Cameron walczy o unijne ustępstwa. Czy to wystarczy, by zatrzymać Wielką Brytanię w Unii?
• Trwają negocjacje w sprawie pakietu unijnych reform postulowanych przez Wielką Brytanię
• Dla brytyjskiego premiera to kluczowa rozgrywka w kampanii na rzecz pozostania w UE
• W Wielkiej Brytanii rosną nastroje eurosceptyczne. Groźba Brexitu jest realna
18.02.2016 | aktual.: 18.02.2016 18:24
"W naszym szarym, nudnym, codziennym życiu, wszyscy potrzebujemy trochę teatru. Teatr jest dobry" - w ten sposób anonimowy unijny dyplomata cytowany przez "Financial Times" określił negocjacje w sprawie brytyjskich postulatów reform Unii Europejskiej, które mają zakończyć się w piątek, pod koniec dwudniowego szczytu Rady Europejskiej w Brukseli. To w przededniu szczytu często powtarzany komentarz: unijni liderzy będą odgrywać sceny epickich negocjacji toczących się o najwyższą stawkę, podczas gdy w rzeczywistości porozumienie z Wielką Brytanią jest już praktycznie ustalone. Okazji do teatru i dramatycznych wypowiedzi nie brakuje, bo stawka rzeczywiście jest wysoka: wynik negocjacji może zadecydować o tym, czy Wielka Brytania pozostanie w Unii. W podkreślaniu dramatyzmu sytuacji brylował szef Rady Europejskiej Donald Tusk, który przed szczytem zapowiadał, że spotkanie Rady to "być albo nie być" dla relacji Brytanii z Unią; że Bruksela nie ma "planu B" na wypadek niepowodzenia, ale jednocześnie nie ma
gwarancji, że do porozumienia dojdzie.
Pakiet reform, o które walczy David Cameron w swojej kampanii na rzecz pozostania w Unii Europejskiej jest szeroki, choć nie zawiera fundamentalnych zmian. Zakłada m.in. możliwość zawieszenia wypłat zasiłków dla pracowników z krajów UE (tzw. hamulec bezpieczeństwa), większą rolę parlamentów narodowych, zapewnienie wpływu państwom spoza strefy euro na politykę prowadzoną przez eurozonę i usunięcie z unijnego traktatu określenia o dążeniu do "coraz ściślejszej unii" między narodami Zjednoczonej Europy.
Zdaniem ekspertów, do zgody w sprawie warunków najprawdopodobniej dojdzie, choć do uzgodnienia zostały jeszcze istotne detale.
- Trudno ocenić, co jest teatrem, a co rzeczywistym sporem. Na pewno punktem spornym jest kwestia indeksacji zasiłków dla dzieci imigrantów z UE. To jest kwestia, która realnie ma bardzo małe znaczenie, bo chodzi o 20 tysięcy przypadków, ale jak na ironię to może przesądzić sprawę - mówi WP Paweł Świdlicki, analityk londyńskiego instytutu Open Europe. Zastrzeżenia co do kwestii zasiłków dla migrantów zgłaszają przede wszystkim państwa Europy Środkowo-Wschodniej. Przyjeżdżając do Brukseli premier Beata Szydło powiedziała, że "chce dobrego porozumienia, ale nie za wszelką cenę".
Jak dodaje Agata Gostyńska z Centre for European Reform, inna kluczowa kwestia sporna dotyczy relacji między państwami strefy euro i tych spoza strefy oraz tego na jak długo powinien być zaciągany "hamulec migracyjny". - To są w dużej mierze kwestie techniczne, ale Cameron będzie walczył do końca o to, by uzyskać jak najlepsze dla Wielkiej Brytanii zapisy - mówi Gostyńska. - Dlatego nie można wykluczyć, że negocjacje przesuną się na kolejne dni. Ale priorytetem dla Donalda Tuska i liderów państw członkowskich jest zakończenie kwestii brytyjskiej na tym szczycie Rady Europejskiej - dodaje.
Determinacja Camerona jest zrozumiała: gdy na początku lutego Donald Tusk przedstawiał wstępny projekt porozumienia, spotkał się on z bardzo krytycznym przyjęciem przez brytyjską prasę. Komentatorzy wskazywali, że proponowane reformy to tylko namiastka tego, o co miał walczyć Cameron. W ślad za krytyką, słupki poparcia dla Brexitu poszły w górę. Niektóre sondaże dają opcji "out" nawet kilkupunktową przewagę. Widmo Wielkiej Brytanii poza Unią stało się realne jak nigdy wcześniej. Dlatego brytyjski premier nie może sobie pozwolić na dalsze rozmycie.
- Te reformy nie zmienią fundamentalnie ani Unii Europejskiej, ani zasad członkostwa w niej Wielkiej Brytanii. Najważniejsze będzie to, jaki komunikat premier Zjednoczonego Królestwa wyśle teraz do swoich obywateli: czy będzie próbował argumentować, że reformy, które przywiózł znacznie usprawnią działanie Unii, czy raczej skupi się na tym, dlaczego warto zostać w UE. Jeśli przyjmie tę pierwszą taktykę, jego wyborcy mogą w to nie uwierzyć - mówi Gostyńska.
- Dla wielu komentatorów, cokolwiek Cameron by nie wynegocjował, byłoby niewystarczające, bo ich postulaty były po prostu nierealne do uzgodnienia z Unią. Ale są też ludzie, którzy mieli bardziej realistyczne oczekiwania i którzy myślą, że to, co wywalczył Cameron to zbyt mało - dodaje Świdlicki.
Niezależnie więc od ostatecznego porozumienia, nie zapewni ono tego, że Brytyjczycy zagłosują w czerwcowym referendum za pozostaniem w Unii. Co więcej, obecna dynamika jest dla zwolenników pozostania w Unii niekorzystna. Kluczowe może okazać się to, jakie stanowisko zajmą niezdecydowani jeszcze politycy Partii Konserwatywnej, której przewodzi Cameron.
- Wydaje się że coraz więcej konserwatystów chce głosować za wyjściem z Unii. Oczywiście mają oni taki sam głos co przeciętny obywatel, ale jeśli chodzi o wpływ na kształtowanie narracji jest to może się to okazać ważne - tłumaczy ekspert Open Europe. - Źle to wygląda, jeśli członkowie partii czy nawet rządu głosują przeciw temu, co wynegocjował ich szef - dodaje.
Najważniejszą postacią w tym kontekście jest mer Londynu i członek rządu Camerona Boris Johnson. Johnson cieszy się wśród Brytyjczyków sporą popularnością i od dawna publicznie zastanawia się, której stronie udzielić poparcia.
Zdaniem Świdlickiego, o ostatecznym wyniku referendum może zdecydować inna kwestia. - Jestem dziś bardziej pesymistyczny co do perspektyw pozostania w Unii niż na starcie kampanii. Ale trzeba pamiętać, że pytanie "czy jesteś za wyjściem z Unii?" to tak naprawdę pół pytania. Druga połowa to: "co dalej?". A tu jest jedna wielka niewiadoma. Atrakcyjnych opcji jest niewiele, ale zwolennicy Brexitu nie chcą tego jasno powiedzieć. Mówią tylko, że będzie ok. Ale co to znaczy ok? - mówi ekspert. - Zostaje wiara w to, że ludzie zagłosują za własnym interesem - dodaje.