Skoro prezydent przeczołgał Tuska, to on przeczołgał Schetynę...
Po wyborach pojawiły się również zgrzyty na linii Tusk-Komorowski. Były wicepremier Roman Giertych w rozmowie z "Uważam Rze" ujawnił tajny plan, którego częścią miał być Grzegorz Schetyna: - Gdyby PO i PSL nie miały samodzielnej większości, to oznaczałoby przewrót kopernikański w polskiej polityce. To prezydent Komorowski byłby liderem, rządziłaby Kancelaria Prezydenta, czyli dawna Unia Wolności. Komorowski był już dogadany w tej sprawie ze Schetyną i Napieralskim. To miała być taka koalicja. Dlatego najbardziej smutną minę w wieczór wyborczy miał, poza Napieralskim, Komorowski, a nie Kaczyński.
Scenariusz miał wyglądać tak: - To prezydent wskazuje premiera, powierza mu misję stworzenia rządu. Taki premier, tu Grzegorz Schetyna, udaje się do sejmu po wotum zaufania, zaczyna budować koalicję. Prezydent go wspiera. Mówi: dla zapobieżenia rządom Kaczyńskiego czy Palikota, dla dobra Polski, domagam się by pan Donald Tusk zaakceptował kompromisowego kandydata na premiera. Pawlak za dodatkowe ustępstwa by to zaakceptował. Napieralski popierałby oczywiście rękami i nogami. Czy w takiej sytuacji Platforma mogłaby sobie pozwolić na sprzeciw wobec takiego prezydenckiego rządu? Wątpię.
Plan upadł, bo Platforma odniosła druzgocące zwycięstwo nad PiS. Jednak już następnego dnia po wyborach, prezydent rozzłościł premiera zapraszając szefów wszystkich klubów na powyborcze konsultacje ws. tworzenia nowego rządu. Na łamach "Wprost" Michał Krzymowski tak analizował relacje Tuska z Komorowskim: "Premier uważa, że wybory wygrał w pojedynkę. (...) Niestety, tego sukcesu nie docenili prezydent z marszałkiem sejmu, uważa premier. Główny żal ma do marszałka. Sądzi, że to on wymyślił konsultacje w sprawie tworzenia rządu i napuścił na niego głowę państwa".
To był ostateczny gwóźdź to trumny triumwiratu, jak dziennikarz nazywa współpracę Tuska, Schetyny i Komorowskiego. "Premier był zły. Skoro prezydent przeczołgał jego, to on przeczołga Schetynę" - pisze.