Ciało pilota odnalezione na ziemi. Spadł z ponad tysiąca metrów
Na jednym z amerykańskich lotnisk doszło do tragedii. Mały samolot musiał awaryjnie lądować po tym, jak stracił prawe koło. Kiedy maszyna była już na ziemi, w kokpicie znajdował się tylko jeden z pilotów. Ciało drugiego znaleziono około 50 kilometrów od lotniska.
Ciało 23-latka znaleziono na podwórku domu, około 50 km na południe od lotniska w mieście Fuquay-Varina. Mężczyzna nie miał spadochronu, a służby twierdzą, że jego ciało spadło z wysokości około 1070 metrów. Nie wiadomo, czy zmarł jeszcze przed upadkiem.
Wypadek badają zarówno Federalny Urząd Lotnictwa, jak i Krajowa Rada Bezpieczeństwa Transportu.
Drugi pilot po wylądowaniu został przewieziony do szpitala z drobnymi urazami. Został wypisany tego samego dnia.
Ostatnie momenty przed awaryjnym lądowaniem. "Mamy dwie osoby"
Według wstępnych ustaleń, zanim pilot zginął, odbyła się 40-minutowa wymiana zdań między drugim pilotem a kontrolerem ruchu lotniczego. Podczas tej rozmowy nie padła jednak żadna informacja na temat tego, że 23-latek wypadł z samolotu.
"Daily Mail" cytuje fragment zarejestrowanej rozmowy: "Awaryjne, straciliśmy prawe koło. Chcielibyśmy udać się do Raleigh i wylądować w Raleigh. Mamy na pokładzie dwie osoby. Na pokładzie mamy wystarczająco dużo paliwa, które starczy nam na następne cztery godziny".
W odpowiedzi kontrola ruchu lotniczego dopytała, o którym z lotnisk mowa - Raleigh-Durham czy Raleigh-General. "Czy próbowałeś wylądować na Raeford West? Czy to [koło] spadło jeszcze w powietrzu?" - dopytywał kontroler. "Próbowaliśmy lądować" – odpowiedział pilot.
Kontrola ruchu lotniczego zakwestionowała następnie, w jaki sposób pilot planuje lądowanie, skoro samolot nie ma koła. Pilot odpowiedział: "Idziemy tak wolno, jak to możliwe, i myślę, że położymy go na brzuchu".
Zobacz też: Wielki chaos na lotniskach. W Niemczech dramatycznie brakuje rąk do pracy
Źródło: "Daily Mail"