- Ktoś dał zgodę, żeby on (Max Korzh - red.) tu wjechał i dał mu zgodę - co jest dla nie w ogóle niezrozumiałe - na koncert na stadionie, który nazywa się "Narodowy". Przepraszam, że tracę nerwy, ale to jest dla mnie nie do pojęcia, co się stało - mówił poirytowanym głosem w programie "Newsroom WP" były ambasador Polski w Ukrainie Bartosz Cichocki, pytany o burdy na PGE Narodowym w trakcie koncertu białoruskiego rapera.
Przypomnijmy, sobotni koncert Maxa Korzha przerodził się w serię incydentów i starć z policją. Awantury wybuchały już dzień wcześniej na Woli, a kulminacja nastąpiła podczas i po występie w sobotnią noc. W trakcie koncertu doszło też do prowokacji o charakterze politycznym - wśród publiczności widać było m.in. flagi OUN-UPA.
- Popełnimy ogromny błąd, jeśli wszystkie negatywne zjawiska w relacjach polsko-ukraińskich będziemy spisywać na rosyjską agenturę. Pewne nierozliczone rachunki krzywd, czy negatywne emocje są autentyczne (…). To nie rosyjscy agencji wpuścili Maxa Korzha do Polski, tylko sami go sobie wpuściliśmy - powiedział Cichocki.