Co się dzieje, gdy przestajesz być premierem? To spotkało Beatę Szydło po 11 grudnia
Beata Szydło straciła stanowisko premiera niemal dwa miesiące temu. Poza utratą wpływów, wkrótce straci rządową willę przy ul. Parkowej, musiała wyprowadzić się do mniejszego gabinetu, przysługuje jej też mniejsza obstawa. Tak wygląda życie "po premierze".
11 grudnia 2017 roku Beata Szydło przestała być prezesem Rady Ministrów, choć chwilę później została jej wiceprezesem, to "wice" robi ogromną różnicę. Szczególnie w konstelacji obecnego rządu: Beata Szydło kieruje nowo-powstałym Komitetem Społecznym. Jest ministrem bez teki, będzie więc miała wpływ na to, co sobie wyszarpie. I pierwsze próby tego już mieliśmy: podczas jednego ze spotkań z wyborcami była premier ogłosiła, że w 2019 możliwe będzie rozszerzenie programu 500+ także na pierwsze dziecko. Szybko przecięto te spekulacje.
"Nienajlepiej sobie radzi"
To banał, ale politykowi trudno pogodzić się z utratą pozycji premiera. Opisuje to Renata Grochal w najnowszym numerze "Newsweeka". "Beata Szydło jest przybita i rozgoryczona. Nie pogodziła się z utratą fotela premiera" - czytamy. "Kilku moich rozmówców uważa, że nie najlepiej radzi sobie z tą sytuacją. Nie pogodziła się z tym, że nie jest osobą numer jeden".
Bo rzeczywiście do premierowskiego stylu życia można się przyzwyczaić, choć to niesamowicie wymagająca praca, także wymagająca fizycznie. Normą jest kilkunastogodzinny dzień pracy. Bo szef rządu to przede wszystkim automat od podpisywania dokumentów - z reguły ok. 100 dziennie. Nawet jeśli nie wszystkie mają wagę traktatu akcesyjnego do UE, dają poczucie sprawczości.
Ogromne zaangażowanie i pustka
- Wysokość i rozległość tego stanowiska wymaga ogromnego zaangażowania i ciężkiej pracy, więc potem, rzeczywiście, trudno przestawić się na inny tryb. Najważniejsze, to żeby pierwszego dnia zdać sobie sprawę, iż nic nie jest nam dane raz na zawsze i zadać sobie pytanie, jak będzie wyglądał mój ostatni dzień w tym gabinecie - mówił Leszek Miller w "Polsce The Times". - Pamiętam pierwszego dnia, jak przestałem być premierem, pojechałem do znajomych na Mazury. Pływaliśmy łódką, zrobiliśmy sobie grilla, wypiliśmy trochę wódki i wina - relacjonował.
Miller na kilka kolejnych lat trafił na margines polityki, nie był szefem partii, nie był w rządzie, po kilku miesiącach wyjechał do Waszyngtonu. W przypadku Beaty Szydło jest inaczej: ona wciąż jest w rządzie, i to na formalnie dość ważnym (choć realnie pozbawionym władzy) stanowisku. Może więc liczyć, że uda jej się wrócić, na przykład kiedy Mateusz Morawiecki nie sprawdzi się na stanowisku. Jednak sondaże po zmianie są dobre, a Morawiecki niewątpliwie ma atuty, których nie miała jego poprzedniczka. Trudno wyobrazić sobie Beatę Szydło rozmawiającą po angielsku z korespondentami zagranicznych mediów podczas debaty o Polakach i Holokauście.
Willa
Niewątpliwie w takich momentach jak dyplomatyczna awantura z Izraelem Szydło cieszy się, że to nie ona musi sobie z tym radzić. Bo bycie premierem to działanie od kryzysu do kryzysu, banałem byłoby stwierdzić, że praca w KPRM negatywnie odbija się na zdrowiu i formie fizycznej kolejnych premierów. Z drugiej strony są też profity. Największy to oczywiście ochrona - nic tak nie buduje ego jak tłum rosłych BOR-owców wokół, choć część polityków postrzega to jako utrudnienie.
Niewątpliwie splendoru dodaje też willa przy ul. Parkowej. Beata Szydło jeszcze się z niej nie wyprowadziła, ma na to trzy miesiące od dymisji i jak zapewnia jej rzecznik Rafał Bochenek jest w trakcie wyprowadzki. Nie ma pośpiechu, bo nowy premier ma dom w Warszawie, więc raczej nie będzie chciał się wprowadzić i willa będzie stała pusta. Na pewno cieszyć się będą mieszkańcy sąsiednich bloków, którzy kilka lat temu narzekali na hałas rządowych kolumn przewożących najważniejszych polityków.
Remonty i wyprowadzki
Willa przy Parkowej to miejsce wielu politycznych narad, zwykle odbywających się w tajemnicy. Jednak czasami robi się o niej głośno. Donald Tusk jeszcze w opozycji zapewniał, że nie wprowadzi się na Parkową. Ale pod naporem BOR się złamał - ochranianie prywatnego domu czy mieszkania premiera to problem, bo funkcjonariusze muszą wynajmować dodatkowe mieszkanie w sąsiedztwie, które będzie ich bazą. Na Parkowej mają całą potrzebną infrastrukturę.
Zresztą z tego samego powodu do premierowskiej willi przeprowadziła się następczyni Tuska, czyli Ewa Kopacz. Początkowo planowała pozostać w hotelu poselskim, który wystrojem i poziomem wygód przypomina raczej kwatery pracownicze. Przed przeprowadzką byłej Marszałek Sejmu willa przeszła gruntowny remont - trzeba było usunąć grzyba ze ścian. Także w 2015 roku Parkową remontowano (za ok. 1 mln zł) - z tego powodu Beata Szydło musiała poczekać na przeprowadzkę.
Ochrona zostaje
Była premier będzie miała obstawę, ale zapewne mniejszą, choć oczywiście wszystko zależy od decyzji szefa Służby Ochrony Państwa (następcy BOR) i ministra spraw wewnętrznych Joachima Brudzińskiego, który SOP nadzoruje. Kilka lat temu sprawa ochrony przysługującej premierowi przez kilka miesięcy po dymisji wzbudziła sporo kontrowersji. Kiedy Donald Tusk zastąpił Jarosława Kaczyńskiego, temu drugiemu zmniejszono ochronę i liczbę przysługujących samochodów. Grzegorz Schetyna, ówczesny szef MSWiA tłumaczył to oszczędnościami - zmniejszono też ochronę byłych prezydentów.
Mniej funkcjonariuszy wokół to najmniejszy problem - da się do tego przyzwyczaić Dużo trudniej jest przywyknąć do tego, że przestało się być w politycznym centrum decyzyjnym. Kiedy dzieje się to u szczytu popularności, bez żadnych wyraźnych powodów, musi być jeszcze gorzej. Ale Beata Szydło stara się robić dobrą minę do złej gry. Dziennikarkę "Newsweeka" zapewniła, że czuje się dobrze i nie ma żalu, następnego dnia ogłosiła, że wszyscy wspólnie pracują na sukces rządu Mateusza Morawieckiego. Podobno wierzyć należy tylko w zdementowane informacje.