Co się stało w Wyrykach? "Służby prawdopodobnie mogły wiedzieć"
Według nieoficjalnych informacji "Rzeczpospolitej" to rakieta z F-16 zniszczyła dom w Wyrykach podczas nalotu rosyjskich dronów. W tej sprawie prokuratura prowadzi śledztwo. Według eksperta Mariusza Marszałkowskiego najprawdopodobniej była to rakieta AMRAAM typu C. Jego zdaniem trzeba jeszcze poczekać z pełnym osądem na działanie śledczych i wnioski końcowe ze strony wojska.
We wtorek "Rzeczpospolita" podała, że na dom w Wyrykach spadła rakieta z polskiego F-16, którego użyto do zestrzelenia jednego z dronów. Gazeta powołała się na źródło "w najważniejszych strukturach państwa zajmujących się bezpieczeństwem".
- To była rakieta powietrze-powietrze AIM-120 AMRAAM z naszego F-16, która w trakcie lotu miała dysfunkcję układu naprowadzania i nie zadziałała - stwierdził rozmówca "Rz". Źródło gazety dodało, że rakieta nie wybuchła, gdyż zadziałały zabezpieczenia zapalnika.
W zestrzeliwaniu rosyjskich dronów poza polskimi samolotami uczestniczyły też stacjonujące w Polsce od początku września holenderskie F-35A. Zdaniem "Rzeczpospolitej", rakietę z polskiego F-16, użyto do zestrzelenia rosyjskiego drona".
"Był rosyjski nalot, strona polska się broniła" - podkreśliła "Rzeczpospolita".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ekspert o Zapad-2025. "Mamy dobre informacje"
Według eksperta Mariusza Marszałkowskiego najprawdopodobniej była to rakieta AMRAAM typu C.
- To są pociski, które swój projektowy rodowód mają 10 lat wstecz. Te rakiety są bardzo nowoczesnymi pociskami, bardzo wydajnymi. Natomiast mają jedną podstawową wadę lotniczą. Były przeznaczone czy tworzone z myślą o zwalczaniu celów typu: samolot, śmigłowiec czy bombowiec. Czyli zwalczanie celów tzw. BWR: Beyond Visual View, tzn celów, które są poza zasięgiem wzroku – mówi WP Mariusz Marszałkowski, zastępca redaktora naczelnego portalu Defence 24.
I jak dodaje, z racji tego, że mają bardzo duży zasięg i głowicę radarową, są idealnym środkiem do zwalczania celów na duże dystanse.
- Ale te cele muszą mieć pewną specyfikę lotu, czyli muszą mieć odpowiednie odbicie radarowe. Muszą być na tyle duże, żeby ten radar się odbijał, tak by głowica zbliżeniowa wybuchła i eksplodowała. Najlepiej jest, jeżeli leci z jakąś określoną prędkością i wysokością – komentuje ekspert.
W jego ocenie, niestety, te drony, które do nas wleciały i były zestrzeliwane, to zapewne Gerbery. Dron Gerbera to rosyjski dron wielofunkcyjny, określany jako tańsza i uproszczona wersja irańskiego Shaheda-136 (znanego w Rosji jako Geran-2). Jest przeznaczony do misji kamikaze, rozpoznania i przekazywania sygnałów, aby m.in. wydłużyć zasięg operacyjny innych dronów.
- Są to drony 20-kilogramowe, mają 2 metry długości i są wykonane ze styropianu. Lecą z prędkością 150 kilometrów na godzinę i do tego na niskich wysokościach. To wszystko powoduje, że taki pocisk jak AMRAAM, który był dedykowany do innych celów, po prostu mógł nie zadziałać. Jeżeli to byłby samolot, to prawdopodobnie ten cel byłby bez problemu zestrzelony i zniszczony. A z racji tego, że był to mały cel powietrzny, rakieta mogła po prostu chybić i się nie uzbroić – ocenia Mariusz Marszałkowski.
Zdaniem rozmówcy Wirtualnej Polski, teoretycznie mogła trafić tego drona, nawet mogła przez niego przelecieć.
- Z racji tego, że konstrukcja styropianowa jest lekka i nie stanowi oporu dla pocisku lecącego prawie 1000 kilometrów na godzinę, to nie uzbroiła się w ogóle głowica w rakiecie. Pocisk spadł i uderzył w budynek. Ale mogła to też być wada i awaria techniczna. To jest urządzenie. Wszystko się może zepsuć. Pocisk też mógł się zepsuć – twierdzi ekspert.
I jak przypomina, pamiętajmy, że nie jesteśmy w czasie wojny, więc samoloty mamy z uzbrojeniem przeznaczonym do misji patrolowych.
- To istotne, że pocisk rakietowy podwieszony pod samolotem ma swoje, nazwijmy to, cykle życia. Może ileś razy wystartować i ileś razy wylądować. To nie jest tak, że taki samolot z rakietą może ciągle lecieć pod samolotem, bo ona z różnych względów aerodynamicznych się niszczy. Traci właściwości i może być uszkodzona – mówi Marszałkowski.
- F-16 ma w sumie dziewięć podwieszeń. Ale przy takich misjach nie ładuje się dziewięciu rakiet. Standardowy wylot to dwa pociski AMRAAM oraz dwa pociski kierowane na podczerwień i na ciepło celu, czyli pociski AIM-9 Sidewinder. Dwa do zwalczania celów za pomocą głowicy radarowej, bo AMRAAM jest radarowo kierowany, czyli kieruje się na odbicie radaru. A Sidewinder kieruje się na ciepło, czyli na cel termiczny – ujawnia zastępca redaktora naczelnego Defence24.
Przypomnijmy, że Prokuratura Okręgowa w Lublinie w komunikacie z 11 września podała, że w miejscowości Wyryki doszło do ujawnienia "niezidentyfikowanego obiektu latającego, który spowodował zniszczenia m.in. domu mieszkalnego, a który to obiekt nie został na chwilę obecną zidentyfikowany ani jako dron, ani jako jego fragmenty".
Wojsko Polskie już zapowiedziało, że wynagrodzi straty mieszkańcom uszkodzonego domu w Wyrykach". Ale MON nie komentuje doniesień "Rzeczpospolitej", według których dom został uszkodzony polską rakietą.
Zdaniem Mariusza Marszałkowskiego służby od początku prawdopodobnie mogły wiedzieć, że to nie dron, a pocisk spadł na dom.
- A to dlatego, że już na początku prokuratura informowała, że jeden ze szczątków to nie jest dron, tylko niezidentyfikowany obiekt latający. Z drugiej strony, jeżeli to byłby Shahed z uzbrojoną głowicą, a my byśmy nie zareagowali? Trzeba po prostu było podjąć decyzję – mówi Marszalkowski.
I jak podkreśla, chodzi w tym przypadku bardziej o komunikację.
- Jeśli to była rakieta z samolotu, to nikt tego wprost od razu nie powiedział. A można było np. przekazać, że to był konkretny pocisk i doszło do awarii technicznej. I, że w wyniku awarii myśliwiec pociskiem trafił w dom mieszkalny. I trzeba było od razu wspomnieć, że wojsko pokryje koszty odbudowy. Nikt nie zarzuca naszym siłom zbrojnym, że podjęły taką decyzję. Wiemy, jak agresywna jest Federacja Rosyjska. Informacja jednak powinna być spójna, by później rosyjska propaganda nie mogła jej wykorzystywać na własny i światowy użytek. Ale trzeba jeszcze poczekać z pełnym osądem na działanie śledczych i wnioski końcowe ze strony wojska – podsumowuje ekspert.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski