Burza wokół Nord Stream 2. Niemcy nagle zmieniają front? "Putin się nie cofnie"

Decyzja niemieckiego rządu o wstrzymaniu certyfikacji Nord Stream 2 - z powodu ostatnich działań Rosji - zaskoczyła zdecydowaną większość światowej opinii publicznej. Do tej pory Berlin był bowiem wstrzemięźliwy ws. ewentualnych sankcji na Moskwę. Według ekspertów ruch Olafa Scholza ma bardzo dużą wagę polityczną. Gospodarczy efekt może być zupełnie inny.

Niemiecki kanclerz Olaf Scholz zaskoczył opinie publiczną wprowadzeniem sankcji ws. Nord Stream 2
Niemiecki kanclerz Olaf Scholz zaskoczył opinie publiczną wprowadzeniem sankcji ws. Nord Stream 2
Źródło zdjęć: © Agencja FORUM | SPUTNIK / Reuters / Forum
Sylwester Ruszkiewicz

Przypomnijmy, w odpowiedzi na uznanie przez Rosję dwóch separatystycznych obszarów we wschodniej Ukrainie, we wtorek kanclerz Niemiec Olaf Scholz ogłosił wstrzymanie oddania do użytku gazociągu Nord Stream 2.

Kanclerz Niemiec już wcześniej ostrzegał Moskwę, że w przypadku rosyjskiej inwazji na Ukrainę w grę wchodzą wszystkie opcje sankcji, dając tym samym do zrozumienia, że może też być brane pod uwagę wstrzymanie budowy Nord Stream 2. Nie potwierdził jednak tego wprost, za co często był krytykowany.

Według Adama Traczyka, eksperta ws. polityki niemieckiej oraz współzałożyciela i wiceprezesa think-tanku Global.Lab, w momencie próby Niemcy zachowały się jak trzeba.

- Bardzo dobrze, że decyzja została ogłoszona tak szybko - uważa Adam Traczyk. I jak podkreśla, poza sankcjami ogłoszonymi w poniedziałek przez administrację amerykańską, pierwszymi tak mocnymi były sankcje niemieckie.

- To wzmacnia kanclerza Olafa Scholza. Okazuje się bowiem, że Niemcy, które były do tej pory postrzegane jako hamulcowy wobec Rosji, decydują się na wyprowadzenie mocnego ciosu. Brak wcześniejszych, jednoznacznych sygnałów odcinających się od Rosji, to w dużej mierze efekt wsłuchiwania się w głos niemieckiej opinii publicznej. Zanim doszło do deeskalacji Niemcy opowiadali się za polityką zgody, a nie konfliktu - mówi Wirtualnej Polsce Adam Traczyk.

W trakcie wtorkowej konferencji Olaf Scholz stwierdził, że decyzja o uznaniu samozwańczych "republik ludowych" w Doniecku i Ługańsku narusza prawo międzynarodowe i porozumienie mińskie.

- Putin zrywa z Kartą Narodów Zjednoczonych i ze wszystkimi porozumieniami prawa międzynarodowego, które kraj ten zawarł w ciągu ostatnich 50 lat. Należy respektować integralność i suwerenność każdego kraju oraz niezmienność granic. Rosja nie ma żadnego poparcia społeczności międzynarodowej dla swoich działań - podkreślił Scholz.

"Z pozycji Polski to pozytywny znak i dobra decyzja Berlina"

Według Mariusza Marszałkowskiego, analityka ds.energii, specjalisty ds. wschodnich i redaktora BiznesAlert, decyzja kanclerza Scholza dotycząca odgórnego nakazu wstrzymania procesu certyfikacji Nord Stream 2, jest czymś nowym.

- Jeszcze kilka dni temu nic nie wskazywało, że Berlin mógłby zdecydować się na taki krok. W listopadzie ubiegłego roku niemiecka Federalna Agencja Sieci (BNetzA) poinformowała o zawieszeniu procesu certyfikacji spółki Nord Stream 2 AG. Wszystko wskazywało na zawieszenie z powodów formalnych. Gdyby przeszkody rozwiązano, certyfikacja ruszyłaby dalej - mówi Wirtualnej Polsce Mariusz Marszałkowski.

- To, co teraz widzimy, czyli wycofanie opinii niemieckiego rządu na potrzeby certyfikacji, to już decyzja na poziomie politycznym. Władze w Berlinie pokazały, że Nord Stream 2 nie jest tylko przedsięwzięciem prywatnych firm. W kontekście tego, co robi Putin, uznano, że Nord Stream 2 jest projektem politycznym i postanowiono w niego uderzyć. Z pozycji Polski to pozytywny znak i dobra decyzja Berlina - podkreśla Marszałkowski.

Czy w takiej sytuacji, Niemcy wracają na pozycje podobne tych, które reprezentują inne kraje europejskie, a które od początku sygnalizowały nałożenie ostrych sankcji gospodarczych na Rosję? - pytamy.

- Niemcy zachowali się mądrze taktycznie. Pamiętajmy, że Nord Stream 2 nie jest obecnie w użyciu. Nastąpiło więc de facto zawieszenie przez rząd niemiecki czegoś, co jeszcze nie działa. Decyzja Scholza ma bardzo dużą wagę, ale Niemcy mogą ponieść jej skutki polityczne w przyszłości. Teraz przy nakładaniu sankcji na Rosję wskazują na inne kraje i na ich odpowiedzialność. Mówią przy tym: "my udźwignęliśmy ten ciężar, teraz wasza kolej" - ocenia Adam Traczyk, ekspert ws. Niemiec.

Obraz
© Materiały WP

"To sygnał, że Rosja ma możliwość z wycofania się z niektórych decyzji"

W podobnym tonie wypowiada się Mariusz Marszałkowski z BiznesAlert.

- Scholz podkreślał wcześniej, że decyzja ws. Nord Stream 2 jest tymczasowa. To był sygnał, że Rosja ma możliwość z wycofania się z niektórych decyzji. Tylko czy Putin się cofnie? Trudno sobie to obecnie wyobrazić. Szybciej spodziewam się nacisków na rząd niemiecki, by wycofał się z decyzji ws. Nord Stream 2. Środowiska biznesowe, przemysłowe, energetyczne, ale też spora część przedstawicieli partii politycznych będą chciały, żeby Scholz zmienił zdanie - mówi nam Mariusz Marszałkowski.

Obaj analitycy zgodnie przyznają, że rząd niemiecki podjął decyzję pod wpływem m.in. amerykańskiej administracji i silnych nacisków ze strony Joe Bidena.

- Decyzja niemieckiego rządu może być silnym wsparciem dla państw Europy Środkowo-Wschodniej - w tym Polski. Ale może być kartą przetargową przy nakładaniu kolejnych sankcji na Rosję. Z racji tego, że Berlin wyłożył na stół mocne argumenty, może chcieć, by sankcje ze strony UE były już o mniejszej sile rażenia. Może być tak, że Niemcy uderzając w polityczny projekt, który i tak nie jest certyfikowany, chcą - chociażby ze względu na silne powiązania biznesowe z Rosją - negocjować dalsze sankcje na Moskwę - ocenia Mariusz Marszałkowski.

- Nie spodziewajmy się po ruchu ze strony kanclerza Olafa Scholza, że Niemcy zmienią zdanie w kwestii dostaw broni na Ukrainę. Będą ją wspierać politycznie i gospodarczo. O jakimkolwiek dozbrajaniu Kijowa nie będzie mowy - uważa Adam Traczyk.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie