedy się przedstawiłam, powiedziała z niedowierzaniem: 'Jaka podobna do taty. A mama taka piękna kobieta...'".

/ 11"Nie wierzę, że historia sprawiedliwie go oceni"

Obraz
© Prywatne archiwum Moniki Jaruzelskiej

W swojej książce Jaruzelska podkreśla, że nie miała na decyzje ojca żadnego wpływu, a jego argumenty przekonują ją dziś bardziej niż kiedyś. Czym był dla niej stan wojenny? "Był rodzajem koniecznej wtedy hibernacji, łącznie ze wszystkimi jej skutkami" - mówi. I opisuje swoje "internowanie", kiedy po maturze, którą zdała z kiepskimi wynikami, zrobiła sobie rok przerwy przed studiami: "Zostałam sama w domu. To był czas ogromnej samotności... Czułam, że zamknięto mnie w świecie czterech ścian, z którego nigdy się nie wydostanę. Przyjaciele już studiowali i siłą rzeczy oddalili się ode mnie. Sprawa przybrała w pewnym momencie bardzo dramatyczny wymiar, ale to wspomnienie nadaje się już na inną książkę". "Przez ten rok mojego 'internowania' studia stały się najważniejszym celem w życiu" - podsumowuje.

"Nie lubię 'gdybania', pisania alternatywnych scenariuszy. Choć, oczywiście, zastanawiałam się nad tym, co by się stało z nami, z moją rodziną, gdyby ojciec podał się do dymisji 12 grudnia 1981 r. Czy to byłoby lepsze dla Polski? Kto wtedy przejąłby władzę? Twardogłowy nurt w PZPR? A może kraj by się rozpadł i Rosjanie rzeczywiście by weszli? W obu przypadkach ofiar byłoby nieporównywalnie więcej. Czy wtedy ojciec byłby uznany za bohatera, czy za tchórza? Nigdy nie osądzałam jego decyzji. Byłoby to groteskowe. Nie miałam ochoty na to, by zostać Pawką Morozowem. Najchętniej byłabym obrońcą ojca, ale rodzina w tej roli nie wypada wiarygodnie. Nie wierzę też, że 'historia sprawiedliwie go oceni', jak często słyszę. Już zawsze na temat konieczności wprowadzenia stanu wojennego zdania będą podzielone" - przytacza wywiad, jakiego udzieliła w 30. rocznicę stanu wojennego miesięcznikowi "Pani".

"Dla mnie gdyby ojciec nie wziął wtedy na siebie odpowiedzialności, byłby dezerterem. Ale nie stawałby dzisiaj przed sądem" - podkreśla. I dodaje, że nie chce nie już więcej wracać do tego tematu.

/ 11"To oczywiste, że rodziny internowanych miały nieporównywalnie gorzej, ale i dla nas to był bardzo trudny czas"

Obraz
© PAP / Photoshot

"Nawet nie wiedziałam, co to jest stan wojenny. Pamiętam, że było zimno. Spałam tego dnia dłużej, bo przecież niedziela. I kiedy zeszłam do kuchni na śniadanie, mama z gosposią siedziały przy włączonym radiu. Z głośnika rozlegał się głos mojego ojca. W pewnym momencie mama powiedziała: 'Wojna jest...'. A ja sobie jeszcze zaśpiewałam pod nosem: 'Tera je wojna / Kto handluje ten żyje...'. Bo wiedziałam, że moja mama zawsze lubi dramatyzować. Potem okazało się, że telefon jest wyłączony i z nikim nie można się skontaktować, a ojca nie ma w domu. Żarty się skończyły" - tak w "Towarzyszce Panience" Monika Jaruzelska opisuje swoje przeżycia z 13 grudnia.

Zdradza, że ojca przez cały czas stanu wojennego nie było w domu. Miał swój pokój w Urzędzie Rady Ministrów i tylko od czasu do czasu przyjeżdżał jego adiutant po świeże koszule. "Czułam ogromne napięcie polityczne. Źle to emocjonalnie znosiła mama. Ja też nie wiedziałam tak naprawdę, co się dzieje. Pod domem postawiony został skot, żołnierze grzali się przy koksowniku, gdzieś tam dalej przejeżdżały ulicami czołgi i panował ostry mróz - kadry niczym z filmu wojennego. Jedyne, co tak bardziej do mnie docierało, to informacja, że szkoły są pozamykane. To oczywiste, że rodziny internowanych miały nieporównywalnie gorzej, ale i dla nas to był bardzo trudny czas. Dochodziło do spięć z mamą. Nikt się emocjonalnie mną wtedy nie zajął. Nikt nie pomyślał, żeby mnie jakoś uspokoić, pomóc znaleźć się w tym wszystkim - cokolwiek wytłumaczyć. Obie byłyśmy zagubione i podenerwowane" - wyznaje.

Ojciec po raz pierwszy zadzwonił do niej 16 grudnia. Powiedział wtedy zmienionym głosem: "Moniczko, stało się coś strasznego, stała się wielka tragedia...". Chodziło o górników zabitych w kopalni Wujek. "Wtedy dotarła do mnie w pełni groza sytuacji i świadomość jego odpowiedzialności za wszystko. Nogi się pode mną ugięły. Już wiedziałam, że ta tragedia zaciąży na całej naszej rodzinie być może na zawsze" - stwierdza.

Niedawno oglądałam z synem ostatnią część Harry'ego Pottera. W tym filmie panuje atmosfera podobna do zimy 1982 r.: cały czas ciemno, wszystko zamrożone, depresyjne, bez odpowiedzi na pytanie: co dalej? Całkowity brak nadziei, kiedy nad światem rozciąga się cień Voldemorta. Wtedy to był cień WRON-y. Miałam tej zimy '82 poczucie dojmującej samotności" - opisuje.

/ 11"Czerwone nasienie" czyta książki z drugiego obiegu

Obraz
© Prywatne archiwum Moniki Jaruzelskiej

Monika Jaruzelska w książce obala mity krążące wokół jej osoby, m.in. te dotyczące jej ucieczki z domu w czasie stanu wojennego. Zdradza, że mieszkała wówczas przez dwa tygodnie u przyjaciół, Ani i Wojtka Mannów w Otrębusach, nieopodal Podkowy Leśnej. Wyjaśnia, że jej ucieczki wynikały z tego, że źle się czuła w domu.

"Byłam lojalna wobec najbliższych, lecz w pewnym sensie niezależna. Oni też nie do końca spełniali kryterium komunistycznego betonu. Mama - pewnie trochę na złość, a trochę z ciekawości - w każdym razie dość ostentacyjnie słuchała Wolnej Europy. Ojciec z kolei podrzucał mi książki z drugiego obiegu wydawane przez paryską 'Kulturę'. Kilka razy się zdarzyło, że te same publikacje dostawałam już wcześniej, od przyjaciół z uczelni. Im za ich posiadanie groziło więzienie..." - opowiada. I dodaje: "Dostęp do dzieł zakazanych otwierał horyzonty i zezwalał na samodzielne myślenie. Byłam dzieckiem komunistycznego dyktatora, czerwonym nasieniem, jak do dzisiaj bywam nazywana, ale nie groziła mi mentalność politruka".

Odnosi się także do plotek o jej kłopotach z narkotykami: "Nigdy nie miałam tego typu problemów. Próbowałam popalać trawę, ale tak po niej kasłałam, że przyjemności nie miałam za grosz. A tu nagle ojciec wzywa mnie do Rady Ministrów na poważną rozmowę. Bo był u niego Marek Kotański i uprzedził, że biorę narkotyki...".

Czy jest lesbijką (jako lesbijka została przedstawiona w sztuce "Generał" w Teatrze IMKA Tomasza Karolaka - przyp. red.)? W odpowiedzi przytacza taką anegdotę: "Kiedyś sama tak o sobie powiedziałam, gdy pewien znany polityk próbował nasze towarzyskie kontakty przemienić w coś więcej. Szczególnie mu zależało na wspólnym śniadaniu w restauracji sejmowej. Wtedy wszyscy by myśleli, że wiadomo... Aby go nie urazić, powiedziałam, że wolę kobiety. Taki mały coming out na niby. Jako człowiek o lewicowym światopoglądzie przyjął to ze spokojem". Zdradza też, że nie była dziewczyną Grzegorza Przemyka, spotykała się za to z... Bogusławem Lindą. Tak pisze o ich znajomości: "Powiem tylko tyle, że ze wszystkich znanych mi mężczyzn jest najlepszym kompanem do wielogodzinnych leśnych wypraw, nawet w jesienne słoty. Również wspaniałym kumplem do wieczornych rozmów".

10 / 11"Nigdy nie byłam córeczką tatusia"

Obraz
© Prywatne archiwum Moniki Jaruzelskiej

Monika Jaruzelska opowiada, że w życiu nigdy nie grała roli księżniczki, nigdy też nie stała się córeczką tatusia. "Przy takich rodzicach niewiele pozostawało miejsca na mój narcyzm. W bajce przypadłaby mi rola Kopciuszka. W świecie realnym, przy ojcu ascecie, frontowym bohaterze i generale, przy pięknej i zwracającej na siebie uwagę wszystkich matce królowej, mnie przypadła rola chorowitej. Tak mogłam zaznaczyć swoją obecność. Bo z jednej strony ojciec chciał mieć wspaniałą córkę prymuskę, a z drugiej mama nie zniosłaby w domu rywalki. Co w takiej sytuacji zostaje? Być zdechlakiem! Paradoksalnie jestem im za to wdzięczna. Bo gdybym była księżniczką, najpiękniejszą i najmądrzejszą córeczką, to jakiś potwór by ze mnie wyrósł" - pisze.

Odpowiada też na pytanie, dlaczego nie zmieniła nazwiska: "Nie zrobiłam tego, bo jest częścią mojego świata, który budowałam od dawna. Gdybym zaczęła chować się pod jakimś pseudonimem, byłoby jeszcze gorzej, bo i tak wszyscy by wiedzieli, że jestem Jaruzelska".

11 / 11"Utrwalał we mnie przekonanie, że jest schorowanym starcem"

Obraz
© Prywatne archiwum Moniki Jaruzelskiej

"Często słyszałam od ojca: 'Zrób, o co cię prosi stary, chory ojciec...'. To miał być żart. Być może sam w ten sposób oswajał się ze swoim wiekiem. Ale u mnie wywoływało to skutek odwrotny. Tym bardziej że większość dzieci miała dużo młodszych rodziców. Ojciec był zdrowy i wysportowany. Jako pięćdziesięcioletni mężczyzna jeszcze w pełni sił, a jednak... Ten żartobliwy zwrot utrwalał we mnie przekonanie, że jest schorowanym starcem" - czytamy w "Towarzyszce Panience".

Monika Jaruzelska wyznaje w autobiografii, że jej syn ma imię po... matce. "Jako mała dziewczynka byłam bardzo chuda, ale zawsze miałam okrągłe policzki. Dlatego zostałam Pucią. Potem z Puci zrobiła się Gucia, potem Gucio, a w końcu Gustaw. To ojciec przede wszystkim mówił do mnie 'Gustaw'. Będąc w ciąży, dowiedziałam się na badaniu USG, że to chłopiec. Nie miałam wątpliwości, jak mu dam na imię. Ojciec przestał do mnie mówić 'Gustaw', kiedy właśnie się urodził Gustaw" - opowiada.

(js)

Wybrane dla Ciebie

"Niefortunny incydent". Trump reaguje na atak Izraela
"Niefortunny incydent". Trump reaguje na atak Izraela
UE potępia atak Izraela w Katarze. "Złamanie prawa międzynarodowego"
UE potępia atak Izraela w Katarze. "Złamanie prawa międzynarodowego"
Łódź z Gretą Thunberg celem ataku? Na pokładzie pomoc dla Gazy
Łódź z Gretą Thunberg celem ataku? Na pokładzie pomoc dla Gazy
Rosyjska gospodarka na krawędzi. Nowe dane ujawniają kryzys
Rosyjska gospodarka na krawędzi. Nowe dane ujawniają kryzys
Wyniki Lotto 09.09.2025 – losowania Eurojackpot, Lotto, Lotto Plus, Multi Multi, Ekstra Pensja, Kaskada, Mini Lotto
Wyniki Lotto 09.09.2025 – losowania Eurojackpot, Lotto, Lotto Plus, Multi Multi, Ekstra Pensja, Kaskada, Mini Lotto
Premier krytykuje prezydenta za słowa w Helsinkach
Premier krytykuje prezydenta za słowa w Helsinkach
Sikorski odpowiedział Przydaczowi. "On jeszcze miał mleczaki"
Sikorski odpowiedział Przydaczowi. "On jeszcze miał mleczaki"
Katar: nie zostaliśmy uprzedzeni o izraelskim ataku na Dohę
Katar: nie zostaliśmy uprzedzeni o izraelskim ataku na Dohę
Macron zdecydował. Oto nowy premier Francji
Macron zdecydował. Oto nowy premier Francji
USA zabierają głos po ataku Izraela na terenie swojego sojusznika
USA zabierają głos po ataku Izraela na terenie swojego sojusznika
ISW: Kreml straszy Finlandię tak samo jak przed atakiem na Ukrainę
ISW: Kreml straszy Finlandię tak samo jak przed atakiem na Ukrainę
Działo się we wtorek. Oto najważniejsze wydarzenia [SKRÓT DNIA]
Działo się we wtorek. Oto najważniejsze wydarzenia [SKRÓT DNIA]