Brutalny gwałt w centrum Warszawy. Czy świadkowie mogą mieć kłopoty?

Burza wokół zachowania świadków brutalnego gwałtu na 25-letniej kobiecie w centrum Warszawy. Kilka osób miało widzieć dramatyczne zdarzenie i nie reagować. W sieci od razu pojawiły się głosy o możliwej odpowiedzialności karnej tych osób. Czy to rzeczywiście im grozi? Mamy nieoficjalne informacje, które raczej na to nie wskazują.

23-letni mężczyzna miał przyznać się do winy. Decyzją sądu został aresztowany na 3 miesiące
23-letni mężczyzna miał przyznać się do winy. Decyzją sądu został aresztowany na 3 miesiące
Źródło zdjęć: © KSP | Stołeczna Policja
Sylwester Ruszkiewicz

28.02.2024 16:39

Przypomnijmy, w niedzielę nad ranem w klatce schodowej jednego z domów przy ul. Żurawiej w Warszawie znaleziono nieprzytomną, nagą kobietę. Jak się później okazało, napadł na nią bestialsko mężczyzna z nożem. Wciągnął ją do bramy, dusił i zgwałcił, następnie tramwajem wrócił do domu. 23-letni Robert A. został zatrzymany kilkanaście godzin później na warszawskim Mokotowie.

We wtorek decyzją Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście został aresztowany na trzy miesiące, do 25 maja. Według nieoficjalnych ustaleń RMF FM mężczyzna przyznał się do zarzucanego czynu. Podejrzanemu za zarzut usiłowania zabójstwa w związku z gwałtem i rozbojem grozi dożywocie.

Okazuje się jednak, że w sprawie nie tylko samo zdarzenie jest bulwersujące i wywołuje ogromne kontrowersje. Dziennik "Fakt" rozmawiał z osobami, prawdopodobnie ze służb, które dysponują nagraniami pokazującymi przebieg całego zajścia.

Z ich relacji wynika, że mężczyzna miał iść przez pewien czas za kobietą, a w pewnym momencie założył na głowę kominiarkę, przyłożył nóż do gardła swojej ofierze i zaczął dusić 20-latkę. Następnie w jednej z bram miało dojść do gwałtu. – Na nagraniach widać dwie dziewczyny, które wtedy szły obok chodnikiem. Coś tam krzyczały, ale to nie powstrzymało napastnika. Potem szła para, chłopak z dziewczyną, ale oni też przeszli i nie zareagowali – mówią informatorzy "Faktu". Przekazano, że kobiecie pomógł dopiero ochroniarz, który przyszedł rano do pracy. To właśnie on znalazł ją nieprzytomną i miał wezwać służby.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Moralna ocena

Według Kodeksu Karnego art. 162 par.1: "Kto człowiekowi znajdującemu się w położeniu grożącym bezpośrednim niebezpieczeństwem utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu nie udziela pomocy, mogąc jej udzielić bez narażenia siebie lub innej osoby na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3".

Czy w takim razie śledczy będą się zajmować wątkiem nieudzielenia pomocy 25-letniej kobiecie? Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że na tym etapie taka możliwość nie jest brana pod uwagę.

– To, że powinni powiadomić policję, jeśli widzieli całe zajście i słyszeli np. krzyk kobiety, nie ulega wątpliwości. Ale w tej sytuacji mogą wybronić się i tłumaczyć, że nie widzieli i nie wiedzieli, że to gwałt. Świadkowie mogą się też powołać na artykuł 304 kodeksu postępowania karnego, mówiący o obowiązku zawiadomienia o przestępstwie, wymienia się "społeczny obowiązek", a nie "prawny". Za niespełnienie tego obowiązku, poza najbardziej poważnymi przestępstwami jak zabójstwo czy zamach stanu, w takich przypadkach jak w ten centrum Warszawy - odpowiedzialność karna nie powinna grozić tym przechodniom. Tak więc raczej tylko moralnie, etycznie można oceniać tych "przypadkowych świadków" – mówi nam jeden ze śledczych znający kulisy sprawy.

I, jak podkreśla, obowiązek udzielenia pomocy jest uzależniony od sytuacji, w jakiej się znajdujemy, czyli musimy mieć realne możliwości do jej udzielenia.

- Na ten temat wypowiadał się kilka lat temu Sąd Najwyższy w jednym z wyroków (z sierpnia 2016 roku – przyp. red.). Wynika z niego, iż "obowiązek udzielenia pomocy człowiekowi znajdującemu się w bezpośrednim niebezpieczeństwie utraty życia albo doznania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu istnieje tylko w czasie, gdy taka pomoc była możliwa (niezależnie od jej spodziewanej skuteczności) oraz nie stwarzała zagrożenia dla udzielającego pomocy lub innych osób" – dodaje śledczy pracujący przy sprawie.

Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (667)