Broń masowej zagłady darem od Boga dla Rosji? Patriarcha Cyryl przekonuje, że tak [OPINIA]
Jeśli komuś się wydawało, że pewnych granic nawet patriarcha Moskwy i Wszechrusi przekroczyć nie może, to właśnie okazało się, że takie granice - wyznaczone już nawet nie przez Ewangelię, ale przez zupełnie fundamentalną etykę, nie istnieją. Cyryl przekonuje, że lęk przed "jądrową apokalipsą" przeszkadza w walce i jest niechrześcijański - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski.
30.11.2024 20:41
Wielokrotnie pisałem już, także na łamach Wirtualnej Polski, że zwierzchnik Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej nie jest już od dawna chrześcijaninem ani nawet człowiekiem wierzącym w Boga. I za każdym razem - gdy patriarcha Cyryl mówił o tym, że rosyjscy żołnierze ginący w czasie zbrodniczych akcji są automatycznie zbawieni, bo są świętymi, albo gdy oznajmiał, że zbrodnicza napaść na Ukrainę jest "świętą wojną" - wydawało mi się, że głupiej, bardziej zbrodniczo i mniej chrześcijańsko nie da się już w tej sprawie wypowiedzieć.
Tyle że czas pokazywał, że się da, że Cyryl nie cofnie się przed niczym, by wesprzeć zbrodniczą ideologię putinizmu, i by pokazać, że będzie lojalny wobec Putina i jego planów, a nie wobec Chrystusa i Ewangelii. I teraz mamy tego kolejny, niewątpliwie zbrodniczy, dowód, bo patriarcha przekonuje, że broń jądrowa jest darem od Boga, którego Rosja nie powinna się obawiać użyć.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jądrowa apokalipsa? Nie ma się czego bać
Niewiarygodne? A jednak tak właśnie jest. "Wzbudzanie strachu w związku z możliwymi scenariuszami apokaliptycznymi, nadmierne panikarstwo i spekulacje na temat broni nuklearnej nie są przydatne z duchowego punktu widzenia. Wróg rodzaju ludzkiego stara się zasiać w sercach ludzi zamęt i niepokój, aby sparaliżować ich wolę i pozbawić odwagi, gdyż osobą pozbawioną spokoju duchowego łatwiej jest manipulować. Boi się wszystkiego, osłabia się od środka i zawsze potrzebuje wsparcia z zewnątrz, a wsparcie zewnętrzne jest często czynnikiem manipulacji" - mówił patriarcha Cyryl podczas obrad XXVI Światowego Rosyjskiego Soboru Ludowego.
"Chrześcijanie nie boją się tzw. końca świata. Czekamy na Pana Jezusa, który przyjdzie w wielkiej chwale, zniszczy zło i osądzi wszystkie narody. Ale taka nadzieja nie oznacza, że powinniśmy siedzieć i w milczeniu przyglądać się temu, co się dzieje, pozwalając złu zatriumfować. Wręcz przeciwnie, naszym ziemskim powołaniem jest być wojownikami Pana i zgodnie ze słowami apostoła prowadzić wojnę 'przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata' (Ef 6,12), przeciwstawiać się złu i bronić wzniosłych ideałów moralnych. To jest wyznaczanie celów Rosji" - dodawał.
Skąd takie słowa? Odpowiedź jest prosta. Cyryl uznaje, że Rosja prowadzi "świętą wojnę" w obronie własnej tożsamości (nie ma co ukrywać, że dość specyficznie pojmowanej).
"Świat zachodni, przyzwyczajony do wieloletniej hegemonii kulturowej, nie jest gotowy uznać naszego - i innych cywilizacji - prawa do tożsamości, a zwłaszcza do niepodległości. Właśnie o tym świadczy utrzymująca się eskalacja, która grozi przekształceniem się w bezpośrednie zderzenie dwóch światów. Dzięki Bogu, kierownictwo Rosji, a przede wszystkim prezydent kraju Władimir Władimirowicz Putin, świadomy ogromnej odpowiedzialności, wykazuje w tych trudnych okolicznościach mądrą rozwagę, opanowanie i spokój, nie ulega cynicznym i odważnym prowokacjom, ale kontynuuje konsekwentny postęp w kierunku wyznaczonych celów - ochrony legalnych i sprawiedliwych interesów Rosji i ruskiego mira" - mówił Cyryl i dodawał, że to właśnie w obronie tych wartości "teraz bohatersko walczą nasi żołnierze walczący w strefie specjalnej operacji wojskowej".
Patriarcha w służbie zagłady
Te słowa oznaczają ni mniej, ni więcej, tylko tyle, że Cyryl jasno wypisuje się w strategię straszenia Zachodu bronią masowej zagłady, i przyzwyczajania Rosjan do tego, że można jej użyć, że atak nuklearny na państwa zachodnie jest nie tylko możliwy, ale i moralnie dopuszczalny, a duchowo istotny. I to nawet jeśli będzie to oznaczać koniec świata, jaki znamy.
Ostrożniej, ale tylko trochę, mówił o tym już rok temu, gdy dziękował twórcom sowieckiej broni jądrowej. "Gdyby nie praca Kurczatowa, Radija Iwanowicza Iłkajewa, ich kolegów i braci, trudno powiedzieć, czy nasz kraj by istniał. Stworzyli broń pod opieką św. Serafina z Sarowa - bo dzięki niewysłowionej opatrzności Bożej ta broń została stworzona w klasztorze św. Serafina. Dzięki tej sile Rosja pozostała niepodległa i wolna" - mówił wtedy patriarcha Cyryl.
I nie jest to wątek nowy w rosyjskim prawosławiu czy w rosyjskiej debacie publicznej, bo i w mediach, i w kazaniach pomniejszych hierarchów czy duchownych już wracał, ale… po raz pierwszy narracja o zagładzie pojawia się w ustach zwierzchnika Kościoła. Broń atomowa jest, według niego, uprawnioną metodą walki o wartości.
Nie ma co ukrywać, że ten język i ta argumentacja jest nie do pogodzenia z chrześcijańskim - niezależnie od wyznania - myśleniem. W tej sprawie jednym głosem wypowiadają się hierarchowie różnych wyznań.
"Wykorzystanie energii atomowej do celów wojennych jest niemoralne. Będziemy za to sądzeni. Nowe pokolenia powstaną jako sędziowie naszej przegranej, jeśli mówiliśmy o pokoju, ale nie dokonaliśmy tego naszymi działaniami pośród narodów ziemi" - mówił papież Franciszek przy pomniku pokoju w Hiroszimie i dodawał, że niemoralne jest już samo posiadanie tej broni.
"(…) Bomba atomowa jest atakiem na wiarę, nadzieję i miłość – atakiem na podstawowe cnoty chrześcijańskiej egzystencji" - mówił arcybiskup Rowan Williams, ówczesny zwierzchnik anglikanów w Nagasaki. "Ten atak będzie trwał tak długo, jak broń masowej zagłady, taka jak broń jądrowa, będzie używana jako zagrożenie w międzynarodowym konflikcie. Są one koniecznie nieselektywne; to znaczy, że zawsze będą zabijać niewinnych. Niszczą środowisko życia; mają długofalowe skutki dla każdego aspektu świata materialnego i organicznego - mówił i dodał, że "grożenie takim okrucieństwem wobec ludzkości i jej świata oznacza utratę moralnej i ludzkiej godności".
Jego następca Justin Welby, wraz z trzydziestoma innymi biskupami anglikańskimi podkreślał zaś, że "rozmowa o zakazie broni jądrowej jest znakiem nadziei". Ostro potępił użycie broni jądrowej także duchowy zwierzchnik prawosławia, patriarcha Konstantynopola Bartłomiej (jego jurysdykcji, wbrew tradycji, Moskwa już nie uznaje).
"Każda wojna grozi zniszczeniem stworzenia i życia. Dotyczy to w szczególności wojen z bronią masowego rażenia, ponieważ ich konsekwencje byłyby przerażające nie tylko dlatego, że prowadzą do śmierci nieprzewidywalnej liczby osób, ale także dlatego, że czynią życie nie do zniesienia dla tych, którzy przeżyją" - mówił Bartłomiej.
Takie wypowiedzi można mnożyć. W identycznym duchu wypowiadają się także liderzy Światowej Rady Kościołów czy zwierzchnicy wszystkich w zasadzie wyznań protestanckich.
Pytania do Franciszka
Te słowa, zgodne słowa hierarchów chrześcijańskich, nie pozostawiają wątpliwości, jakie jest stanowisko ewangeliczne w kwestii broni masowej zagłady. Rosyjska Cerkiew Prawosławna i jej lider je odrzucają. A to stawia pytanie o to, czy są one jeszcze partnerem w dialogu ekumenicznym? Czy patriarchę Cyryla można uznawać jeszcze za chrześcijanina? I czy z ust liderów świata chrześcijańskiego nie powinno paść jasne potępienie słów Cyryla?
Patriarchat Konstantynopola uznał już jego nauczanie za wyraz herezji, ale nie pociągnęło to za sobą działań innych wyznań. Watykan nadal dialoguje z Cyrylem, broni Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, papież nawet nie zająknął się na temat skandalicznych - i wracających słów - Cyryla.
I to stawia pod znakiem zapytania jego potępienia broni jądrowej. Jeśli broń atomowa jest złem moralnym (a trudno się z tym nie zgodzić), to nie sposób nie zadać pytania, o czym rozmawiać z człowiekiem, który przekonuje, że jest ona darem od Boga? I jak rozmawiać o Ewangelii z hierarchą, który opowiada, że mordercy i gwałciciele są świętymi, bo uczestniczą w świętej wojnie?
Tomasz P. Terlikowski dla Wirtualnej Polski