Cnoty niewieście w szkole? "Czarnek nie jest w stanie zrobić tego, co by chciał"
- Nauczyciele nie podejmą oczekiwanego przez Przemysława Czarnka wysiłku. Trudno sobie to wyobrazić w praktyce. Minister Czarnek chyba uważa, że każdy dostosuje się do tego, co on sobie wymyśli. Zapominamy o jednym: młodzież powie "nie!" i się nie zgodzi - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Paweł Lęcki, nauczyciel języka polskiego z Sopotu, felietonista i fotograf.
Rafał Mrowicki, Wirtualna Polska: Wie pan już jak od września będzie walczyć z "zepsuciem duchowym kobiet", o którym mówi doradca ministra Czarnka, wśród swoich uczennic?
Paweł Lęcki, nauczyciel: Zastanawiam się nad tym od dłuższego czasu. Myślałem o tym, jak przełożyć praktykę nauczyciela języka polskiego na kształtowanie cnót niewieścich. Możemy sobie z tego żartować i pewnie nawet musimy, bo to ratunek przed ideologicznym szaleństwem, które nas otacza. Jest to przerażające, że używa się terminologii zaczerpniętej z dawnych czytanek, które kształtowały wizerunek dziewczynki jako osoby uległej, poddanej, pokornej. Doradca Przemysława Czarnka mówił, że kobiety są zbyt pyszne i skupione na sobie, a w efekcie nie rodzą dzieci tak szybko jak powinny.
Jak pan rozumie te cnoty?
Niezależnie od tego, co kto podpisuje pod cnoty niewieście, mógłbym podpiąć pod nie Nobla z dziedziny fizyki czy chemii, bo mieliśmy taką polską naukowiec. Mamy też dwie pisarki noblistki. To chyba też są cnoty niewieście. Jeżeli mówilibyśmy o takich, to jestem za i chętnie bym je kształtował.
Logiczne jest, że nauczyciele nie podejmą wysiłku oczekiwanego przez Przemysława Czarnka. Trudno sobie to wyobrazić w praktyce. Minister Czarnek chyba myśli, że każdy dostosuje się do tego, co on sobie wymyśli. Zapominamy o jednym: młodzież powie "nie!" i się nie zgodzi. Te młode dziewczyny i ci młodzi chłopcy to nasza nadzieja. Pod tym względem jestem optymistą, bo zdaję sobie sprawę, że Czarnek nie jest w stanie zrobić tego, co by chciał, bo młodzież się na to nie zgodzi. Przynajmniej taką mam nadzieję.
Młodzież, z którą pan ma do czynienia w szkole, lubi mówić "nie"?
To zależy gdzie i wobec czego. Młodzież z większych ośrodków będzie pewnie bardziej zmobilizowana do aktywnego działania. Dzieje się to również w mniejszych ośrodkach, ale tej młodzieży jest tam mniej. Organizują się lub działają samoistnie jako aktywiści. Wiem, że świata nie zmienia się na demonstracjach, ale ci ludzie są mądrzejsi, niż mogłoby się wydawać. Są też tacy, którzy mają wszystko gdzieś, ale u nas, czyli tak zwanych dorosłych, też tak jest. Nie wiem, czemu to dziwi w przypadku młodych.
Oni często mówią "nie". Mają argumenty i wizję rzeczywistości, którą chcą zaprezentować. Prawo i Sprawiedliwość wbrew pozorom nie będzie wieczne. Młodzi będą na tym świecie dłużej niż my. To jest przyszłość: ich opór, niezgoda, taka czy inna walka, nawet jeżeli komuś wydaje się ona śmieszna. Ona nie jest śmieszna.
Wracając do wypowiedzi doradcy ministra. W "Naszym Dzienniku" mówił też, że "Tylko dzięki cnotom społecznym można uzyskać człowieka dojrzałego, czyli takiego, który umie spełniać dobro". Żeby to było możliwe, młody człowiek musi mieć zdrową rodzinę opartą na monogamicznym związku kobiety i mężczyzny.
Czasami zastanawiam się jak komentować takie hasła, bo są tak skonstruowane, że pozornie trudno się do nich przyczepić. Dobro i rodzina są ważne.
Młodzi ludzie, co wynika z różnych badań, wcale nie uważają, że rodzina jest dla nich nieważna. Wręcz przeciwnie! Cenią wartości rodzinne, takie czy inne. To mogą być relacje przyjacielskie, które są prawie jak rodzinne. Nastolatkowie nie uciekają przed rodziną, tylko rozumieją ją w szerszy sposób. Rodziną bywa dla nich krąg przyjacielski. Młodzież widzi rodzinę inaczej, jako przestrzeń wolności, empatii, szacunku i wzajemnego zrozumienia.
Jako nauczyciel języka polskiego na pewno spędzał pan więcej czasu z uczniami niż inni nauczyciele. Temat ministra, jego pomysłów i wydarzeń ogólnopolskich z pewnością pojawiał się podczas rozmów na zajęciach.
To oczywiste i nie należy się tego bać. Dziwaczne opowieści o neutralności szkoły i lęku przed dotykaniem kwestii politycznych są absurdalne. To tak, jakby szkoła była osobnym bytem, do którego nie docierają sygnały z zewnątrz. To żenujący sposób myślenia.
Nie rozmawiam z uczniami o tym często. Najczęściej przy okazji lektur, jak np. przy "Roku 1984" Orwella, gdy uczniowie dostrzegali wątki społeczno-polityczne. Bardzo często pojawia się coś w formie żartu. Staramy się obśmiewać pewne groteskowe, mrożkowskie klimaty. To wentyl bezpieczeństwa. Uczniowie żartują w sposób inteligentny. Nie jest to agitacja. Jeżeli ktoś tak to potraktuje, nie rozumie tego, co mówię. Szkoła nie nadaje się do agitacji, ale musi być miejscem, w którym rozmawia się z uczniami o sprawach, które dzieją się na świecie. Inaczej uczeń nie zaufa szkole.
Tu może pojawić się zarzut wprowadzania ideologii lub narzucania uczniom swoich poglądów.
To jest trochę jak z religią. Gdy rozmawiamy o książce, która dotyka wątku religijnego, mam udawać, że jestem neutralny religijnie? Dość jasno określam swój światopogląd. Jednocześnie bez problemu mogliśmy rozmawiać na lekcjach o "Katedrze" Jacka Dukaja, zarówno z wierzącymi, jak i niewierzącymi uczniami. Rozmawialiśmy o religii, dlaczego jest dla człowieka ważna, jakie może stwarzać niebezpieczeństwa.
Tak samo jest z polityką. Nigdy nie agitowałbym uczniów za jakąkolwiek opcją polityczną, ale nie mogę udawać, że nie mam poglądów. Jestem człowiekiem na zewnątrz, wyrażam publicznie swoje poglądy. Mam być jak Barbara Nowak, która wyraża opinie jako Barbara Nowak, a czasami wypowiada się jako Małopolska Kurator Oświaty w zależności od tego, co mówi?
Czytaj też: Szkoła po wakacjach? Czarnek o planach MEiN
Po tych kilkunastu miesiącach zdalnej lub hybrydowej edukacji, jest szansa, że od września wróci ona w pełni stacjonarnie. Czy pańskim zdaniem te wytyczne odzwierciedlają potrzeby uczniów?
W tych wytycznych jest mowa o wsparciu psychologicznym, jednak jest to bardzo ogólne. Trzeba nadrobić relacje. Nadrabianie materiału jest problemem najmniejszym. W najtrudniejszej sytuacji są nauczyciele i uczniowie z wczesnych klas szkół podstawowych. Te dzieci straciły coś, co może być nie do nadrobienia.