Chiny - sojusznik groźny dla Rosji
W ostatnim czasie Rosja i Chiny zintensyfikowały dialog i podpisały rekordową liczbę umów. Kremlowskie media mówią o rosyjsko-chińskim sojuszu strategicznym. Miejscowi eksperci ostrzegają jednak, że Pekin jest dla Moskwy zbyt potężnym sojusznikiem, dlatego kosztem Rosji będzie realizował własne interesy. Jaka jest szansa powstania rosyjsko-chińskiej ententy?
29.06.2015 | aktual.: 29.06.2015 09:51
W 2013 r. Rosja ogłosiła zwrot na Wschód twierdząc, nie bez racji, że euroazjatyckie położenie to podstawa mocarstwowej polityki. W azjatyckiej części kraju znajduje się gros surowców energetycznych. W Azji Środkowej leżą byłe radzieckie republiki, które Moskwa uważa za wyłączną strefę interesów. Razem, mocny potencjał w światowej polityce.
Strategiczne partnerstwo podszyte antyamerykanizmem
Realizacja koncepcji nabrała przyspieszenia wraz ukraińskim konfliktem, skutkującym polityczną konfrontacją z Zachodem. Było to przyspieszenie wymuszone, bo zachodnie sankcje finansowe i technologiczne pozostawiły Rosję właściwie bez wyboru. Przełom 2014 i 2015 r. pokazał jednak, że azjatycki zwrot ogranicza się do Chin. Wobec amerykańskich nacisków Azja nie poparła aneksji Krymu, a najważniejsi gracze, tacy jak Japonia, przyłączyli się do antyrosyjskich sankcji.
Pekin, który formalnie zajął pozycję neutralną, faktycznie wspiera dyskretnie Moskwę. Odzwierciedleniem chińskiej postawy jest rekordowa ilość konsultacji rządowych, które zainaugurowała pekińska wizyta ministra obrony Rosji. Rozmowy Siergieja Szojgu z chińskim odpowiednikiem są, zdaniem izraelskiego eksperta gen. Jakowa Kedmiego, dowodem na postępującą militarną koordynację Moskwy i Pekinu. Już wcześniej Rosja i Chiny wspólnie ewakuowały chemiczny arsenał Syrii, ratując tym samym reżim Asada przed zachodnią interwencją wojskową. Szojgu przygotowywał w Pekinie dostawy rakietowych kompleksów S-400, a następnie udał się do Teheranu, gdzie podpisał umowę na sprzedaż Iranowi kompleksów S-300. W maju morskie eskadry obu krajów ćwiczyły na Morzu Śródziemnym, a czerwcowe rozmowy narodowych Rad Bezpieczeństwa ujawniły zgodność w ocenie przyczyn i metod przeciwdziałania "kolorowym rewolucjom". Wyraźnym, wspólnym mianownikiem jest antyamerykanizm.
Apogeum wzajemnych ukłonów była wizyta chińskiego przywódcy Xi Jinpinga w Moskwie, gdzie razem z Władimirem Putinem świętował 70-lecie zakończenia wojny w Europie. I nie tylko świętował, bo wobec zachodniego bojkotu uratował międzynarodowy prestiż Rosji. Podpisał także ponad 30 umów i listów intencyjnych, wyznaczających kierunki dwustronnych relacji w długoletniej perspektywie. Bodaj najważniejszym stało się ramowe porozumienie o współdziałaniu Eurazjatyckiego Związku Ekonomicznego Rosji, Kazachstanu i Białorusi (EZE) z chińskim projektem Jedwabnego Szlaku, co umożliwi połączenie Chin z Europą. Istotę tego i innych porozumień można zatem ująć, jako zgodę Moskwy na bardzo poważne ustępstwa wobec Pekinu, które czynią Chiny głównym beneficjentem strategicznego sojuszu, jak miejscowe media nazywają dwustronne relacje. Potwierdzeniem jest ostatnia decyzja Dumy o przyznaniu Chinom prawa do udziału w zagospodarowaniu Syberii i Dalekiego Wschodu.
Chińskie demony
Rosyjski think tank Rada Polityki Zagranicznej i Obronnej, który ostatnio przygotował dla zachodniej opinii publicznej ekspertyzę relacji rosyjsko-chińskich, widzi w nich same plusy. W warunkach zachodnich sankcji Rosja uzyskuje ogromne wsparcie finansowe Chin. Koncerny - Gazprom i Rosnieft - zawarły długoletnie kontrakty sprzedaży surowca wiecznie głodnej chińskiej gospodarce, m.in. wspólnie budowanymi gazociągami Siła Syberii i Ałtaj. Dostawy kompleksów S-400 nie zagrażają rosyjskiemu bezpieczeństwu, bo chiński przemysł zbrojeniowy dokonał skoku technologicznego i dalsza współpraca może zaspokoić rosyjskie potrzeby. I wreszcie, integracja EZE i Jedwabnego Szlaku pozwoli zagospodarować Daleki Wschód i Syberię, zaś Pekin zobowiązał się do respektowania rosyjskich wpływów w poradzieckiej Azji Środkowej. Pełna idylla, a jednak w Moskwie są eksperci mający odmienne zdanie na temat podziału korzyści między Rosją i Chinami. W czerwcu kilka ośrodków politologicznych zabiło na alarm. Twierdzą, że podpisane
porozumienia to wstęp do nieskrępowanej ekspansji gospodarczej Chin w Rosji, której skutkiem będzie silne uzależnienie polityczne i ekonomiczne.
Problem w tym, że do czasu ukraińskiego konfliktu chińska polityka Rosji to głównie instrument presji wobec UE i USA. Celem Kremla było chińskie wzmocnienie potencjału negocjacyjnego z Zachodem, bo Rosja widziała się jako jego część. Jak mówi Andriej Kortunow z Rosyjskiej Rady Stosunków Międzynarodowych, obecnie, czyli po krachu projektu wspólnej przestrzeni ekonomicznej i bezpieczeństwa od Vancouver do Władywostoku, Rosja znalazła się w sytuacji bez wyjścia. Zamiast wielkiej Europy zwróciła się ku wielkiej Azji, w której jedynym partnerem są Chiny. Niestety w ten sposób przekroczyła Rubikon własnego bezpieczeństwa, ponieważ ze względu na ogromną różnicę własnego i chińskiego potencjału, zajęła w relacjach zdecydowanie słabszą pozycję. Według Kortunowa wzajemne dysproporcje stale rosną, zatem jeśli Moskwa dalej będzie uzależniać się od Pekinu, a nie budować suwerenną politykę azjatycką, to rosyjska mocarstwowość stanie się mrzonką.
Aleksander Chramczichin z Instytutu Analiz Wojskowych i Politycznych dodaje, że Chiny są dla Rosji być może partnerem, ale na pewno nie sojusznikiem. Świadczy o tym fakt, że przy udziale Rosji Pekin realizuje wyłącznie swoje interesy, których właściwymi adresatami są USA i UE. Bo jak inaczej ująć brak poparcia dla aneksji Krymu, a przede wszystkim forsowanie koncepcji Jedwabnego Szlaku? Wszak jego celem jest rozwój zachodnich prowincji Chin oraz budowa chińsko-unijnej przestrzeni ekonomicznej, w której Rosja zostaje sprowadzona do zaplecza surowcowego i obszaru tranzytowego europejsko-chińskiej wymiany gospodarczej. Na płaszczyźnie militarnej stanie się, co najwyżej chińską głębią strategiczną, zabezpieczającą zachodnią flankę sąsiada.
Na dodatek, mówi Chramczichin, nie ma żadnych gwarancji chińskiej lojalności wobec rosyjskich interesów w Azji Środkowej. Szczodra oferta finansowa Pekinu sprawia, że Kazachstan, Turkmenistan oraz Kirgizja rzucają się wprost w chińskie objęcia, a z Moskwą liczą się coraz mniej. Podobnie rzecz ma się z formułą BRICS, gdzie Pekin gra rolę nieformalnego lidera, co widać szczególnie w inicjatywie powołania alternatywnego MFW, czyli Banku Rekonstrukcji, zasilonego z chińskich funduszy. Wprawdzie Rosja jest nadal nieoficjalnym współprzewodniczącym Szanghajskiej Organizacji Współpracy, ale tylko z dobrej woli potężnego sąsiada.
Aleksander Gubajew z moskiewskiego Centrum Carnegie twierdzi wprost, że relacje z Chinami, szczególnie gospodarcze i energetyczne, trzeba było układać, gdy Rosja miała poprawne stosunki z Zachodem. Obecnie Chińczycy bezwzględnie wykorzystują potrójne załamanie Rosji (spadek cen ropy naftowej i gazu, zachodnie sankcje, osłabienie wartości rubla) i przystępują do drenażu jej gospodarki. Od chińskich banków trudno uzyskać opłacalne kredyty, a ceny surowców importowanych z Rosji zostały zredukowane do minimum. Za to chińskie firmy są gotowe do natychmiastowego wejścia na rosyjski rynek, i to nie tylko kapitałowo oraz własnościowo, ale nawet jeśli chodzi o import chińskiej siły roboczej. W takiej sytuacji Chinom nie jest już potrzebna aneksja Syberii i Dalekiego Wschodu - ani demograficzna ani militarna - choć jak twierdzą rosyjscy wojskowi, różnica potencjałów i w tej dziedzinie jest ogromna. I nie zmieni tego nawet wieloletnie dofinansowanie i dozbrojenie armii. Szwankuje także postrzeganie Rosji w Chinach.
Trzy chińskie "nie"
Gdy moskiewskie media straszą Zachód rosyjsko-chińskim sojuszem, w Pekinie obowiązują niezmienne trzy "nie" wobec Rosji. Podstawy polityki nie-wchodzenia z Rosją w ścisły sojusz, nie-antagonizowania relacji bilateralnych i nie-podpisywania dwustronnych umów skierowanych przeciwko innym państwom, sformułował ojciec chińskich reform Deng Xiaoping. Celem strategii jest zachowanie maksymalnej swobody wyboru sojuszy, a dla Pekinu to UE i USA są głównymi partnerami ekonomicznymi. Dlatego Chiny nigdy nie postawią na jednej szali poparcia dla rosyjskiej konfrontacji z Zachodem i handlu z Europą oraz USA.
Co więcej, jeśli dla Moskwy Pekin jest jednym z głównych partnerów gospodarczych, to Rosja w chińskiej hierarchii znajduje się na dalekim 11. miejscu. Młodzi Chińczycy nic nie wiedzą o Rosji i raczej nie chcą wiedzieć, ponieważ wiążą przyszłość z Zachodem. Rosja jest uważana za nieperspektywiczny kierunek kulturowy i biznesowy. Chińczycy szybko się westernizują, a opinie o Rosji to mieszanka lekceważenia, a nawet pogardy, związana z niewyobrażalnym dla Azjatów marnotrawieniem potencjału gospodarczego. Jeśli Chiny decydują się na inwestycje w Rosji, to tylko pod gwarancje państwowe i pod warunkiem perspektywicznych korzyści. Jednak prywatny kapitał chiński z reguły trzyma się od zachodniego sąsiada z daleka, wybierając Europę. Po co Rosja jest więc potrzebna Chinom?
Chińska dyplomacja od dawna widzi świat wielobiegunowym, ale jest to tylko konieczny etap przyszłej globalnej dwubiegunowości, z USA i Chinami w roli głównej. Nie ma więc mowy o strategicznym sojuszu z Rosją, która jest pożytecznym, choć nie kluczowym instrumentem na drodze do chińskiej supermocarstwowości. To prawda, że na razie Pekinowi i Moskwie po drodze z antyamerykanizmem. Oba reżimy obawiają się kolorowych rewolucji. Podpisały nawet umowę o tworzeniu alternatywnego wobec internetu systemu wymiany informacji. Ale na tym wspólne interesy się kończą, a po nich następuje lista rozbieżności, które nijak się mają do strategicznego sojuszu.
Główna to ta, że w obecnej dekadzie Pekin koncentruje się na wewnętrznych wyzwaniach, takich jak zrównoważony rozwój wszystkich regionów oraz poprawa materialnego statusu obywateli. Mimo sporów terytorialnych z sąsiadami Pekin chce światowego spokoju i gospodarczej harmonii. Chińscy politycy wierzą w nieuchronne osłabienie światowej dominacji USA, ale nie jak Rosja poprzez konfrontację, tylko konkurencję ekonomiczną. W takim modelu globalnej polityki, jak twierdzi rosyjski politolog Dmitrij Trenin, Moskwa nie jest równorzędnym partnerem Pekinu i Waszyngtonu, a co najwyżej otrzymała prawo do opowiedzenia się po jednej ze stron. Z pewnością w takich warunkach celem Rosji winno stać się - inaczej niż dotychczas - balansowanie między Zachodem a Chinami, wespół z Indiami czy Brazylią. Według Trenina perspektywą rosyjsko-chińskiej ententy będzie koordynacja działania mocarstwa regionalnego - Rosji i supermocarstwa - Chin, dla formowania nowego ładu międzynarodowego. Ale bez "wspólnego centrum kierowania" i metodą
pokojowej rywalizacji z systemem zachodnim na czele z USA.
Pod warunkiem, że Pekin zachowa odwieczną mądrość, która każe szanować partnera, czyli uznać za bardziej opłacalne równoprawne relacje z Rosją. W XX w. ZSRR miał w chińskiej polityce miano "starszego brata". Obecnie realia są takie, że przy dobrej woli Pekinu Moskwa może liczyć na status "starszej siostry", czyli strony, której opinie są słyszane, ale nie mają decydującego wpływu na podjęcie końcowej decyzji. Alternatywą, jak twierdzą pesymiści, jest rosnące obustronnie wyzwanie nacjonalistyczne. O ile rosyjski nacjonalizm skierowany jest na Zachód, o tyle chiński może sformułować nową strategię wobec Moskwy. Lekceważenie, maskowane oficjalną przyjaźnią, zastąpi misja dominacji na kontynencie azjatyckim, w tym pretensji terytorialnych, a obiektami ekspansji zostaną rosyjskie Syberia i Daleki Wschód. Rosyjscy wojskowi dawno doszli już do wniosku, że w takim przypadku jedyną metodą obrony będzie broń jądrowa.