Chaos prowadzi do władzy na Ukrainie. Polak też uczestniczy w politycznym "recyclingu"
Politycy "z odzysku" walczą o powrót na szczyt. Chaos znowu jest pomysłem na politykę na Ukrainie. Do duetu powracającego do gry w Kijowie przyłączył się Jacek Saryusz – Wolski. Polski polityk stał się symbolem porażki PiS w walce z Donaldem Tuskiem. Duet Saakaszwili - Tymoszenko dał mu szansę znowu zaistnieć, choć tylko jeden dzień.
Kilkudziesięciu zwolenników Michaiła Saakaszwilego, byłego prezydenta Gruzji i szefa obwodu odeskiego, przebiło kordon ukraińskich pograniczników i policjantów. Pod osłoną demonstrantów Saakaszwili i była premier Julia Tymoszenko przedostali się do Lwowa. Po powitaniu przez burmistrza Lwowa Andrija Sadowego Saakaszwili poprosił o schronienie w kościele ormiańskim. Na Ukrainie przebywa nielegalnie i grozi mu ekstradycja do Gruzji.
- To niesamowite, że człowiek pozbawiony obywatelstwa, bez prawa wjazdu do kraju, nagle witany jest przez setki ludzi na rynku we Lwowie jako bohater – mówi Wirtualnej Polsce dr Łukasz Jasina z PISM. – Nikt nie wie do końca, co on chce osiągnąć. Myślę, że to jest taki prosty, ludzki odruch. Chce pokazać prezydentowi Poroszence i ludziom, którzy najpierw go popierali, a później się od niego odwrócili, że może wywołać chaos w kraju, a oni nic na to nie poradzą.
Pieszo przez granicę
Początkowo pociąg, którym podróżowali Saakaszwili i Tymoszenko, w towarzystwie polskiego eurodeputowanego Jacka Saryusza – Wolskiego, został zatrzymany na granicy polsko – ukraińskiej. Polska straż graniczna wydała komunikat stwierdzający, że Saakaszwili został odprawiony w Medyce, ale Ukraińcy wstrzymali oprawy. Politykowi nie udało się wjechać pociągiem, ani autobusem. "Z nagrań monitoringu wynika, że M. Saakaszwili opuścił autobus i pieszo przeszedł na ukraińską stronę" – oświadczyła polska Straż Graniczna.
Jasina uważa, że powrót do kraju i wywołanie chaosu ma pokazać, że prezydent Petro Poroszenko nie panuje nad państwem. Taki sam sposób na ukraińską politykę ma Julia Tymoszenko. – Naród odrzucił ją na Majdanie w 2014 r., ale teraz powraca i wyraźnie wzmacnia swoją pozycję polityczną – zaznacza ekspert. - Teraz prowadzi w sondażach prezydenckich. Wygrywa na tym, że pokazuje chaos panujący w państwie i występuje z przesłaniem, że ona może rządzić lepiej.
Dziwny sojusz
Wybory prezydenckie na Ukrainie odbędą się w 2019 r. Prezydent Poroszenko nie zadeklarował jeszcze, czy będzie ubiegał się o reelekcję. Wielkie ambicje mają zarówno Tymoszenko, jak i Saakaszwili. Teraz łączy ich sojusz, którego trwałość też jest problematyczna.
- Tymoszenko prowadzi w sondażach i pewnie myśli, że Saakaszwili ostatecznie ją poprze, na przykład, za stanowisko premiera – mówi Wirtualnej Polsce Piotr Pogorzelski z Polskiego Radia, wieloletni korespondent na Ukrainie. – Ja bym nie wykluczył tego, że Tymoszenko zachęcała Saakaszwilego, żeby przyjechał na Ukrainę, licząc na to, że go zatrzymają.
Tymoszenko i Saakaszwili wydają się działać zgodnie z zasadą "im gorzej, tym lepiej". Wywołując chaos i pokazując nieudolność prezydenta Poroszenki zwiększają swoje szanse polityczne nie licząc się z konsekwencjami dla kraju. Były prezydent Gruzji podejmuje przy tym duże ryzyko. Nie wiadomo, jak zakończy się spór prawny w Kijowie. Saakaszwili argumentuje, że został nielegalnie pozbawiony obywatelstwa i wielu obserwatorów podkreśla, że Poroszenko zrobił to w sposób pospieszny i niedbały.
Kijów może jednak pokusić się o trwałe pozbycie się niewygodnego polityka. Gruzja wydała za Saakaszwilim międzynarodowy list gończy. Tbilisi ściga go za nadużycie władzy. Polityk uciekł na Ukrainę, a przyjmując obywatelstwo tego kraju utracił gruzińskie. Teraz teoretycznie jest bezpaństwowcem.
Bohater drugiego planu
Na drugim planie ukraińskich polityków walczących o powrót na szczyty władzy jest Jacek Saryusz – Wolski. Jego obecność miała zapewne stworzyć wrażenie europejskiego poparcia dla powrotu Saakaszwilego na Ukrainę, jednak przede wszystkim ilustruje desperacką sytuację i osamotnienie, w jakim znalazł się ten zasłużony, polski polityk. Wiosną poparł PiS i praktycznie nie otrzymał nic w zamian za podjęcie decyzji, za którą zapłacił utratą pozycji w Parlamencie Europejskim.
Jacek Saryusz-Wolski wywołał wielkie zdziwienie występując przeciwko dotychczasowym sojusznikom. Przyjął propozycję rządu Beaty Szydło i zgodził się kandydować na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej. W ten sposób polityk nie tylko stał się twarzą druzgocącej porażki w Brukseli, gdzie były kolega partyjny, Donald Tusk, pokonał go stosunkiem głosów 27:1, ale także utracił stanowisko wiceprzewodniczącego i członkostwo Europejskiej Partii Ludowej, największej frakcji w Parlamencie Europejskim.