Burza wokół Lisa po artykule WP. Żakowski przeczytał od niego list. "Nie zachowywał się jak powinien"
Nie cichnie burza wokół Tomasza Lisa po artykule w Wirtualnej Polsce na temat jego zachowania wobec pracowników. Dziennikarz nie jest już gościem piątkowej "trzódki" w radiu TOK FM. Jacek Żakowski przeczytał na antenie od niego list oraz wygłosił własny komentarz.
Rozmawialiśmy z kilkudziesięcioma osobami, które pracują, pracowały lub miały kontakt z Tomaszem Lisem, gdy kierował "Newsweekiem". Zdecydowały się opowiedzieć, co je spotkało. Wśród zarzutów jest obrażanie, wyszydzanie, wulgarny język, niewybredne żarty. Po opublikowaniu przez Wirtualną Polskę artykułu na ten temat Lis przestał być komentatorem w radiu TOK FM, gdzie w każdy piątek był gościem Jacka Żakowskiego.
Stacja do czasu wyjaśnienia sprawy nie będzie zapraszała dziennikarza do programu.
Żakowski już na początku programu odniósł się do sytuacji. Przeczytał list od Tomasza Lisa, w którym ten pisze, że "zrobiło się nieznośnie gorąco, a pogoda i wielkie przeciążenia mogą wykończyć nie tylko nadciśnieniowców i postudarowców". Stwierdza, że "tym razem - inaczej niż zwykle - postanowił zastosować się do kategorycznego zalecenia lekarzy, wziąć na wstrzymanie, odsapnąć i podreperować własne zdrowie". W ten sposób wytłumaczył swoją nieobecność w piątkowych programach.
Decyzja TOK FM. Żakowski o zarzutach wobec Lisa
Jacek Żakowski wygłosił również oświadczenie w tej sprawie. Na samym początku zaznaczył, że szefowie TOK FM, nie czekając na piątkowy program, ogłosili decyzję o niezapraszaniu Tomka do wyjaśnienia sprawy.
W jednym z punktów słyszymy: "W Polsce złamaliśmy tyle karier i biografii, pochopnie biorąc za dobrą monetę zarzuty fałszywe lub stronniczo dmuchane, widzieliśmy tyle publicznych linczów i krzywdzących medialnych nagonek, tak bardzo zaszkodziliśmy przez to nam wszystkim, że za swój obowiązek uważam pilnowanie dziennikarskich standardów weryfikowania jednoźródłowych informacji - zwłaszcza personalnych - zanim je powtórzę i ocenię czyjeś postępowanie".
Prowadzący program stwierdził także, że "łamanie tych standardów i rozdmuchanie przez media wątpliwych lub całkiem fałszywych zarzutów doprowadziło m.in. do złamania kariery Włodzimierza Cimoszewicza, który w wyborach prezydenckich 2005 r. mógł pokonać Lecha Kaczyńskiego, a wcześniej paskudne pomówienia głoszone przez polityków i bezkrytycznie powtarzane przez media złamały karierę Józefa Oleksego".
Żakowski: tydzień weryfikowałem informacje
Jacek Żakowski powiedział, że przez tydzień weryfikował informacje, które znalazły się w tekście Szymona Jadczaka.
- Wynik mojego reaserchu, na podstawie którego doszedłem do wniosku, że udział Tomka w "trzódce" powinien być zawieszony do wyjaśnienia sprawy, jest taki, że Tomasz Lis niewątpliwie nie zachowywał się wobec części podwładnych tak, jak powinien i zapewne słusznie przestał być naczelnym, ale - mimo poważnych niepotwierdzonych zarzutów i groźnie brzmiących plotek - nie znamy publicznie udokumentowanych faktów, które by uzasadniały wyrok śmierci cywilnej - powiedział Żakowski.
Żakowski dodał, że "część osób twierdzi, że przeciwstawiały się niewłaściwym ich zdaniem zachowaniom i Tomasz Lis je przepraszał".
- W wielu miejscach - podobnie jak w "Newsweeku" - hodujemy sobie drapieżników, pokornie znosząc ich wybryki. Brak sprzeciwu sprawia zaś, że drapieżnik się rozzuchwala i posuwa dalej ulegając złudzeniu, iż wszystko jest OK. Żadnego drapieżnika to nie usprawiedliwia, ale miałbym żal do moich kolegów i koleżanek, gdyby mi nie powiedzieli, gdy sądzą, że traktuję ich nieodpowiednio - stwierdził.
Z jego usta padły jeszcze stwierdzenia, że "istotny jest wątek pokoleniowy. Kiedy wchodziłem do tego zawodu, to tzw. prawdziwy dziennikarz musiał dużo palić, pić, kląć i podrywać". - Po to się spalaliśmy, żeby następni nie musieli. Sprawa Tomasza Lisa pokazuje, że zaszło to za daleko - stwierdził.