Agenci w sutannach. W ukraińskiej cerkwi też toczy się wojna
- Prawosławna Cerkiew Moskiewskiego Patriarchatu istnieje dzisiaj w formie, w jakiej stworzył ją Stalin. Jej celem jest kontrolowanie społeczeństwa i zbieranie danych wywiadowczych. Miejsce Cyryla i reszty kościelnych ideologów "russkiego miru" jest na ławie oskarżonych obok Putina - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską ksiądz Georgij Kowalenko.
"Idź odważnie, aby wypełnić swój wojskowy obowiązek. I pamiętaj: jeśli umrzesz za swój kraj, będziesz z Bogiem w jego królestwie, chwale i życiu wiecznym".
"Rosja nigdy nikogo nie zaatakowała".
"Świat zwraca się przeciwko nam z nienawiści i zazdrości".
To tylko niektóre hasła, które padały z ust Cyryla, zwierzchnika rosyjskiej cerkwi prawosławnej. Od początku krwawej inwazji na Ukrainę on i podległe mu duchowieństwo, otwarcie wspierają Putina, uświęcając i usprawiedliwiając wszystkie z nieludzkich środków, które na wojnie stosuje Rosja.
Błogosławią żołnierzom, idącym na front zabijać Ukraińców, rozgrzeszają zbrodniarzy wojennych, przejmują świątynie na okupowanych terytoriach.
Tymczasem podlegająca Cyrylowi Ukraińska Prawosławna Cerkiew Moskiewskiego Patriarchatu, nie wykrztusiła z siebie ani słowa krytyki pod adresem zwierzchnika. Zamiast tego poskarżyła się Wołodymirowi Zełenskiemu na prześladowania, jakimi - w jej postrzeganiu - jest seria przeszukań w cerkwiach i monasterach. Poskarżyła się, mimo że w ich trakcie znaleziono dowody wyraźnie świadczące o tym, że część kleru współpracuje z rosyjskimi służbami.
Czy Ukraina zwycięży na "froncie" religijnym i pozbędzie się agentów w sutannach? Zdaniem ks. Georgija Kowalenko, protojereja niezależnego Prawosławnego Kościoła Ukrainy, rektora Otwartego Uniwersytetu Prawosławnego im. św. Zofii-Mądrości w Kijowie, ten proces już się zaczął.
Tatiana Kolesnychenko: W tym roku Prawosławna Cerkiew Ukrainy (PCU) po raz pierwszy w historii pozwoliła parafiom samodzielnie wybrać datę obchodów świąt Bożego Narodzenia. Mogą zdecydować czy będzie to 25 grudnia, czy 7 stycznia. Z czego wynika potrzeba zmiany wielowiekowej tradycji?
Ks. Georgij Kowalenko*: Decyzja PCU nie jest zaskoczeniem dla Ukraińców. Dyskusja - pozostać przy wschodniej tradycji i celebrować Boże Narodzenie 7 stycznia, czy świętować je 25 grudnia, razem z całym zachodnim światem - trwała od wielu lat.
Choć grupa zwolenników zmiany, z roku na rok rosła, to pozostawała mniejszością. Więc prawosławna cerkiew też zachowywała konserwatywną pozycję. Wojna zmieniła jednak wszystko. Społeczeństwo przeszło gwałtowne zmiany światopoglądowe.
Ukraina jest częścią zachodniego świata. Tak właśnie postrzegają siebie nasi wierni. Dlaczego więc mielibyśmy obchodzić święta w innym terminie? Decyzja PCU jest odpowiedzią na to, czego pragnie ukraińskie społeczeństwo.
Badania pokazują jednak, że 31 proc. Ukraińców wciąż jest przeciwnych przeniesieniu świąt na inną datę. Wielu uważa, że na siłę próbuje się z nich zrobić katolików.
W Ukrainie, zwłaszcza na zachodzie kraju, istnieje zwyczaj rozróżniania świąt Bożego Narodzenia na "nasze" i "katolickie". Kiedyś wynikało to z potrzeby podkreślenia odrębności narodowej, ale teraz w dużym stopniu jest to brak wiedzy.
Prawda jest taka, że 25 grudnia celebrują nie tylko katolicy i protestanci, ale i większość prawosławnych i grekokatolickich cerkwi na świecie. Posługują się kalendarzem nowojuliańskim. Zgodnie z nim Boże Narodzenie wypada w grudniu, ale Wielkanoc i reszta świąt nadal jest obchodzona według wschodniego obrządku.
Więc z jednej strony przejście na kalendarz nowojuliański jest wymogiem nowoczesności, ale z drugiej sposobem na duchowe wyzwolenie Ukraińców. Wojna uświadomiła nam potrzebę derusyfikacji i dekomunizacji. Pozbywamy się wszystkich symboli i związków z krajem-agresorem. To samo powinno dotyczyć rosyjskiej cerkwi w Ukrainie, która przez 300 lat pomaga Rosji uniemożliwić istnienie Ukrainy jako samodzielnego państwa.
Oficjalnie jednak reforma kalendarzowa jeszcze nie nastąpiła. Dlatego w tym roku w większości świątyń PCU celebracje odbędą się zarówno 25 grudnia, jak i 7 stycznia. Ludzie nie mogą mieć poczucia, że data świąt jest im narzucana odgórnie.
Poważna debata publiczna na ten temat jest więc nadal przed nami. Powinniśmy znaleźć rozwiązanie, które zadowoli wszystkich wiernych i będzie wspólną decyzją prawosławnej i grekokatolickiej cerkwi w Ukrainie.
Widzi ksiądz możliwość udziału w tej debacie Ukraińskiej Prawosławnej Cerkwi Moskiewskiego Patriarchatu (UPC MP)?
UPC MP nie dojrzała do reformy. Ona nawet nie jest gotowa do rozmów na ten temat. Dla nich zachowanie starej tradycji jest kwestią przetrwania. Przez lata pozycjonowali siebie jako "jedyną prawdziwą cerkiew prawosławną". Budowali w ten sposób podziały: "my, Wschód, tradycja" - "oni, Zachód, zagrożenie".
Wydaje im się, że zadziała to również teraz. Ale ta nieugiętość i skrajny konserwatyzm będą nieuchronnie prowadzić UPC MP do marginalizacji. Ignorując potrzeby społeczeństwa, będą tracić wiernych. Naszym zadaniem jest pomóc ludziom wyjść z tego światopoglądowego kryzysu i obłudy, w które zapędził ich Moskiewski Patriarchat.
Jednak to UPC MP wciąż jest największym kościołem w Ukrainie.
W Ukrainie kościół nie istnieje jako jedna organizacja. Każda świątynia, monaster czy gmina wyznaniowa są zarejestrowane jako odrębne podmioty prawne. Więc jeśli liczyć papierki, to UPC MP faktycznie posiada najwięcej podmiotów – ponad 10 tys., kiedy PCU – 7 tys.
Jednak badania przeprowadzone w sierpniu pokazują, że 54 proc. Ukraińców określa siebie wiernymi PCU. Natomiast z Moskiewskim Patriarchatem utożsamia się zaledwie 4 proc. badanych. To bardzo wymowne.
To samo badanie wykazało, że wciąż jest duża grupa społeczna, która postrzega siebie jako "po prostu prawosławnych", bez odniesienia do żadnego patriarchatu. Czy to oznacza, że w rzeczywistości uczęszczają do świątyń należących do Moskiewskiego Patriarchatu, tylko nie chcą się do tego przyznać?
Oznacza to, że nie tolerują rozbicia cerkwi. Widzę w tym pozytywny sygnał, grunt, który w przyszłości pozwoli połączyć prawosławnych Ukraińców w jednym kościele.
UPC zręcznie to wykorzystuje. W maju odbył się synod, po którym ogłoszono uniezależnienie się od Moskiewskiego Patriarchatu. Skrót MP zniknął z oficjalnej nazwy kościoła. Teraz istnieją Ukraińska Prawosławna Cerkiew i Prawosławna Cerkiew Ukrainy. Łatwo się pomylić.
Od początku rosyjskiej inwazji UPC MP znalazła się pod presją i podejmuje desperackie próby zachowania wybudowanej w Ukrainie struktury. Nikt jednak nie ma wątpliwości, że ogłoszenie uniezależnienia się od Moskwy było tylko próbą zamydlenia oczu.
Żadnego zerwania z Patriarchatem Moskiewskim nie było. Potwierdziły to wyraźnie przeszukania, które Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) przeprowadziła w diecezjach UPC MP.
Dotychczas przeszukano ponad 350 cerkiewnych budynków. U duchownych znaleziono rosyjskie paszporty, flagi separatystycznych pseudo republik, korespondencję z FSB i antyukraińską literaturę. Ale największym zaskoczeniem była radziecka symbolika: flagi, dokumenty, wstążki św. Jerzego. Skąd ta nostalgia za ZSRR, w którym obowiązywał ateizm?
Jakkolwiek zabrzmi to dziwnie, to wśród kleru Moskiewskiego Patriarchatu jest nostalgia za radzieckimi czasami. Zwłaszcza dotyczy to z oczywistych względów starszych osób. Teraz są bogatsi, ale wtedy z pewnością spokojniej im się żyło. Mieli znacznie większe możliwości, niż zwykli ludzie. Wszystkie decyzje zapadały w Moskwie. O nic nie musieli się martwić.
Nie byli prześladowani?
To nie było duchowieństwo prześladowane i zsyłane na Sybir, jak działo się to w przypadku kleru niezależnego Ukraińskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego czy greko-katolickiej cerkwi.
Ukraina zawsze miała bardzo wysoki poziom religijności, zwłaszcza na terytoriach, które Związek Radziecki podporządkował w trakcie II wojny światowej lub tuż po niej. Dlatego dużą uwagę przywiązywano do kontrolowania wierzących.
Po zlikwidowaniu niezależnych kościołów decyzją Stalina powołano nową cerkiew prawosławną. W zasadzie była ona tworzona rękoma NKWD, a później KGB.
Od początku był to kościół hybrydowy.
Istniał, aby kontrolować społeczeństwo, siać propagandę i prowadzić wywiad za granicą pod przykrywką działalności misyjnej. Nic się do teraz nie zmieniło. Moskiewski Patriarchat nadal ma dokładnie te same zadania. Zresztą wiele wskazuje na to, że Cyryl, patriarcha Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, był agentem KGB.
Te same oskarżenia padają teraz pod adresem Onufrego, zwierzchnika UPC MP.
Wszystkie wysokie stanowiska w prawosławnym kościele za czasów Związku Radzieckiego były obsadzane ludźmi związanymi z KGB. Onufry został biskupem w tamtych czasach. Niestety, duchowieństwo w Ukrainie nie przeszło lustracji. Więc po upadku ZSSR dalej pełniło wysokie stanowiska. Wszyscy o tym wiedzą.
Onufry ciągłe mówi, że cerkiew prawosławna jest ponad polityką, ale w praktyce powiela narrację rosyjskiej propagandy.
Według niego Wielki Głód został zesłany na Ukraińców za ich grzechy. Teraz niby Onufry osądza wojnę, ale nie milczy, kiedy jego duchowieństwo jeździ na Kreml, siedzi obok Kadyrowa na przyjęciach albo błogosławi okupacyjne władze. Już nie mówiąc o braku potępienia Cyryla, który współpracując z Putinem, jest w zasadzie współwinny wojny przeciwko Ukrainie.
Onufry nazywa tę wojnę "bratobójczą", sugerując grzech Kaina. Ja widzę walkę Dawida z Goliatem.
SBU od jesieni prowadzi przeszukania w świątyniach należących do UPC MP. Zdobyte dotychczas dowody wystarczyły, aby Rada Bezpieczeństwa Narodowego wprowadziła sankcje przeciwko niektórym zwierzchnikom tego kościoła. Do żadnych zatrzymań jednak dotychczas nie doszło. Z czego wynika ta ostrożność?
Według ostatnich informacji 19 duchownych UPC MP jest podejrzewanych o kolaborację, wszczęto 50 spraw karnych. Powinniśmy spokojnie poczekać na sądowe rozstrzygnięcia. Nie chodzi o to, aby machać szabelką, tylko postępować zgodnie z prawem.
Widzimy, że UPC MP jest potencjalnie kolaboracyjną strukturą. Ale za "potencjalną kolaborację" w demokratycznym kraju nie skazuje się na więzienie. Musi być proces i twarde dowody. W przypadkach, w których nie było żadnych wątpliwości - jak z duchownym, który naprowadzał rosyjski ogień na ukraińskie pozycje - wyroki zapadają szybko.
Zobacz także
Brak zdecydowanych kroków może rodzić podejrzenia, że UPC MP wciąż ma silne lobby na najwyższych szczeblach władzy. Przed inwazją wielu polityków i oligarchów uczęszczało do kościołów należących do Moskiewskiego Patriarchatu. Niektórzy eksperci uważają, że SBU zainteresowała się duchowieństwem dopiero po zmianie kierownictwa. Wcześniej Służbą Bezpieczeństwa dowodził Iwan Bakanow, który otwarcie mówił, że jest wiernym UPC MP i marginalizował zagrożenie.
Czy UPC MP ma swoich zwolenników w gabinetach rządzących? Z pewnością. Hierarchowie Moskiewskiego Patriarchatu latami budowali relacje z politycznymi elitami Ukrainy.
Ale po pierwsze, nie wszystkie świątynie UPC MP są ośrodkami "russkiego miru". Część kleru jest oddana służbie Bogu i trzyma się z dala od polityki.
Po drugie, Ukraina jest państwem, w którym obowiązuje wolność wyznaniowa. Każdy może wierzyć w to, co chce i uczęszczać do tego kościoła, który mu bardziej odpowiada. Nawet jeśli jest to kościół Moskiewskiego Patriarchatu.
Nawet jeśli jest to Ławra Peczerska? Ta jedna z najstarszych i najpiękniejszych świątyń Kijowa przy okazji przeszukań okazała się również ośrodkiem separatyzmu. Do Ławry chodzili m.in. Poroszenko i Kliczko, choć doskonale wiedzieli, że jej namiestnikiem jest metropolita Paweł, znany jako Pasza-Mercedes, człowiek, który porównywał Janukowycza z Chrystusem.
Poroszenko jest obecnie wiernym PCU. Natomiast Kliczko nawet w tym roku był na mszy wielkanocnej w Ławrze. Nie wyciągałbym z tego jakichś daleko idących wniosków. Ławra nie jest jednolitym środowiskiem. Są tam duchowni, którzy służą Bogu od początku odrodzenia świątyni.
Jeśli chodzi o Pawła, jest to oligarcha cerkiewny. Budował swoją pozycję na kontaktach z politykami i biznesmenami. W końcu żądza pieniędzy zaprowadziła go w objęcia prorosyjskich sił. Nie jest wykluczone, że właśnie on był jednym z "portfeli" Kremla, przez które finansowano prorosyjskie siły w Kijowie.
Dla przykładu w Ławrze zbierał się Związek Bractw Prawosławnych, rosyjska organizacja, która wychodziła protestować przeciwko dołączeniu Ukrainy do UE i NATO.
Teraz kiedy na jaw wychodzą kolejne fakty potwierdzające kolaborację UPC MP z Kremlem, w Ukrainie coraz częściej słychać żądania delegalizacji tego kościoła. Czy ten radykalny krok jest w ogóle realny?
Z punktu widzenia ukraińskiego prawa nie jest to możliwe. U nas działalność religijna nie wymaga żadnych zezwoleń. Więc zakazać cerkwi po prostu nie można. Oprócz tego, jak już wspominałem, kościół nie działa jako jedna organizacja, tylko tysiące pomiotów. Stawia to Ukrainę przed dużym wyzwaniem.
Trzeba znaleźć rozwiązanie, jak działać w granicach prawa, a przy tym nie pozwolić na działalność wywiadowczą pod religijną przykrywką. Nie jest to już jednak zagadnienie z obszaru religii czy wiary. To pytanie do naszych służb.
Jeśli nie zakaz działalności, to konfiskacja majątku i przekazanie świątyń w inne ręce – to jedna z propozycji, która regularnie jest omawiana w ukraińskich mediach. Czy ta opcja jest możliwa?
Prawnie cerkwie i monastery należą do gmin wyznaniowych. Są duchowni, którzy tymi nieruchomościami dysponują, ale jest też społeczność wsi albo miasta, która dokładała się najpierw do budowy, a potem do utrzymania świątyń.
Więc kwestia majątkowa wymaga wyjaśnienia, być może stworzenia nowego prawa. W każdym razie to nie stanie się szybko. Cała logika działania ukraińskich służb sprowadza się do tego, aby oczyścić strukturę UPC MP z agentury, ale przy tym nie niszczyć samej organizacji, nie dopuścić do złamania wolności wyznaniowej.
Władze postępują bardzo ostrożnie. Przykładem jest wspomniana Ławra Peczerska. Jest wyjątkiem, bo jako zabytek z listy UNESCO, należy do państwa. UPC MP wynajmuje dolną część kompleksu. Poprosiliśmy o możliwość odprawiania mszy w górnej części Ławry, z której UPC MP nie korzysta. Dotąd nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Czy od początku wojny nasiliła się migracja parafii z UPC MP do PCU?
Proces ten zaczął się jeszcze w 2018 roku, kiedy Ukraiński Kościół Prawosławny Patriarchatu Kijowskiego i Ukraiński Autokefaliczny Kościół Prawosławny rozwiązały się, żeby wspólne stworzyć PCU. Wówczas część duchownych Moskiewskiego Patriarchatu, wbrew swoim zwierzchnikom, dołączyła do PCU.
Do tej pory przeszło ponad tysiąc parafii. Te liczby byłby zapewne większe, gdyby Moskiewski Patriarchat systematycznie nie blokował prób przejścia.
W jaki sposób to robi?
UPC MP nie szczędzi środków, żeby zachować własną strukturę i wpływy. Ma firmy prawnicze, które pracują nad tym, żeby uniemożliwić przeniesienie praw do świątyń. Kiedy to nie wychodzi, do gry wkraczają "siłowe" struktury cerkwi. Wygląda to tak, że do "niepokornych" parafii przyjeżdżają umięśnieni mężczyźni, przebrani za seminarzystów. Ich zadaniem jest wyperswadowanie pomysłu przeniesienia się do PCU.
Niestety, za każdym razem koszty tego ponoszą wierni. Bo każde przeniesienie odbywa się w atmosferze skandalu. PCU jest oskarżana, że chce coś zabrać siłą. Zawsze prowadzi to do rozłamu wśród wiernych, bo muszą określić się czy chcą być "tu", czy "tam".
Wierzy ksiądz, że kiedyś w Ukrainie powstanie jedyny prawosławny kościół?
Jako człowiek religii wierzę w cuda, którym będzie pełna jedność Ukraińców w prawosławiu. Ale patrząc w przyszłość realistycznie, widzę, że nadal będą istniały dwie jurysdykcje.
Jednak siłą rzeczy, wszystko, co moskiewskie lub antyukraińskie, będzie się marginalizować. Jeśli UPC Moskiewskiego Patriarchatu nie zmieni się i nie zostanie prawdziwie ukraińską cerkwią, samoistnie sprowadzi siebie do roli prorosyjskiej organizacji i to małej. Będzie istnieć dla niewielkiej grupy ludzi o podobnych poglądach. Po zwycięstwie Ukrainy nie będzie już jednak stanowić zagrożenia.
Mam tylko nadzieję, że Cyryl i inni kościelni ideolodzy "russkiego miru", którzy doprowadzili do tej krwawej wojny, zasiądą na ławie oskarżonych tuż obok Putina.
Po II wojnie światowej ideologów nazizmu sądzono razem ze zbrodniarzami wojennymi. Tak powinno być i w tym przypadku.
Odpowiednim miejscem na trybunał jest Główna Bazylika Sił Zbrojnych Rosji, olbrzymia świątynia wojny, którą zbudowano w Moskwie.
***
Georgij Kowalenko* – ksiądz, bloger, działacz społeczny. Uczestniczył w Rewolucji Godności w 2014 roku. W latach 2008-2014 był "ministrem" informacji metropolity Włodzimierza, ówczesnego zwierzchnika Ukraińskiego Prawosławnego Kościoła Moskiewskiego Patriarchatu. Za jego rządów "polityczne" skrzydło cerkwi było marginalizowane, choć nie zlikwidowane. Zakazane zostały za to radykalne, często prorosyjskie religijne organizacje. Po śmierci Włodzimierza w 2014 roku nowym metropolitą obrano Onufrego, człowieka zdecydowanie bliższego Kremlowi. Kowalenko stopniowo stracił wszystkie funkcje w kościele. W 2019 roku, po uznaniu Prawosławnej Cerkwi Ukrainy przez Patriarchat Konstantynopolitański, oficjalnie dołączył do jej kleru.
Tatiana Kolesnycheno, dziennikarka Wirtualnej Polski