Były rzecznik talibów dla WP: gry wojenne nie dla mnie
- Wybory to kolejna odsłona wojny o panowanie nad Afganistanem, w której bierze udział tylko jedna strona konfliktu - mówi w wywiadzie dla Wirtualnej Polski Wakil Mohammad Muttawakil. Ten były rzecznik przywódcy talibów mułły Mohammada Omara oraz szef dyplomacji w rządzie talibów zapowiada, że wróci do polityki, gdy zapanuje pokój. Udział w wyborach byłby jego zdaniem dołączeniem do gry wojny.
19.08.2009 | aktual.: 20.10.2009 17:03
WP: Maria Amiri: Jaka jest Pana opinia na temat nadchodzących wyborów? Są szanse na stworzenie wspólnych rządów z talibami?
Wakil Mohammad Muttawakil: Do wyborów pozostał już tylko jeden dzień. Moim zdaniem, przed wyborami trzeba było zaprowadzić pokój. Niestety do tej pory nic nie zostało zrobione dla pokoju i bezpieczeństwa. Samymi wyborami nie można zdobyć przychylności Afgańczyków. Skoro jednak wybory już się odbędą, to ważne kto okaże się zwycięzcą i jaki przedstawi program dla zapewnienia pokoju. Nie powinno się oczekiwać, że samo przeprowadzenie wyborów, ogłoszenie nowego prezydenta i stworzenie nowego gabinetu, rozpocznie nowy okres, w którym podjęte zostaną rozmowy z nami, talibami. To bardzo odległa perspektywa, ponieważ przepaść między rządem a talibami jest ogromna.
WP: W takim razie co należy zrobić w pierwszej kolejności, żeby tę sytuację zmienić?
- Trzeba budować wzajemne zaufanie. Tego dokonać można jedynie powoli, krok po kroku tak, aby nie zniechęcić żadnej ze stron. Stopniowo obie strony zaczną się do siebie przybliżać. Wspólna władza, wspólne rządy i tak dalej, są to dalsze kwestie warte rozważania. Trzeba jednak zacząć od czegoś prostego, ale zarazem bardzo ważnego i potrzebnego – od budowania zaufania.
WP: Czy przedstawiciele talibów są gotowi do nawiązania rozmów z rządem afgańskim oraz z zagranicą? Jeżeli chcą rozmawiać, to chyba najpierw powinni wyjść z inicjatywą, zagwarantować pokój i dopiero wtedy rozpocząć rozmowy.
- Muszę wyjaśnić, że wypowiadam się jako Afgańczyk, a nie jako reprezentant talibów. Jak już wcześniej wspomniałem, wspólne rządy to bardzo odległa kwestia,to byłby finał długiego procesu. Sprawą podstawowej wagi jest stworzenie i przygotowanie wspólnej szury (rady – przyp. red.), która umożliwi rozpoczęcie rozmów i wybierze przedstawicieli obu stron. Inną podstawową i niezmiernie ważną kwestią jest rozbrojenie.
WP: Dlaczego talibowie zamiast startować w wyborach nawołują ludzi do bojkotu głosowania, zastraszają i grożą ludziom zamachami, atakami i śmiercią?
- Przepaść, o której mówiłem oraz ogromny brak zaufania sprawiają, że nie ma takiej możliwości, by nagle talibowie pojawili się na politycznej scenie wyborów. Nie mogą ot tak dołączyć się do procesu politycznego.
WP: Jak powinien być ten pierwszy krok w dążeniu do procesu pokojowego?
- Przede wszystkim to co mówi Zachód, NATO czy Ameryka, powinno być zgodne z poglądami rządu afgańskiego. Oni wszyscy powinni mówić jednym głosem, mieć jedną wizję.
WP: A potem zorganizować szurę razem z talibami?
- Najpierw władze powinny stworzyć jedną mocną instytucję, na przykład komisję, która będzie odpowiedzialna za całe działania. Poza tym potrzebna jest zmiana w mediach. Prasa powinna przyczynić się do zmiany obrazu sytuacji na bardziej pokojowy. Z więzień powinni zostać zwolnieni niektórzy z więźniów. To poprawi ogólny klimat i z pewnością pomoże w działaniach na rzecz pokojowej przyszłość Afganistanu. To trzeba zrobić zanim przystąpimy do rozmów. Wówczas niewątpliwie żadna ze stron nie będzie mogła się wycofać.
WP: Talibowie straszą ludzi, którzy chcą iść na wybory. Będą dokonywać zamachów samobójczych i ataków. Dlaczego?
- Do tej pory obie strony nie ufają sobie nawzajem, nie nastąpiło żadne przełamanie, obie strony są cały czas w stanie wojny. Z punktu widzenia talibów, wybory oraz różne sposoby służenia rządowi to udział w wojnie. W związku z tym niektóre grupy polityczne, poczynając od Hagganiego, przez talibów, a kończąc na Hezb-e-Islami Hekmatjara, nie biorą udziału w całym tym procesie. Oskarżają rząd, że wybory to działanie jednostronne, a więc kontynuacja wojny. Z tego względu obie strony sobie nawzajem nie ufają i próbują wszystko rozwiązać poprzez walkę, a ludzie mają już tego serdecznie dość. Brak bezpieczeństwa może spowodować, że jedynie niewielka liczba osób weźmie udział w głosowaniu.
WP: Czyli według talibów wybory są jednostronne. Ale jeśliby się udało zebrać wszystkich przy jednym stole, byłaby szansa na spokojne przeprowadzenie głosowania bez przemocy i aktów terroru, tak?
- Tak, zgadza się!
WP: Jakie są Pańskie plany na najbliższą przyszłość? Czy po wyborach zamierza Pan wrócić na scenę polityczną?
- Obecnie mieszkam w Kabulu. Żyję jako normalny obywatel Afganistanu. Na razie nie jestem zainteresowany włączeniem się w proces pokojowy, ponieważ obie strony wciąż walczą ze sobą. Nie wykluczam jednak, że jeśli nastanie pokój, wrócę do polityki.
WP: Czyli wróci Pan na scenę polityczną, gdy w kraju zapanuje spokój, tak? Kiedy, Pańskim zdaniem, może to nastąpić?
- Tak, to możliwe. Nie mogę jednak powiedzieć kiedy dokładnie. Na pewno nie przed nastaniem pokoju. Jeśli przyłączę się do pracy po jednej ze stron, oznaczać to będzie, że dołączam do gry wojny.
WP: Dziękuje za rozmowę.
- Dziękuję.
Maria Amiri, dla Wirtualnej Polski
Maria Amiri jest afganolożką, niezależną dziennikarką. Pochodzi z rodziny polsko-afgańskiej.Wielokrotnie podróżowała po Afganistanie. Była współorganizatorką pierwszego polskiego festiwalu filmowego w Afganistanie, który odbył się w Kabulu w 2006 r. Przygotowuje tematyczny słownik polsko-dari.
Czytaj więcej: Kim są talibowie?