Świat"Brudna bomba" w USA? Okazuje się, że nic prostszego. Kontrolerzy Kongresu wykryli niebezpieczne luki

"Brudna bomba" w USA? Okazuje się, że nic prostszego. Kontrolerzy Kongresu wykryli niebezpieczne luki

• "Brudna bomba" od lat spędza sen z powiek zachodnim służbom

• Do jej budowy wystarczy niewielka ilość odpowiednich materiałów promieniotwórczych

• Okazuje się, że takie substancje można stosunkowo łatwo legalnie nabyć w USA

• Niepokojące luki w systemie odkryli działający pod przykrywką kontrolerzy Kongresu

• Założyli całkowicie fikcyjne firmy, a następnie nabyli licencje na legalny zakup materiałów promieniotwórczych

"Brudna bomba" w USA? Okazuje się, że nic prostszego. Kontrolerzy Kongresu wykryli niebezpieczne luki
Źródło zdjęć: © AFP | Lionel Healing
Tomasz Bednarzak

22.07.2016 12:56

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

"Brudna bomba" od lat jest koszmarem zachodnich agencji bezpieczeństwa. Wizja ładunku wybuchowego połączonego z materiałami radioaktywnymi, który mógłby zostać zdetonowany gdzieś w centrum gęsto zaludnionej metropolii, spędza sen z powiek niejednemu funkcjonariuszowi służb specjalnych. Trudno sobie nawet wyobrazić skutki promieniotwórczego skażenia obszaru zamieszkałego przez tysiące osób .

Niestety, czarny rynek materiałów nuklearnych kwitnie, choć służby dwoją się i troją, by udaremnić potencjalnym terrorystom wejście w posiadanie groźnych substancji. Znamienna jest historia sprzed kilku lat z Mołdawii, gdzie dzięki prowokacji schwytano przemytnika, który dobił targu na sprzedaż 10 kilogramów wysoko wzbogacanego uranu za 32 miliony dolarów. Na szczęście kupującym był policyjny wywiadowca, ale niepokojące jest, że w domu zatrzymanego mężczyzny znaleziono gotowe plany budowy "brudnej bomby" (czytaj więcej).

Materiały radioaktywne? Wystarczy trochę sprytu

W ostatnich kilkunastu latach podobnych akcji służb, wymierzonych w handlarzy i przemytników niebezpiecznych substancji, było całe mnóstwo. Okazuje się jednak, że wcale nie trzeba zdawać się na szemranych typów i czarny rynek, bo dzięki kilku sprytnym zabiegom materiały promieniotwórcze można nabyć całkowicie legalnie - i to w samym sercu USA. Do tak niepokojących wniosków doszli śledczy pracujący dla Government Accountability Office (GAO), czyli instytucji kontrolnej amerykańskiego Kongresu, która w lipcu opublikowała raport na temat bezpieczeństwa nuklearnego w USA. Na dokument uwagę zwrócił konserwatywny portal The Washington Free Beacon.

Kontrolerzy wzięli pod lupę, nie po raz pierwszy zresztą, Nuklearną Komisję Regulacyjną (NCR). To agencja odpowiedzialna za zdrowie publiczne i bezpieczeństwo w odniesieniu do energetyki jądrowej. Autorzy raportu doszli do wniosku, że generalnie NCR poprawiła środki bezpieczeństwa w zakresie kontroli nad obrotem materiałami radioaktywnymi, ale jednocześnie przestrzegła, że nadal istnieją poważne luki, które umożliwiają zdobycie niebezpiecznie dużych ilości tych środków.

O co chodzi? Otóż pracujący pod przykrywką śledczy GAO najpierw pozakładali fikcyjne firmy, a następnie zwrócili się do NCR o wydanie im licencji umożliwiających legalne nabycie materiałów radioaktywnych. Washington Free Beacon wyjaśnia, że w USA materiały te podzielone są na trzy kategorie - to oznaczone "jedynką" stanowią największe zagrożenie, a te z "trójką" najmniejsze. Jednak żadne nie powinny znaleźć się w rękach terrorystów lub grup przestępczych.

Tajniacy trzykrotnie poddali próbie nieświadomych prowokacji pracowników NCR. I w jednym z przypadków bez większych problemów udało im się uzyskać oficjalne pozwolenie na zakup materiałów promieniotwórczych z kategorii drugiej i trzeciej. Co gorsza, oznaczone "dwójką" izotopy promieniotwórcze są oznaczone przez samą NCR jako szczególnie "atrakcyjny" budulec, mogący posłużyć do skonstruowania "brudnej bomby".

Nawet ich nie sprawdzili

Jakby tego było mało, kontrolerzy nie bardzo musieli się wysilać, by uwiarygodnić swoje fikcyjne firmy. W omawianym przypadku urzędnicy NCR nie zrobili nic, by sprawdzić, czy rzeczone przedsiębiorstwa faktycznie istnieją, mają odpowiednią infrastrukturę, personel i spełniają wszystkie inne wymogi, potrzebne do legalnego zakupu materiałów radioaktywnych. Można wręcz powiedzieć, że uwierzyli działającym pod przykrywką śledczym na słowo.

Później poszło już jak po maśle, bo gdy agenci mieli już w rękach stosowną licencję, skontaktowali się z podmiotami handlującymi środkami promieniotwórczymi. Nie mieli poważniejszych trudności w uzyskaniu pisemnego zobowiązania do sprzedaży im potencjalnie niebezpiecznych materiałów. Wyobraźnia może podpowiadać, jaki byłby dalszy rozwój wydarzeń, gdyby na miejscu kontrolerów znaleźli się prawdziwi terroryści.

Eksperci ostrzegają, że wystarczy niewiele ponad 30 gramów wysoce radioaktywnego cezu-137 - substancji powszechnie używanej w ośrodkach radiologicznych na całym świecie - by skonstruować bombę, która skaziłaby cały Manhattan. Wychodzi na to, że wcale nie trzeba jej kraść, bo przy odrobinie wysiłku, można ją całkowicie legalnie nabyć.

Dlatego kontrolerzy Kongresu wskazują, że procedury wydawania licencji należy radykalnie uszczelnić. Żeby nie dać terrorystom cienia szansy na realizację najczarniejszego scenariusza, a służbom bezpieczeństwa zapewnić choć trochę spokojniejszy sen.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Komentarze (14)