Były senator Aleksander G. pozostanie w areszcie
Z dowodów w sprawie b. senatora Aleksandra G. wynika, że nie tylko nakłaniał on do zabójstwa Jarosława Ziętary, ale wręcz nie akceptował innych form uciszenia dziennikarza - wskazał krakowski sąd, który postanowił, że G. pozostanie w areszcie do 4 lutego 2015 r. Sąd rozpatrywał zażalenie podejrzanego i jego obrońcy.
Za stosowaniem aresztu przemawia zarówno wysokie prawdopodobieństwo popełnienia przez podejrzanego zarzucanego mu przestępstwa, jak i zagrożenie surową karą oraz obawa matactwa, a nawet ukrywania się lub ucieczki - uznał Sąd Okręgowy w wydziale odwoławczym, podobnie jak sąd pierwszej instancji.
Według sądu z dowodów wynika, że G. "nie tylko nakłaniał do zabójstwa, ale wręcz nie akceptował innych form uciszenia niepokornego dziennikarza, takich jak ewentualne jego pobicie". - W tym właśnie sąd odwoławczy znajduje potwierdzenie, że podejrzany przebywając na wolności może utrudniać zbieranie materiału dowodowego w sprawie - podkreślił sąd.
Zarówno posiedzenie, jak i uzasadnienie postanowienia sądu odbyło się z udziałem mediów. W uzasadnieniu dziennikarze poznali wiele nieznanych dotąd szczegółów śledztwa, których nie podaje prokuratura.
Ziętara był dziennikarzem śledczym "Gazety Poznańskiej" (wcześniej "Wprost" i "Gazety Wyborczej"). Pisał o aferach gospodarczych. Zaginął 1 września 1992 r. w drodze do pracy.
Podżegał do zabójstwa
Zdaniem prokuratury Aleksander G. podżegał do zabójstwa dziennikarza w czerwcu 1992 r. Mogło to mieć związek z zainteresowaniami Ziętary, w ramach tzw. dziennikarstwa śledczego, różnego rodzaju działalnością gospodarczą, w tym tzw. szarą strefą.
G. został zatrzymany 4 listopada br. Nie przyznał się do zarzutu podżegania do zabójstwa Jarosława Ziętary i odmówił składania wyjaśnień. 6 listopada krakowski sąd aresztował go na wniosek prokuratury do 4 lutego 2015 r.
Zażalenie na areszt złożył zarówno Aleksander G., jak i jego obrońca. Aleksander G. wnosił o uchylenie postanowienia i zastosowanie dozoru policji twierdząc, że jest niewinny i nie zachodzi ani obawa matactwa, ani utrudniania postępowania.
Jego obrońca również wnosił o uchylenie aresztu i zastosowanie zakazu opuszczania kraju połączonego z zatrzymaniem paszportu, oraz ewentualnie dozorem policji. Zdaniem adwokata, sąd niesłusznie przyjął, że podejrzany będzie zakłócał tok postępowania, ukrywał się lub podejmie ucieczkę z tego powodu, że grozi mu surowa kara. Obrońca podnosił ponadto, że sąd ograniczył prawo do obrony, odrzucając wniosek obrońcy o przerwę w posiedzeniu, by mógł on zapoznać się z aktami sprawy.
Sąd odwoławczy utrzymał w mocy zaskarżone postanowienie o stosowaniu aresztu. Uznał, że zażalenia Aleksandra G. i jego obrońcy nie zasługują na uwzględnienie. Wskazując na duże prawdopodobieństwo popełnienia przez Aleksandra G. popełnienia zarzucanej mu zbrodni, zastrzegł, że będzie to mogło być udowodnione dopiero przed sądem.
Podkreślił jednocześnie, że śledztwo nadal trwa, a prokuratura "nadal weryfikuje zgromadzone dowody, odrzucając np. przyjęte wcześniej hipotezy odnośnie ukrycia zwłok poznańskiego dziennikarza Jarosława Ziętary". - Ma to duże znaczenie procesowe, gdyż pozwala w oparciu o dowody rzeczowe weryfikować poszczególne zeznania świadków, obciążających podejrzanego Aleksandra G. - stwierdził sąd w uzasadnieniu.
Podał również, że wśród świadków znajdują się głównie osoby związane z firmą Elektromis, wśród których w latach 90. przebywał Aleksander G. - Ma to o tyle znaczenie, że konflikt między Jarosławem Ziętarą a podejrzanym dotyczył prowadzonych przez niego interesów, co do których zamordowany dziennikarz miał podejrzenia, że są nielegalne i gromadził na ten temat materiały dziennikarskie celem ich publikacji - powiedział sędzia.
"On ma zniknąć"
- Jak wynika ze zgromadzonych dowodów, działalność Jarosława Ziętary na tyle wzbudziła niechęć Aleksandra G., że nie zgodził się na pobicie go, ale żądał, żeby go zlikwidować. Jeden ze świadków, opisując cała sytuację wręcz stwierdził, że podejrzany miał się wyrazić: "on ma zniknąć, czy ja mam was uczyć roboty" - ujawnił sąd ustalenia prokuratury.
Sąd poinformował również, że z materiału dowodowego wynika, iż wskazywane dotąd wersje ukrycia zwłok okazały się błędne, a świadkowie obciążający Aleksandra G. co do sprawczej formy współdziałania w zabójstwie dziennikarza w różny sposób opisują zarówno sposób zabójstwa, jak i miejsce ukrycia zwłok. - Ale to nie dyskwalifikuje wiarygodności świadków, bo nadal trwają ustalenia miejsca ukrycia zwłok - podkreślił.
Poinformował również, że "chęć współpracy świadków z organami ścigania wynikała z obawy o życie swoich najbliższych po groźbach ze strony świata zewnętrznego z lat 90. działających w Poznaniu". - Obawy tych ludzi wcale nie były pozbawione podstaw, jak bowiem wynika z zeznań jednego ze świadków, jedna z osób, która miała brać udział w sprawie zabójstwa Ziętary, została zastrzelona, gdy chciała wycofać się z kontaktów ze wspólnikiem podejrzanego" - zrelacjonował sąd.
Jak podkreślił, "z akt sprawy nie wynika, aby za tymi aktami bezprawia stał bezpośrednio Aleksander G., jednakże fakt przedstawienia mu zarzutu nakłaniania do zabójstwa dziennikarza, jak również przygotowanie mordu, w który było zaangażowanych wiele osób, stwarza podstawy do przyjęcia, że osoby związane z tą zbrodnią będą czyniły wszystko, aby w sposób jak najbardziej skuteczny utrudniać organom ścigania wyjaśnienie wszystkich wątków związanych z morderstwem Jarosława Ziętary".
Zadowolenie ze stanowiska sądu wyraził w rozmowie z dziennikarzami prowadzący śledztwo prok. Piotr Kosmaty. - Sąd kolejnej instancji potwierdził, że zgromadzony materiał dowodowy wysoce uprawdopodabnia, że Aleksander G. dopuścił się zarzuconych mu czynów i że jego przebywanie na wolności niewątpliwie wpłynęłoby na utrudnienie postępowania - powiedział prok. Kosmaty.
Potwierdził słowa sądu, że więcej niż dwie osoby brały udział w uprowadzeniu i pomocnictwie do zabójstwa. Nie wykluczył kolejnych zarzutów i potwierdził, że prokuratura uzyskuje wiele nieprawdziwych informacji o ukryciu zwłok i weryfikuje je. Komentując informacje sądu o zastrzeleniu jednej osoby stwierdził: - To obrazuje, jaką sprawą się zajmujemy i jak ciężko się ją prowadzi.
"Dowody budzą wątpliwości"
Obrońca podejrzanego mec. Marek Małecki powiedział dziennikarzom, że dowody zgromadzone przez prokuraturę budzą jego duże wątpliwości. - Sąd nie uwzględniając mojego zażalenia wskazał jednak, że aby te dowody nabrały waloru wysokiego prawdopodobieństwa będą musiały być oceniane przez sąd rozpoznający główną sprawę - zaznaczył. Według niego, dowody zgromadzone przez prokuraturę wcale nie muszą ostatecznie przekonać sądu, czy jego klient dopuścił się zarzucanego mu przestępstwa.