Były snajper GROM-u: we współczesnych konfliktach nie ma miejsca na samotne wyczyny
Zostać snajperem? - Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia - wyjawia ppłk rez. Michał Pycio, były żołnierz GROM-u. W rozmowie z magazynem "Polska Zbrojna" mówi o tym, dlaczego jednak zdecydował się na taką służbę, jakie cechy powinien posiadać dobry snajper i dlaczego nie czuję się jak heros z książek i filmów.
03.04.2015 | aktual.: 04.04.2015 18:03
"Polska Zbrojna": O szkoleniu snajperów w GROM-ie i innych jednostkach specjalnych krążą legendy. Czy prawdą jest, że instruktorzy zaszczepiają w młodych strzelcach przekonanie o tym, że są bogami?
Michał Pycio: Być może, ale ja nigdy tego nie słyszałem. Domyślam się, że tego rodzaju sformułowania padają po to, by zmotywować ludzi do ciężkiej pracy. Na pewno nikt nikomu nie wmawia, że ma jakieś nadludzkie moce. Faktem jest natomiast, że żołnierze, którzy trafiają do jednostki na szkolenie podstawowe, potrzebują specjalnej motywacji. Muszą uwierzyć w siebie i być w 100 proc. pewni, że chcą zostać snajperami.
Snajper - bohater filmów i książek ma w sobie coś z herosa. Czy kiedykolwiek poczułeś się jak taki bohater, dysponujący supermocami?
Ciężko powiedzieć facetowi, który na misjach spędził niemal 30 miesięcy, że jest bogiem i że ma jakąś supermoc. Mam swoje problemy, jak każdy. Boli mnie noga i kręgosłup. Zdecydowanie nie czuję się herosem (śmiech).
Ale w szkoleniu operatorów od samego początku zwraca się uwagę na budowanie wysokiego morale.
Pielęgnowanie w żołnierzach poczucia wyjątkowości jest stosowane w wielu armiach i wielu specjalnościach, nie tylko u snajperów. Ale u nas rzeczywiście jest to silne przekonanie. Nie strzelamy do celu oddalonego o kilkanaście kilometrów, jak na przykład artylerzyści. Zawsze widzimy przeciwnika, obserwujemy jego ruchy, starannie analizujemy wszystko, co robi. Dlatego trzeba mieć olbrzymią wiedzę, umiejętności oraz pewność w działaniu. Może tu pasowałoby to porównanie do nadludzkich, boskich mocy. Choć ja nigdy się na taki poziom abstrakcji nie wspiąłem.
Zacznijmy od początku. Dlaczego zostałeś snajperem?
Ukończyłem Wyższą Szkołę Oficerską Wojsk Zmechanizowanych. Po "Zmechu" przez rok służyłem w jednej z jednostek, a później spróbowałem swoich sił w selekcji do GROM-u. Po rocznym kursie podstawowym dla wszystkich operatorów instruktorzy zapytali, kto chciałby zostać snajperem. Wielu miało wątpliwości...
Ty nie?
Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Początkowo miałem obawy, nie uświadamiałam sobie w pełni szczególnego charakteru tej pracy. Oprócz tego, podobnie jak większość moich kolegów z kursu podstawowego, chciałem zostać szturmowcem. "Bazówka" daje elementarną wiedzę na temat specyficzności działania snajperów. Potem zrozumiałem, że przecież snajper musi zachować umiejętności szturmowca. Wtedy ten pomysł zaczął mi się coraz bardziej podobać. Po kursie podstawowym snajperów w jednostce rozpocząłem służbę w sekcji strzelców wyborowych - bo tak to się kiedyś w GROM-ie nazywało.
Ile lat potrzeba, by dojść w tym fachu do perfekcji?
Trudno powiedzieć. Myślę, że około czterech. Zanim rozpocznie się służbę, trzeba zaliczyć trzymiesięczny kurs podstawowy dla snajperów. Dobrze jest jednak, jeśli do tej specjalności trafiają ludzie po kilku latach służby w sekcji szturmowej.
Jaki jest koszt wyszkolenia snajpera?
Olbrzymi. Jeden z tańszych karabinów z celownikiem kosztuje około 40 tys. zł, a specjalistyczny termowizor około 300 tys. Do tego trzeba doliczyć zużywalność sprzętu, specjalistyczne kursy i lata treningu.
Snajper jest integralną częścią zespołu czy raczej indywidualistą?
We współczesnych konfliktach nie ma już miejsca na samotne wyczyny. Snajper musi dobrze odnajdywać się w zespole bojowym. To żołnierze, którzy nie działają w oderwaniu od reszty operatorów. Są częścią starannie zaplanowanej operacji.
Czy snajper, zwłaszcza ten z GROM-u, musi mieć jakieś szczególne cechy charakteru, które predestynują go do tej pracy?
Niezbędne umiejętności są weryfikowane już na kursie podstawowym. Sprawdza się przede wszystkim cechy psychofizyczne, na przykład zdolność koncentracji w każdych warunkach terenowych i klimatycznych. Snajperami zostają przeważnie ludzie spokojni, o nieco łagodniejszym niż inni temperamencie. To jednak nie oznacza, że snajper jest samotnikiem. Powinien umieć się wyciszyć, tak by oddać precyzyjny strzał, skupić uwagę na jednym celu, a przy tym świetnie obserwować otaczającą rzeczywistość.
Wiele osób rezygnuje podczas szkolenia?
Nie. Zwykle jeśli już ktoś czegoś bardzo chce, to ciężko pracuje, by to osiągnąć.
Brandon Webb, który szkolił snajperów w SEAL, opowiadał o ich morderczym treningu. Amerykańscy operatorzy szkolili się przez trzy miesiące, siedem dni w tygodniu, 24 godziny na dobę. Jak kurs podstawowy snajperów wygląda w GROM-ie?
Kiedy służyłem w GROM-ie, było podobnie. Chociaż nie szkoliliśmy żołnierzy przez siedem dni bez przerwy. Trzeba pamiętać, że w GROM-ie mamy do czynienia z dorosłymi ludźmi, mężczyznami, nierzadko po trzydziestce. Trudno oczekiwać od nich, że na kilka miesięcy odizolują się od domu i rodziny. Ale zapewniam, że nasz kurs nie tracił przez to na intensywności.
Od czego zaczynało się takie szkolenie?
Od podstaw. Najpierw praca z karabinem bez celownika optycznego. Wtedy instruktorzy mówili nam o roli snajperów w operacjach specjalnych. Następnie ćwiczyło się taktykę i poszczególne zadania, które czekają strzelców. O szczegółach nie mogę mówić. Oprócz tego trzeba pamiętać, że każdy kurs jest inny, bo program szkolenia dostosowuje się do wyzwań, jakie stoją przed snajperami.
Z jaką bronią pracowałeś?
Na początku miałem karabin Remington 700 w wersji wojskowej, z ciężkimi lufami. Później korzystałem z karabinów samopowtarzalnych. Naszą broń zmieniły też misje. Po operacji w Iraku dostaliśmy nowe taktyczne karabiny snajperskie kalibru .338. Żołnierze GROM-u używają najlepszych światowych konstrukcji.
Jakie znaczenie dla snajpera ma rozwój nowoczesnych technologii?
Dla mnie najważniejszy zawsze będzie człowiek i jego umiejętności. Nie ma jednak co się oszukiwać. Dobry sprzęt zwiększa szanse w walce. Odpowiednio dobrany daje możliwość prowadzenia działań w dzień i w nocy. Kiedyś mówiło się, że jedzenie jagód poprawia zdolność widzenia w ciemności, ale dziś wiemy, że skuteczniejsza jest jednak termo- lub noktowizja (śmiech).
Z jakich odległości mierzyłeś do celu?
Zwykle w dzień i w nocy odległości nie przekraczają 2 tys. m. Żeby jednak oddać precyzyjny strzał, trzeba zwracać uwagę na wiele różnych aspektów. Między innymi na warunki atmosferyczne. Szczególnie istotny jest wiatr, który może się szybko zmienić. Trzeba brać też pod uwagę temperaturę powietrza i ciśnienie. Przydaje się wiedza matematyczna. Strzelając na długie dystanse, potrzeba sporo obliczeń. Dziś jednak snajperzy mają świetne komputery, które wykonują część tej roboty.
Podobno snajperów najbardziej denerwują pytania...
O liczbę trafień? Mnie to akurat nie złości, najczęściej pytają o to osoby zupełnie niezwiązane ze służbą.
Więc z kim rozmawiacie o pracy?
Na gorąco po akcji omawiamy wykonane zadania w swoim, wąskim gronie. Po latach już się do tego nie wraca. Przychodzą kolejne operacje, dochodzą nowe wspomnienia, zacierają się stare. Są oczywiście takie historie, których nigdy nie zapomnę. Szczególnie ważna była dla mnie służba w Iraku w 2004 roku. Za wcześnie jednak, by o tym mówić publicznie.
Byłeś na pięciu misjach...
Tak. Spędziłem na nich w sumie 28 miesięcy. Nie zawsze jednak jechałem jako snajper. Na ostatniej swojej zmianie w Afganistanie byłem zastępcą dowódcy naszego task force. Dowodziłem też zespołem bojowym. Ale karabin cały czas miałem przy sobie (śmiech).
W kinach grany jest film "Snajper", opowiadający o najlepszym strzelcu Navy SEAL. Jest w nim scena, w której Chris Kyle podczas obserwacji dzwoni do żony i omawia z nią domowe spawy. Czy to możliwe?
Jasne. To może dziwić, ale naprawdę tak można. Obserwacja czasami trwa kilka dni. Snajper nie działa sam, tylko zmienia się z kolegą, bo musi odpocząć. Czasami to jedyne chwile, by zadzwonić do domu i powiedzieć: "Żyję, jestem zdrowy".
Snajperzy działają w grupie uderzeniowej czy zabezpieczają działania kolegów gdzieś z boku?
Scenariusze mogą być różne. Najczęściej jednak snajperzy pierwsi zajmują pozycje i ubezpieczają swoich żołnierzy.
Czy wszystkie akcje, w których brałeś udział, przeprowadzono zgodnie z wcześniej ułożonym planem?
Niestety nie. Musimy dostosowywać się do przeciwnika, więc nie raz przyszło nam modyfikować scenariusz akcji. Ale to nie jest problem. Przed każdą akcją oceniamy ryzyko i przygotowujemy się na różne ewentualności. Potrafimy reagować na niespodzianki.
Czułeś realne zagrożenie życia?
Za każdym razem, kiedy żołnierze jadą na misję, muszą liczyć się z zagrożeniem. Nie tylko my strzelamy. Przeciwnicy też mają broń i co więcej, oni nie są ograniczeni żadnym prawem.
Dowodziłeś snajperami GROM-u i jednym z zespołów bojowych. Przez trzy lata walczyłeś na misjach. Jakie wartości przekazywałeś swoim podwładnym?
Najważniejsza jest wiedza i umiejętności. Oprócz tego zawsze powtarzałem snajperom, by nigdy nie zaklinali rzeczywistości, nie oszukiwali samych siebie. Każdy operator musi samodzielnie podejmować decyzje. Powinien wyprzedzać niektóre zdarzenia, by nigdy nikt go nie zaskoczył. W tej profesji niezbędny jest też zdrowy rozsądek i szacunek dla innych.
Amerykańscy snajperzy mówią o swojej służbie tak: "Tak, zabijam ludzi, ale dzięki temu ratuję życie moich rodaków". Jakie jest Twoje podejście?
Po pierwsze, nigdy nie strzelałem do przypadkowych osób. Wiedziałem do kogo celuję, znałem historię tego człowieka i całą listę jego przewinień. Celem są uzbrojeni ludzie, którzy prowadzą działania przeciwko żołnierzom koalicji, zwykłym obywatelom. Likwidujemy tych, którzy są zagrożeniem dla nas i naszych kolegów. Taka jest rola snajperów.
Jak żołnierze wojsk konwencjonalnych oceniali pracę operatorów GROM-u na misjach?
Różnie z tym bywało. Co ciekawe, szczególnie podczas naszej służby w Afganistanie staraliśmy się wspierać działania żołnierzy całego kontyngentu. Często jednak nie wiedzą oni, jaki wpływ na ich bezpieczeństwo ma nasza praca. Nawet jeśli nie braliśmy udziału w akcjach bezpośrednich, osłaniając ich w walce, to wielokrotnie zatrzymywaliśmy terrorystów, którzy im zagrażali, albo likwidowaliśmy składy materiałów wybuchowych. A przecież rebelianci nie atakowali nas, lecz wojska konwencjonalne. Kiedy schwytaliśmy kogoś, zdarzyło się parę razy, że podchodzili do nas żołnierze wojsk lądowych i dziękowali za wsparcie.
Ppłk rez. Michał Pycio jest byłym żołnierzem Jednostki Wojskowej GROM. Był snajperem, szefem sekcji snajperów. Uczestniczył w pięciu misjach zagranicznych. Ogółem spędził na nich 28 miesięcy. Nie zawsze wyjeżdżał jako snajper. W Afganistanie był zastępcą dowódcy task force. Dwa lata temu zakończył służbę w GROM-ie. Jest właścicielem firmy szkoleniowej oraz współorganizatorem konferencji dotyczącej snajperstwa.