Chińska marynarka wojenna rośnie w siłę. Amerykanie oceniają błyskawiczny wzrost potęgi
Chińska marynarka wojenna rośnie w siłę, a tempo przemian jest błyskawiczne i zdecydowanie przewyższa resztę krajów świata. Nie jest to laurka wystawiona przez oficerów Ludowej Armii Wyzwoleńczej ani tym bardziej pochwała kierownictwa Komunistycznej Partii Chin. Do takich wniosków doszło Biuro Wywiadu Marynarki Wojennej USA (ONI), które przeanalizowało postępy Państwa Środka na przestrzeni ostatnich sześciu lat oraz wskazało mocne i słabe strony chińskich sił.
"W 2013 i 2014 roku Chiny oddały do użytku więcej okrętów wojennych niż jakiekolwiek inne państwo. Oczekuje się, że ten trend zostanie utrzymany w latach 2015-2016" - prognozują Amerykanie. Według ustaleń Pentagonu, jeszcze do końca tego roku Chiny oddadzą lub zaczną konstruować około 60 okrętów. W ten sposób dorównają liczbom osiągniętym na tym polu w 2014 roku.
Wielkość chińskiej marynarki robi wrażenie, bo Pekin już teraz ma do dyspozycji ponad 300 jednostek różnego typu. Jednak amerykańscy analitycy wywiadu podkreślają, że w ciągu sześciu lat Chinom udało się przejść z ilości w jakość. ONI wskazuje, że chińskie kadry i zbrojeniówka "podjęły ważne kroki w podwyższeniu wartości operacyjnej i modernizacji marynarki".
Tego mogą obawiać się nawet USA
YJ-18 - tak oznaczona jest broń, która zdaniem wielu analityków, będzie kazała dwa razy zastanowić się Amerykanom, czy faktycznie chcą ingerować w chińskie ruchy na Pacyfiku. Zdaniem Andrew S. Ericksona z US Naval War Collage, który podzielił się swoimi spostrzeżeniami na łamach serwisu Washington Free Beacon, to właśnie ten pocisk będzie nastręczał szczególnych trudności amerykańskim i sojuszniczym okrętom. Przeciwokrętowy manewrujący pocisk ponaddźwiękowy jest trudny do wykrycia i uchodzi za "niszczyciela lotniskowców".
Według analizy Pentagonu, YJ-18 wszedł już na wyposażenie najnowszego niszczyciela rakietowego klasy Luyang III. Na razie Chińczycy mają tylko jeden okręt tego typu, ale wkrótce oddadzą do użytku następne, a w kolejnych latach planują mieć ich 12. W pociski YJ-18 mają zostać wyposażone także okręty podwodne.
Ekspert Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego sądzi jednak, że chiński przełom ogłoszony przez ONI może być falstartem.
Okręty
Stany Zjednoczone przyjrzały się nie tylko ilości, ale także jakości chińskiej floty. Wywiad ocenił, że wśród 26 niszczycieli 21 spełnia warunki współczesnego pola bitwy, a spośród 52 fregat 35 jest użyteczna. Pekin ma do dyspozycji także 20 nowoczesnych korwet, 85 patrolowców wyposażonych w zestawy rakietowe, 56 okrętów desantowych i 42 okręty przeciwminowe. Do tych liczb dochodzi około 450 jednostek pomocniczych.
Coraz pokaźniejsza będzie też chińska obecność pod morską taflą. Państwo Środka już teraz posiada pięć nuklearnych okrętów szturmowych oraz cztery nuklearne okręty z pociskami balistycznymi. Amerykanom nie udało się ustalić, ile z pozostałych 57 konwencjonalnych podwodnych jednostek jest sprawnych. Wiadomo natomiast, że Pekin stawia na rozwój tej gałęzi marynarki i oczekuje się, że do 2020 roku w jej szeregach pojawi się co najmniej 70 nowoczesnych okrętów.
Modernizacja marynarki wojennej nie polega wyłącznie na odrabianiu straconych lat. Chiny inwestują także w technologie przyszłości. Siły morskie aktywnie pracują nad rozwojem i wdrażaniem szeregu samolotów bezzałogowych, mogących startować z pokładów okrętów. Drony mają wspierać i odciążać część tradycyjne lotnictwo morskie w zadaniach wywiadowczych, obserwacyjnych i zwiadowczych.
Amerykanie zwracają także uwagę na zakup i wdrożenie pierwszego lotniskowca "Liaoning", jednak przyznają, że ma on obecnie niewielką wartość bojową. Ekspert Fundacji Pułaskiego sądzi jednak, że "Liaoning" jest ważnym krokiem w modernizacji marynarki wojennej.
Nowoczesna broń przeciwko Tajwanowi
W raporcie Amerykanie starali się także znaleźć odpowiedź na pytanie, "Po co Chinom silna marynarka?". Uznali, że oprócz podkreślenia statusu mocarstwa, czynnikiem, który mobilizuje Państwo Środka jest Tajwan. "Reunifikacja wciąż pozostaje głównym motorem napędowym modernizacji wojska" - ocenili, twierdząc, że Chiny, budują morską potęgę, bo chcą uniknąć interwencji jakiejkolwiek trzeciej strony w przypadku zjednoczenia lądu z wyspą. ONI wprost ocenia, że "przez kilka dekad chińskie inwestycje we flotę były podporządkowane zapobieganiu tajwańskiej idei niepodległości".
Wzmacnianie marynarki wojennej jest też narzędziem do… pokojowego zjednoczenia. "Chińscy liderzy mają nadzieję, że samo posiadanie dużych możliwości militarnych zniechęci proniepodległościowe nastroje, a jeśli to się nie powiedzie, umożliwi szeroki wachlarz opcji, które mogą zostać dopasowane do konkretnej zaistniałej sytuacji" - czytamy w raporcie ONI.
Rafał Ciastoń sądzi, że militarna potęga Chin jest elementem zwiększającym presję na Tajwan i to nawet bez wystąpienia sytuacji kryzysowej. - Po chińskiej stronie cieśniny rozlokowane są rosyjskie systemy przeciwlotnicze S-300 i ich chińskie odpowiedniki. W sumie ponad tysiąc rakiet różnego typu jest wymierzonych w Tajwan, co powoduje, że w momencie sytuacji spornej Amerykanie dwa razy się musieliby się zastanowić czy chcą w ogóle wysłać swoje siły i jak daleko mogą się posunąć w obronie sojusznika - ocenia Ciastoń.
Największa "biała flota" świata przeciwko sąsiadom
Kolejną stroną morskiej potęgi Chin jest inwestowanie w cywilne siły. W przeciągu sześciu lat Straż Przybrzeżna Chin wzbogaciła się o 100 nowych dużych patrolowców i jednostek wsparcia. To jednak nie koniec, bo program modernizacji zakłada zakup kolejnych 50 jednostek do końca tego roku. Według planów, na koniec 2015 roku strażnicy mają mieć do dyspozycji o 1/4 więcej jednostek niż na początku 2012 roku.
W praktyce oznacza to, że Chiny będą miały największą "białą flotę" na świecie, a liczba łodzi straży przybrzeżnej przewyższy stan posiadania Wietnamu, Japonii, Filipin, Indonezji i Malezji razem wziętych. Porównanie do sąsiednich państw ma tym więcej sensu, że to właśnie z tymi krajami Chiny toczą terytorialne spory na Morzach Żółtym, Południo- i Wschodniochińskim. Jednostki straży przybrzeżnej często są wykorzystywane do przepędzania kutrów rybackich czy niegroźnych starć (np. na armatki wodne) z załogami strażników innych państw.
Zintensyfikowanie sporów oczywiście nie uszło uwadze amerykańskiego wywiadu. "Od 2009 roku napięcia na Morzach Południowo- i Wschodniochińskim stały się codziennością. Wraz z rozrostem straży przybrzeżnej Chiny są w stanie szybko odpowiadać na wszelkie wtargnięcia na terytoria, do których zgłaszają roszczenia. Ta tendencja jest widoczna w operacjach podjętych przez straż na spornej rafie Scarborough, drugiej mieliźnie Thomasa i wyspach Senkaku (chiń. Diaoyu). (…) Przez cały 2014 rok Chiny odzyskały setki akrów ziemi (…) które okupują i budują na nich obiekty, mogące pomóc w egzekucji prawa morskiego i prowadzeniu działań floty" - czytamy w raporcie.
Brakujące elementy
Amerykańska ocena skupia się także na niedociągnięciach chińskiej marynarki wojennej. Według raportu ONI, kadra oficerska wciąż nie jest przygotowana na przeprowadzanie skomplikowanych, wielozadaniowych operacji pod rozkazami zintegrowanego dowództwa. Analitycy morskiego wywiadu nie mają jednak wątpliwości, że jest to cel Pekinu na najbliższą przyszłość. "Dowódcy i planiści marynarki wojennej pracują nad rozwojem systemu procedur zintegrowanych operacji, ale zdają sobie sprawę z tego, jak bardzo złożone zadanie przed nimi stoi i są świadomi, że ich marynarce wojennej brakuje realnego doświadczenia" - ocenili Amerykanie.
Zobacz również: "Papierowy tygrys" - mankamenty chińskiej armii
Dokument Pentagonu punktuje również, że Chiny wciąż mają zbyt mało nuklearnych okrętów podwodnych, by uchodzić za dominującą siłę na morzach. Analiza ONI przewiduje, że coraz większa liczba okrętów typu 095 powinna w przyszłości zapełnić lukę w tej materii, będąc przy okazji odpowiednim elementem do grupy uderzeniowej lotniskowca. Rafał Ciastoń podkreśla jednak, że już teraz całościowa siła chińskich okrętów podwodnych jest znacząca. - Oprócz kilku jednostek o napędzie nuklearnym, trzeba pamiętać o prawie o prawie 60 jednostkach konwencjonalnych. Są wśród nich całkiem nowoczesne rosyjskie okręty Kilo i chińskie Juany - mówi ekspert.
Biuro Wywiadu Marynarki Wojennej USA wskazuje także, że Chińczycy dopiero uczą się wykorzystywania i chronienia swoich najcenniejszych jednostek na otwartym morzu, z dala od macierzystych portów. W rozmowie z Wirtualną Polską ekspert zaznacza jednak, że Chiny nieuchronnie zmierzają do osiągnięcia statusu blue-water navy, czyli floty mogącej przeprowadzać samodzielne operacja z dala od lądu. - Czy to dostarczone przez Rosję niszczyciele Sowriemiennyj czy własne fregaty rakietowe Jiangkai dysponują już nowoczesnymi systemami obrony lotniczej. Chińska flota wciąż czuje się najpewniej pozostając w zasięgu lotnictwa operującego z lądu, ale krok po kroku staje się blue-water navy - ocenia ekspert i dodaje, że Pekin osiągnie ten status finansując budowę kolejnych lotniskowców. - Posiadanie własnych lotniskowców sprawi, że zniknie problem braku możliwości operacyjnych z dala od własnego lądu, bo grupa lotnicza może wspierać resztę floty niezależnie od jej rozmieszczenia - zauważa Ciastoń.
ONI ocenia, że Chińczycy zdają sobie sprawę ze słabych stron i robią wszystko, by je zniwelować. Analitycy sądzą, że modernizacja i wprowadzenie do służby lotniskowców, okrętów z rakietami balistycznymi oraz dużych jednostek desantowych ostatecznie przeobrazi chińską marynarkę wojenną w nowoczesną siłę, z którą będzie musiał się liczyć cały świat.
"W następnej dekadzie Chiny zakończą transformację z floty przybrzeżnej do floty zdolnej do podjęcia wielu misji na całym świecie. Chińscy liderzy widzą ewolucję strategii morskiej jako konieczny warunek zabezpieczenia interesów i czynnik, który musi rozwijać się równolegle z osiąganiem statusu globalnego mocarstwa" - zauważają amerykańscy analitycy. Może to oznaczać, że za kolejne sześć lat, przy okazji publikacji kolejnego raportu, "morski dystans", dzielący Waszyngton i Pekin, zmniejszy się jeszcze bardziej.
Zobacz także - Chiny - wielka szansa dla polskich firm: