Budżet może pęknąć
W państwowej kasie może zabraknąć w tym roku
kilku miliardów złotych. Nadmierny optymizm nowej ekipy rządzącej
spowodował nieuzasadnione zwiększenie przewidywanych dochodów
państwa. Będzie za mało pieniędzy na drogi i szpitale - ostrzega
"Rzeczpospolita".
Dziennik pisze, ze dochody z podatków mogą być w tym roku nawet siedem i pół miliarda złotych niższe od zapisanych w budżecie. Takie szacunki przedstawił w rozmowie z "Rzeczpospolitą" profesor Andrzej Wernik z Instytutu Finansów Wyższej Szkoły Ubezpieczeń i Bankowości. Wiceminister finansów Elżbieta Suchocka-Roguska przyznała, że jest zagrożonych kilka kategorii dochodów, ale łączne wpływy mogą być mniejsze najwyżej o pięć miliardów złotych w stosunku do kwot przewidywanych w ustawie.
Zdaniem "Rzeczpospolitej", jeżeli czarne prognozy profesora Wernika, byłego długoletniego pracownika Ministerstwa Finansów, się sprawdzą, należałoby szybko znowelizować ustawę budżetową. Stanowczo sprzeciwia się temu minister finansów Zyta Gilowska. Przypomina podobną sytuację, która miała miejsce w październiku 2001 roku. Wówczas wicepremier, minister finansów Marek Belka - gdy zorientował się, że dochody będą niższe od planowanych -w ciągu jednego dnia przedstawił plan blokady wydatków o wartości około 10 mld zł. Ten projekt - po zatwierdzeniu przez komisję finansów - wszedł w życie. Zatrzymano wydawanie pieniędzy przede wszystkim przez trzy resorty: zdrowia, sprawiedliwości oraz edukacji. Obcięto ich wydatki bieżące oraz różne nakłady inwestycyjne, nie ruszano płac i świadczeń społecznych.
Co zrobi wicepremier Zyta Gilowska? Jej zdaniem są dziś możliwości przeniesienia problemów budżetu na rok 2007. Taka postawa pani wicepremier nie dziwi Andrzeja Wernika. Rzadko nowelizuje się ustawy, ponieważ jest to bardzo źle widziane przez rynki finansowe. No i oznacza kompromitację rządu - twierdzi profesor.
Deficyt nie może być wyższy od przewidzianego w ustawie, a to oznacza - jeśli wpływy będą mniejsze od zakładanych - sięgnięcie po pieniądze innych działów budżetu. Można przesunąć wydatki inwestycyjne o miesiąc, dwa na styczeń 2007 rok. W ostateczności rząd może uciec się do najbardziej drastycznego rozwiązania - cięcia wydatków administracyjnych. Wicepremier mówi, że na pewno nie podniesie podatków.
Ryszard Petru, główny ekonomista BPH, zgadza się, że dochody z podatku VAT przeszacowano. Jeżeli gdziekolwiek mogą być problemy, to właśnie w rubryce wpływy z podatków pośrednich - twierdzi ekonomista.
Jak to się stało, że wyliczenia rozminęły się z rzeczywistością aż o 5-7 miliardów złotych, a więc 2,5-3,5% wszystkich dochodów państwa?
Profesor Andrzej Wernik uważa, że spowodował to nadmierny optymizm nowej ekipy rządzącej. Premier powiedział przecież, że deficyt nie może być wyższy niż 30 mld zł. Trzeba było więc dostosować dochody - sądzi profesor. (PAP)