Chiński sposób na muzułmanów. Mężczyźni do obozów, na ich miejsce - Chińczycy
Chiński reżim masowo wysyła Ujgurów do obozów "reedukacyjnych". Na ich miejsce sprowadza etnicznych Chińczyków - do opuszczonych przez nich domów, a nawet i łóżek. A to tylko część potężnej machiny chińskiego Wielkiego Brata.
Od kilku lat miasta, miasteczka i wsie w Sinciangu, autonomicznej prowincji Chin na północno-zachodnim skraju państwa, stopniowo się wyludniają. Całe masy - szacuje się, że nawet ponad milion - Ujgurów, muzułmańskiej mniejszości etnicznej, trafiają do rozsianych po regionie obozów reedukacji. Ale władze w odległym Pekinie nie pozostawiają pozostałych Ujgurów - a zwłaszcza Ujgurek - samych sobie.
Jak donosi Radio Wolna Azja, w ramach programu "Dobierz się w parę i stań się rodziną" w miejsce wysłanych do obozów Ujgurskich mężczyzn wchodzą etniczni Chińczycy Han - nazywani eufemistycznie "krewnymi" - czuwając nad rozbitymi rodzinami i spędzając z nimi czas. A nawet sypiając w jednym łóżku z żonami Ujgurskich więźniów.
- "Krewni" przychodzą z wizytami co dwa miesiące, spędzając z tymi rodzinami dnie i noce. Pomagają im z ich ideologią, wnoszą nowe idee. Rozmawiają z nimi o życiu, a w międzyczasie między nimi czasami rozwijają się uczucia - powiedział radiu jeden z chińskich urzędników nadzorujących program w prefekturze Kaszgar.
Według Human Rights Watch, w ramach ciągle rozrastającego się programu, na wizyty do ujgurskich domów wysłano do 100 tys. Chińczyków. Wizyty trwają zwykle pięć-sześć dni i powtarzają się co dwa miesiące.
"Nowatorski" program to tylko jedna część całego wachlarza totalitarnych sposobów, w jaki chińskie władze starają się sprawować kontrolę nad Sinciangiem i jego muzułmańskiej ludności.
Chiński archipelag Gułag
Najszerzej zakrojonym programem jest sieć "obozów reedukacyjnych", przeznaczonych dla zdradzających oznaki niepokornego myślenia.
- Do obozów można trafić za zbytnie manifestowanie swojej wiary, za podważanie autorytetu chińskich władz, negatywne komentarze na temat rządu - mówi WP Marcin Przychodniak, były dyplomata i analityk ds. Chin w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych.
Doniesienia o istnieniu ogromnej sieci obozów początkowo były dementowane przez chińskie władze. Ale w miarę pojawiania się kolejnych doniesień Pekin zmienił swoje podejście.
- Dziś jest to część oficjalnej polityki wobec regionu. Władze chińskie otwarcie mówią o istnieniu obozów, choć nazywają je "ośrodkami edukacyjnymi". Zapewniają, że chodzi o bezpieczeństwo i walkę z terroryzmem - mówi Przychodniak.
Korzenie problemu sięgają wiele lat wstecz. Za początek drakońskiej polityki Pekinu uważa się krwawe zamieszki w Urumczi w 2009 roku. W trakcie walk, które wówczas się wywiązały między Ujgurami i Chińczykami Han, zginęło ponad 150 osób. Chińskie władze twierdzą, że region stał się przyczółkiem dla islamskich ekstremistów mających powiązania z al-Kaidą. Od 2009 roku na terenie prowincji doszło do kilku krwawych zamachów terrorystycznych.
Zweryfikowanie zarzutów Pekinu jest trudne. Według Przychodniaka, jest to po części problem wykreowany przez politykę Chin, która zradykalizowała ujgurskich aktywistów. Jak dodaje, wybuch przemocy był w pewnym stopniu wynikiem nagromadzenia frustracji polityką Pekinu, zmierzającą do zmiany stosunków etnicznych w Sinciangu.
- Tak w Tybecie, jak i w Sinciangu, chińskie władze aktywnie zachęcają Chińczyków do osiedlania się w Sinciangu. Chińczycy Han mają tam uprzywilejowaną pozycję. To całkowicie świadoma polityka. I jest skuteczna, bo o ile jeszcze nie tak dawno temu w Sinciangu większość stanowili Ujgurzy, dziś ten stosunek jest zdecydowanie inny - mówi ekspert.
Przeczytaj również: Chiński archipelag gułag. Milion więźniów w obozach
Orwellowskie Chiny
Do przeciwdziałania "zagrożeniom" ze strony ekstremistów Pekin stosuje cały wachlarz zagrań rodem z powieści Orwella.
Od 2016 roku mieszkańcom niespokojnego regionu zaczęto konfiskować ich paszporty. Od października ubiegłego roku wprowadzono obowiązek rejestracji noży. Każda sztuka musi nosić kod kreskowy, a nabywający nowe noże muszą przy zakupie podać dane z dowodu osobistego.
Według Radia Wolna Azja (RFA), od września trwa natomiast masowa kampania konfiskaty koranów i innych artykułów religijnych. Z kolei jak podawał "Wall Street Journal", w lutym w prowincji uruchomiono nowy program masowej inwigilacji, który w oparciu o dane z telefonów komórkowych, mobilnych aplikacji i monitoringu miejskiego ma pozwalać policji na przewidywanie zbrodni i schwytanie "kryminalistów" zanim je popełnią. Użytkownicy telefonów komórkowych mają natomiast obowiązek zainstalowania w nich specjalnej aplikacji, która tropi nielegalne pliki i dokumenty.
- To nie tylko kwestia obozów, to daleko posunięta inwigilacja z użyciem najnowszych technologii, kamer z systemem rozpoznawania twarzy czy inwigilacji smartfonów - mówi Przychodniak. - Wszystko to jest próba "ucywilizowania" i kontrolowania religii, które Pekin uważa za niebezpieczne. Władze nie uznają bowiem religii, nad którymi nie mają nadzoru - dodaje.