W Sądzie Okręgowym w Warszawie odbyła się kolejna rozprawa w precedensowej sprawie, jaką Ministerstwu Skarbu Państwa wytoczył rencista z Łodzi. Z zawodu mechanik, od ponad ćwierć wieku jest na rencie inwalidzkiej. Najpierw przyznano mi trzecią grupę inwalidzką, teraz mam drugą – mówi. Nie może dorobić, bo trzy razy dziennie musi brać insulinę.
Stefaniak zdecydował się pozwać państwo, bo – jak mówi – wypłacanie człowiekowi tak głodowego świadczenia to zbrodnia. W latach 80., kiedy przyznano mi rentę, stanowiła ona ponad 70% średniej płacy w kraju. Wtedy na czynsz przeznaczałem 3% świadczenia. Dziś połowę. Realna wartość renty dramatycznie spadła – argumentuje Stefaniak.
Wyliczył, że jego renta (odniósł ją do średniej płacy) powinna wynosić 1645 zł, dlatego domaga się jej podwyższenia do tej wysokości. A zatem, od 1983 r., czyli od chwili, kiedy przestał pracować, należności urosły do 238 tys. zł – stąd żądanie odszkodowania w tej właśnie wysokości. Łodzianin chce też 85 tys. zł. zadośćuczynienia. Na wczorajszej rozprawie przedstawiciele ministerstwa wnieśli o oddalenie powództwa, twierdząc, że rencista nie wykazał bezprawności działania organów władzy publicznej. Wyrok 28 kwietnia.