Marszałek senatu, senator Stanisław Karczewski mówił o tym, że błędem było wpuszczenie jesienią
ubiegłego roku dzieci do szkół. I to jest taki konkret, który padł chyba po raz pierwszy z ust polityka obozu rządzącego. Zastanawiam
się, czy są jeszcze inne rzeczy, których można było uniknąć?
Kwestia powrotu dzieci do szkół rozpala emocje zwłaszcza rodziców od samego początku pandemii.
To jest rzeczywiście sprawa bardzo skomplikowana. Ja bym się - doceniam
większą wiedzę, zwłaszcza medyczną marszałka Karczewskiego i absolutnie nie zamierzam polemizować. Ja
bym się po prostu sam nie pokusił o ocenę, bo jest, z mojego punktu widzenia...
No dobrze, ale marszałek Karczewski mówił również, panie rzeczniku,
panie pośle, o nastrojach społecznych, a pan pewnie na tej kwestii się przecież zna. I marszałek mówił
o tym, że rząd bał się hejtu, decydując się na to, żeby pomagać przetransportować ludzi z Wielkiej
Brytanii w okresie świąteczno-noworocznym do Polski. Że rząd bał się hejtu. Czy faktycznie tak było, panie pośle,
i czy powinno tak być?
Kończę tylko temat dzieci i szkół. I tam rzeczywiście jest cała masa zmiennych, które trzeba
brać pod uwagę. Z jednej strony możliwość pracy zdalnej czy pracy
w ogóle przez rodziców, która jest w przypadku konieczności opieki nad małymi dziećmi utrudniona. Z drugiej
strony są problemy z nauką zdalną - problemy sprzętowe rozwiązujemy, ale eksperci
od edukacji z kolei mówią, że no to nie jest ten sam efekt. Są problemy socjalizacyjne i tak dalej, i tak dalej.
Dzisiaj mamy o tyle lepszą sytuację na pewno, że mamy kadrę edukacji
w większości zaszczepioną. Ale rzeczywiście to nie są łatwe decyzje. Jeśli chodzi
o Wielką Brytanię i święta, to akurat tutaj się z marszałkiem
nie zgodzę. Być może
sam pan marszałek nie do końca w danym momencie pamiętał, jak wyglądała sytuacja. My
wtedy postępowaliśmy zgodnie z wytycznymi Światowej Organizacji Zdrowia. 20 grudnia Światowa Organizacja Zdrowia
zarekomendowała wstrzymanie lotów z Wielkiej Brytanii. 21 myśmy
tę rekomendację zaczęli wdrażać.
Czyli co, w ogóle to nie miało związku z nastrojami społecznymi? Znaczy nie
było tak, jak sugerował marszałek Karczewski, że po prostu baliście się tego, że może wylać się na was fala krytyki za to, że po prostu
rodaków nie chcecie wpuścić do kraju.
To też nie do końca tak, bo pan marszałek został trochę ubrany w buty, które
mu wyszykowano, bo pan marszałek też nie mówił o obawach przed falą hejtu, tylko
pan marszałek z kolei nawiązywał do słów profesorach Horbana, który hipotetyzował
na temat potencjalnej fali hejtu. Więc ta kwestia myślę, że urosła do granic czy
poza granice tak naprawdę, których dotyczyła. Nie, decyzje były podejmowane
zgodnie z wytycznymi WHO. Jeszcze dwie ważne sprawy przy tej okazji.
To, że to się nazywa "odmiana brytyjska" to nie znaczy, że ta mutacja wirusa docierała do nas wyłącznie z Wielkiej Brytanii.
Politycy Prawa i Sprawiedliwości często powołują się na sytuację w innych krajach,
ale Angela Merkel, kanclerz Niemiec potrafiła się do błędu przyznać, potrafiła powiedzieć "przepraszam". Ta sytuacja
w Niemczech pogarszała się. Czy również rząd polski jest do tego zdolny, żeby z czegoś się wycofać, żeby na przykład przyznać
wprost, że luzowanie obostrzeń w lutym było błędem?
My wielokrotnie korygowaliśmy nasze działania i nasze decyzje, również
przepraszał przecież kilkanaście pewnie tygodni temu pan premier Morawiecki podczas jednego
ze swoich wystąpień, mówiąc jasno, że za wszystkie błędy i za wszystkie pomyłki przeprasza,
bo to jest praca na żywej materii. Kiedy luzowaliśmy obostrzenia w lutym, mówiliśmy,
że to jest na próbę. Też mówiliśmy o tym, że będziemy
obserwować sytuację. Pamiętamy jaka była również społeczna wówczas. Najważniejsze są
oczywiście wytyczne medyczne, ale trudno udawać, że nie widzimy świata
społecznego wokół nas. Chociaż czy to miało wpływ na dzisiejszą sytuację?
Z trzecią falą i to też w ogromnej skali mierzą się inne kraje.