Byliśmy na sylwestrze u Mariusza Pudzianowskiego. "U niego nawet bimber jakiś taki mocniejszy"

- Gdzie ta sala Pudziana? – pada pytanie. – W Biedronce – szybka odpowiedź. A właściwie piętro nad najbardziej znanym w okolicy sklepem. – Nawet ten bimber u niego jakiś taki mocniejszy – cieszą się goście. W sumie ok. 170 osób. Musimy przyznać: na imprezie sylwestrowej u Mariusza Pudzianowskiego najedliśmy się tak dobrze jak u mamy, a bawiliśmy się lepiej niż na niejednym weselu. I tylko żal, że główny bohater wieczoru unikał parkietu.

Byliśmy na sylwestrze u Mariusza Pudzianowskiego. "U niego nawet bimber jakiś taki mocniejszy"
Źródło zdjęć: © WP.PL
Magda Mieśnik

Oto #HIT2020. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.

"Sala u Pudziana idealna na wesela, bankiety. Świeżo po gruntownym remoncie" – zachęca organizator, zapraszając jednocześnie na "Banię u Pudziana", czyli doroczną imprezę sylwestrową.

- Ale czy będzie pan Pudzian? – to najczęściej pojawiające się pytanie dotyczące sylwestra.
- Oczywiście! Będzie! Osobiście dba o wszystko – zapewniają organizatorzy.

Nawigacja prowadzi przez skrzyżowanie w centrum trzytysięcznej Białej Rawskiej. "Skręć w lewo", po kilkudziesięciu metrach ten sam manewr uliczką w dół.
- Gdzie ta sala Pudziana?
- Nic nie widać. Aaa jest. W Biedronce! Widzę szyld. Skręcaj!

Nad Biedronką

W dużym żółtym budynku na parterze mieści się popularny dyskont. Po wjeździe na boczny parking czekają schody. Nad nimi neon "Sala u Pudziana". W środku kolejne schody i liczne kolorowe balony. Piętro wyżej wita pani w szatni.
- Zapraszam, zapraszam.
- Impreza już się zaczęła? – pytamy wchodząc kilka minut po 20:00.
- Zaczęła, zaraz zaczną grać – cieszy się starsza pani i kieruje do wejścia na salę.

Tam już czeka głowa rodu Pudzianowskich, pan Wojciech. Sprawdza listę gości i wskazuje stolik. – Na baloniku macie numer. Stąd nawet widać. Bawcie się dobrze – mówi.

Na sali 17 stolików. Przy każdym dziesięć krzeseł. Większość już zajęta. Suto zastawione zimnymi przekąskami. Pasztet, wędliny, ryba po grecku, ale i roladki ze szpinaku z łososiem. Do tego winogrona, arbuzy i ananasy. No i – zgodnie z ofertą – dla każdego wódka 0,7 oraz dwa drinki w barze. Do tego jeszcze na gości czekają cztery ciepłe posiłki, uzupełniana zimna zastawa oraz ustawione z boku stoły z ciastami i kącik ze swojskimi wędlinami, na którego środku leży wielka pieczona szynka.

W Warszawie drożej

- Jak na cenę za parę, to naprawdę niedrogo. Za 500 złotych w Warszawie nic byśmy nie znaleźli – komentuje para, która jechała tu niemal 100 kilometrów. Za jedną osobę trzeba było zapłacić 300 zł. Mariusz Pudzianowski zadbał także o noclegi. Za wynajem pokoju w prywatnym domu w pobliżu sali trzeba było zapłacić 150 zł. Organizator zapewniał jednak dowóz na imprezę w obie strony.

W tym budynku mieści się Sala u Pudziana:

Obraz
© google maps

Chwilę po 20:00 pierwsi goście zabierają się do testowania zimnych przekąsek i wystawionej na stołach wódki. - Schłodzona, czyli już jest dobrze – mówi młody mężczyzna i okrąża stół, zatrzymując się przy kolejnych kieliszkach. Ci, którym śpieszno do zabawy, popijają piwem, które można dostać w barze.
- Witamy na sylwestrze u pana Mariusza Pudzianowskiego – zaczyna wokalista zespołu Maxim, który będzie grał całą noc na żywo. – Zaraz dostaniecie Państwo pierwszy ciepły posiłek, a po chwili zapraszamy na parkiet.

Na stole już czekają talerze z makaronem. Z kuchni wyłaniają się kolejne panie, które z waz nalewają rosół. Dokładnie taki, jaki można zjeść w czasie odwiedzin u mamy czy babci. Nie wszyscy zdążyli już zjeść, a na stołach pojawiają się półmiski pełne mięsiwa – pieczone kurczaki, devolaye z odrobiną sera i kotlety. Do tego ziemniaki z okrasą i zestawy surówek.

- Głodni stąd na pewno nie wyjdziemy – cieszą się goście i po drugim daniu sięgają po zimne przekąski. Druga runda napełniania kieliszków i już zaczyna przygrywać zespół Maxim.
"Do ciebie pociąg mam pendolino,
na zawsze zostań moją seks dziewczyną,
ja poczęstuję cię gorącą kawą,
musimy zdążyć przed Warszawą"

Muzyka nie przeszkadza

Po każdym kolejnym wypitym toaście wzrasta liczba osób na parkiecie. – Oni śpiewają po polsku czy po angielsku? Bo ciężko odróżnić – pada komentarz, gdy zespół gra jeden z zagranicznych hitów. Nikogo to nie zraża i kolejne pary ruszają do tańca. Na szczęście parkiet jest bardzo przestronny i nie brakuje miejsca nawet na najodważniejsze figury taneczne.

Obraz
© WP.PL

- Szkoda, że Mariusz nie tańczy. Wzięłabym go w obroty – mówi jedna z kobiet w obcisłej cekinowej kreacji, gdy na sali pojawia się Mariusz Pudzianowski. To najpopularniejszy wśród pań na imprezie rodzaj kreacji. Wejście organizatora sylwestra budzi duże poruszenie. Goście wstają z krzeseł, zerkają, już chcą ustawiać się w kolejce do zdjęcia. Gdy Pudzian siada przy stoliku, wycofują się. – Niech zje w spokoju, później podejdziemy. Może uda się wziąć autograf – namawiają się.

Jednak po szybkim posiłku Mariusz Pudzianowski znika. Zawiedzeni goście zastanawiają się, czy jeszcze wróci, ale zespół nie daje im czasu na dłuższe rozważania. Muzycy disco polo wchodzą z instrumentami między stoliki i zachęcają do wspólnej zabawy. Zaczynają od pewniaka. Po chwili tłum ryczy: "Niech żyje wolność, wolność i swoboda…".

Maxim ma też zwrotkę nawiązującą do głośno komentowanych od kilku miesięcy skandali seksualnych w Kościele.
"Niech żyją księża,
Księża i klerycy,
Niech żyje celibat,
No i się nie liczy"

Pudzian nie tańczy

Gdy na sali znów pojawia się Mariusz Pudzianowski, w jego stronę rusza tłum. Kolejne osoby pozują do zdjęć z byłym najsilniejszym człowiekiem na świecie. Gdy staje obok niego mężczyzna, Pudzian pozuje z dłonią zaciśniętą w pięść. Panie dyskretnie obejmuje. Zdjęcie robią wszyscy chętni, nikt nie odchodzi z kwitkiem.
- Może i jakiś taniec uda się zarezerwować u pana?
- Ehh, ja to nie, ale tu jest dużo panów – z uśmiechem odmawia Mariusz Pudzianowski.

Obraz
© WP.PL

Jego znajomi, którzy na imprezie są nie pierwszy raz, wiedzą, że gospodarz omija parkiet szerokim łukiem. Trudniej przekonać tych, którzy są po raz pierwszy i pamiętają, że Pudzian wystąpił w "Tańcu z gwiazdami". Odpadł dopiero w finale bardzo popularnego telewizyjnego show.

O porządek na sali dba tata Mariusza Pudzianowskiego. Sprawdza, czy wszyscy zajęli swoje miejsca, pilnuje posiłków. Gdy zbliża się północ, Mariusz Pudzianowski znów się pojawia i od razu wkracza na scenę.

Bez fajerwerków

- Póki jeszcze panowie są w dobrym stanie, to dla każdej pary na barze przygotowałem sporo kalendarzy. Taka pamiątka, że byliście u mnie. A skoro z rakiet i petard nie strzelam, to dla pań bar jest open, otwarty. Zamiast strzelania niech dzisiaj strzelają w górę bąbelki. Ile da się, kobietki, możecie pić. A dla panów to tam beczułki są pełne. 60 procent dobrze wali, więc panowie – żeby do godziny 6 rano beczułki były puste. Życzę wszystkim udanej zabawy, a ja idę troszkę na bok sobie posiedzieć, coś zimnego zjeść, żeby się ochłodzić trochę – mówi tuż przed północą Mariusz Pudzianowski.

Obraz
© WP.PL

Goście zbierają się na parkiecie. "Trzy, dwa, jeden. Szczęśliwego nowego roku!" – skandują goście, popijając przygotowanego przez obsługę szampana. Część gości wychodzi na zewnątrz. Mimo deklaracji Pudziana, kilka osób przyniosło własne fajerwerki i zaczyna odpalać kolejne race.
- Mocny ten bimber – mówi jedna z młodych kobiet przy stoliku.
- Eee tam, wcale nie mocny, tylko grzeje przez chwilę.
- Coś ty. U Mariusza to nawet ten bimber jakiś mocniejszy.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (282)