Cerkiew Cyryla walczy o przeżycie. Między młotem z Kremla a kowadłem z Kijowa
Kreml nie ufa swojej Cerkwi jako elementowi propagandy, a Cerkiew się rozpada. Duże kawałki już odrywają się od Patriarchatu Moskiewskiego — mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Aleksandr Sołdatow.
Igor Isajew: Zwierzchnik Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego Sawa napisał do moskiewskiego patriarchy Cyryla, że pod jego rządami Cerkiew prawosławna "jaśniała pracą Waszej Świątobliwości". Potem przepraszał wiernych za te słowa, ale co to właściwie było?
Aleksandr Sołdatow, rosyjski religioznawca, badacz Moskiewskiego Patriarchatu, redaktor portalu Credo.info, gościnny wykładowca na Ukraińskim Uniwersytecie Katolickim we Lwowie: Tego się nie spodziewałem po arcybiskupie Sawie. Po 24 lutego 2022 r. on dość ostro apelował do Cyryla o "zabranie głosu", by ten bezpośrednio potępił działania Rosji. Obecne gratulacje wykorzystał jako okazję do zabrania głosu w obronie Moskiewskiego Patriarchatu.
Być może bierze pod uwagę diasporę ukraińską, której część może być lojalna wobec Moskiewskiego Patriarchatu. Sawa ma też wiele osobistych koneksji i powodów do wdzięczności, wcześniej prezentował prorosyjskie poglądy, był stałym gościem na różnych uroczystościach cerkiewnych w Moskwie. Pewnie, jakaś część tych poglądów pozostała, jest człowiekiem starej formacji.
A co tak naprawdę dzieje się wewnątrz Patriarchatu Moskiewskiego? Z jednej strony widzimy głośne poparcie wojny przez Cyryla, a z drugiej stanowisko niewielkiej części duchownych sprzeciwiających się wojnie.
Pod koniec lutego ubiegłego roku silnie rezonował antywojenny apel blisko 300 duchownych Patriarchatu Moskiewskiego. Niemniej, nawet opozycyjna "Nowa Gazeta" po jakimś czasie usunęła tę publikację, ponieważ zaczęła być sprzeczna z prawem.
Spośród tych 300 księży około połowa służy poza Federacją Rosyjską — w Europie, w Stanach Zjednoczonych — a połowa głównie w Moskwie czy Petersburgu. Stanowisko antywojenne wybrzmiało z pozycji raczej "liberalnej" części duchowieństwa Patriarchatu Moskiewskiego.
Po uchwaleniu drakońskich praw w Rosji nawet takie apele nie były już możliwe. Stanowisko antywojenne okazało się potem udziałem samotnych bohaterów, w większości służących już wyłącznie poza granicami Federacji Rosyjskiej. Najbardziej wyrazistym przykładem jest ks. Andriej Kordoczkin z parafii Patriarchatu Moskiewskiego w Madrycie.
Ale większość zwykłego duchowieństwa, a nawet biskupów, zachowuje się bardzo interesująco. Wśród rosyjskiego episkopatu tylko nieliczni aktywnie poparli "specjalną operację wojskową", o której nieustannie mówią w kazaniach. Jeden z nich nawet pisze wiersze, to biskup Pitirim z Syktywkaru, tacy biskupi najczęściej trafili na styczniową listę sankcyjną Ukrainy.
Pozostali biskupi, oceniam, że to ponad 90 proc. episkopatu, milczy na temat wojny. To sytuacja, gdy "Bóg zostaje zdradzony przez milczenie", jak powiedział św. Grzegorz Teolog. Ale z drugiej strony jest to dość głośna cisza w warunkach aktywnych działań wojennych i bezwzględnej propagandy.
Dlatego dochodzę jednak do wniosku, że wśród episkopatu i duchowieństwa Patriarchatu Moskiewskiego nie ma szczerego, głębokiego poparcia dla działań rosyjskich władz. To poparcie jest udziałem albo "karierowiczów" na wysokich stanowiskach w Patriarchacie, albo szaleńców, takich jak arcybiskup Pitirim. To jednak pojedyncze przypadki.
Był taki ksiądz Michaił Wasiljew, który dosłownie przedarł się na front, gdzie zginął w listopadzie ubiegłego roku. Ma bardzo ciekawą historię — bo z jednej strony Cyryl zdaje się prowadzić prowojenną narrację, a tutaj prawosławnemu duchownemu przeszkadza się w pójściu na front. Tutaj widać sprzeczności między kazaniami a działaniami.
W cerkiewnym slangu ma to swoje imię — "sergiańsgtwo". Na początku rządów sowieckich w latach 20. metropolita Sergiusz Stragorodski proklamował nowy kurs lojalności wobec władz. Jeśli dotąd prawosławni uznawali tylko monarchię, przede wszystkim prawosławną, to Sergiusz zredagował tę koncepcję — że każda władza, nawet bezbożna, jest władzą od Boga i trzeba się do niej dostosować w każdy możliwy sposób. Zawęził posługę Cerkwi tylko do liturgii, starając się odgrodzić Cerkiew od potrzeby potępienia zła.
Teraz nadeszły takie czasy, że realizacja doktryny Sergiusza stała się niemożliwa.
Zderzyły się ośrodki władzy w Rosji i w Ukrainie, które — oba — z punktu widzenia Sergiusza są legalne i zasługują na błogosławieństwo Cerkwi. A więc ukraińska część Patriarchatu Moskiewskiego jest tak samo "sergiańska", jak i część rosyjska, aktywnie wspiera ukraiński rząd, błogosławi żołnierzy broniących ojczyzny. To taki charakterystyczny patos Patriarchatu Moskiewskiego — że obrona ojczyzny jest nawet ważniejsza niż prowadzenie życia społecznego Cerkwi.
W warunkach ukraińskich działa to dokładnie odwrotnie niż w warunkach rosyjskich. Jednocześnie argumentacja jest dokładnie taka sama jak w czasach sowieckich.
Patriarcha Cyryl próbuje formułować nowe doktryny, ale robi to spontanicznie i w sposób sprzeczny ze sobą. Przypomnę, że w początkowej fazie tej "operacji specjalnej" był okres, kiedy próbował zaprzeczać faktowi działań wojennych.
Cóż, teraz już wprost nawołuje do wojny i publicznie głosi, że to batiuszkowie są "głównymi ofiarami tej wojny", bo ukraińscy snajperzy rzekomo do nich celują w pierwszej kolejności. Aż trudno uwierzyć, że nawet w środku Cerkwi ktoś traktuje to poważnie.
Ja na to patrzę jako na nachalne ciułactwo ze strony patriarchy. Narzekał, że batiuszkowie, którzy w jakiś sposób przedostają się na front, nie mają świadczeń i innych gwarancji socjalnych, jakie przysługują zwykłemu personelowi wojskowemu.
Dlatego patriarcha powiedział to wszystko nie ze względu na tak wysokie znaczenie sakralne, ale po prostu po to, by wydobyć od Kremla kasę dla tych ludzi. Chociaż ma pan rację, że duchownym na ogół trudno jest się tam dostać.
Całkiem dobry pasterz z patriarchy Cyryla. Dba o trzodę.
Proszę nie żartować. A co, jego trzoda w Ukrainie jest jakaś inna, czy ma inny status antropologiczny? Dlaczego nie dba o Ukraińców? Jeszcze nie tak dawno uważał się za zwierzchnika jednej Cerkwi w całej przestrzeni poradzieckiej.
Nie, to nie jest opieka nad trzodą. To jest pieczenie piernika dla swojej korporacji.
Ta konkurencja brzmi dziwnie, bo wydaje się, że Cyryl i Kreml, jak nikt inny śpiewają na tę samą nutę, tę samą piosenkę.
Paradoks polega na tym, że Kreml dziś nie ufa Patriarchatowi Moskiewskiemu jako części swojej propagandowej i ideologicznej machiny wojennej.
Poleganie na Cerkwi przed 24 lutego było większe i bardziej zauważalne. Wówczas aktywnie wdrażany był instytut kapelanów, a w jednostkach wojskowych budowano świątynie. Kiedy jednak ta właśnie "prawosławna armia" znalazła się na terytorium Ukrainy, prawosławnemu duchowieństwu w ogóle nie wolno było tam przebywać.
Przypadek ojca Michaiła, o którym pan wspomniał, jest wyjątkiem. Policzyliśmy, że tylko pięciu (!) księży przedarło się do strefy działań wojennych, trzech z nich zginęło od razu. Oznacza to, że religijny komponent tej "operacji specjalnej" nie jest jakoś artykułowany przez propagandę.
Dlaczego tak się dzieje? Czy Kreml boi się, że Cerkiew może stać się zbyt potężnym przeciwnikiem i krytykiem, oczywiście, jeśli zechce?
Tak. Znaczenia i cele "operacji specjalnej" nie są do końca sformułowane, ciągle się zmieniają. W takich warunkach powstają grupy nieformalne. Widzimy, jak rodzi się opozycja wobec Kremla wśród radykalnie nastawionych propagandystów.
Duchowni, być może nie tak kreatywni, jak propagandyści, również mają szansę stać się grupą niezadowolonych. Jest wśród nich wielu radykałów, wielu ludzi, którzy są pod wpływem wszelkiego rodzaju teorii spiskowych. Wiara, która nie wymaga racjonalnego uzasadnienia, stwarza bardzo dobry grunt do propagowania takich teorii.
Na przykład, że "armia szatana" może działać przebiegle, w tym pod pozorem wojskowo-politycznego przywództwa Rosji, i że naród rosyjski cierpi w wyniku tych wydarzeń znacznie bardziej niż naród ukraiński czy Zachód.
We współczesnym rosyjskim środowisku prawosławnym bardzo popularna jest wizja, że naród rosyjski jest "wybrany przez Boga", dlatego będzie musiał stać się "narodem męczenników", który ma się poświęcić.
Ciągłe przesuwanie zadań "operacji specjalnej" przez Kreml stwarza dobrą podstawę do uzasadnienia takich teorii spiskowych. A duchowieństwo, jako nosiciel takich teorii, mogłoby jasno się wypowiedzieć, powołując się na własne doświadczenia z obserwacji działań wojennych. Dlatego księża na froncie są niebezpieczni dla Kremla.
Zwrócił pan uwagę na podział wewnątrz Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej — o pozycji decyduje kraj, w którym znajduje się duchowny czy biskup. W niektórych krajach hierarchowie wydają się nie popierać Kremla, ale często nie zajmują zdecydowanego stanowiska w sprawie Ukrainy. Do czego to prowadzi?
To niezwykle szerokie zagadnienie, o którym można byłoby napisać książkę. Trzeba pamiętać, że wszystkich tych ludzi uformowało "sergiaństwo", które pozbawia Cerkiew prawa do samodzielności, do formułowania obywatelskiego stanowiska.
Kiedy władza państwowa podzieliła się na dwa przeciwstawne obozy, a stanowisko Rosji jest zupełnie nie do pogodzenia ze stanowiskiem Zachodu, Patriarchat Moskiewski zawisł między skrajnościami.
Z tego powodu nie dochodzi np. do zwołania Soboru Biskupów. A to najwyższy organ władzy w prawosławiu, który zgodnie ze statutem miał odbyć się nie później niż w grudniu 2020 r. Oznacza to, że nawet w czasie pandemii Cerkiew wyszła z legalnego pola, ponieważ naruszyła zasady zwoływania Soborów. Teraz w ogóle nie ma możliwości sformułowania jednego stanowiska.
Niewątpliwie prowadzi to do dezintegracji struktury Patriarchatu Moskiewskiego, z którego już odrywają się duże kawałki, które zaczynają zabiegać o nowy status kanoniczny. Dotyczy to przede wszystkim Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego, która w maju ub. r. ogłosiła pełną niezależność od Moskwy. Choć w jej statucie pozostała jedna zagwozdka, którą władze ukraińskie próbują teraz rozgryźć.
Co dokładnie ma pan na myśli?
W pierwszym akapicie statutu Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego stwierdza się, że ona rządzi się samodzielnie w ramach określonych pismem Patriarchy Moskwy z 27 października 1990 r.
Okazuje się jednak, że to pismo staje się częścią statutu. Jeśli otworzymy je, to jest tam wystarczająco szczegółowo napisane, że Cerkiew ukraińska nie ma prawa bezpośrednio wchodzić w stosunki z innymi Cerkwiami, a tylko za pośrednictwem Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, że zwierzchnik jest zatwierdzany przez Patriarchę Moskwy, że wszyscy biskupi ukraińscy są członkami Rady Biskupów Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej.
To sprowadza tę niezależność do formatu deklaratywnego, gdyż Moskwa zachowała wszystkie kluczowe instrumenty kontroli. Teraz Ukraińska Cerkiew Prawosławna Patriarchatu Moskiewskiego usunęła wyliczenie tych instrumentów ze swojego statutu, ale spróbowała je ukryć pod takim odniesieniem do pisma patriarchy Moskwy.
Ale myślę, że teraz, pod naciskiem władz ukraińskich, Cerkiew dokona kolejnych zmian statutu na jeszcze bardziej samodzielne, co zmusi ją do zbliżenia się do Cerkwi Prawosławnej Ukrainy (związanej z Patriarchą Konstantynopola), bo inaczej znajdzie się w jakiejś dziwnej pozycji kanonicznej.
Będą musieli się do siebie zbliżyć, choć główną przeszkodą jest psychologia, wszak rywalizowali ze sobą przez wiele lat.
Kraje bałtyckie również są ważnym czynnikiem dezintegracji międzynarodowej struktury Patriarchatu Moskiewskiego.
W Łotwie na mocy prawa państwowego ustanowiono autokefalię miejscowej Cerkwi, odbył się tam sobór, który ogłosił oddzielenie od Patriarchatu Moskiewskiego. A Patriarchat Moskiewski dość niemrawo protestował przeciwko temu, najwyraźniej pogodził się z faktem, że upadek jest nieunikniony.
Z kolei w Estonii metropolita Jewgienij już po raz kolejny składa zeznania przed Ministerstwem Spraw Wewnętrznych. Powodem napięć są jego ciągłe wizyty w Moskwie i koncelebry z patriarchą Cyrylem, w szczególności ciche słuchanie agresywnych kazań patriarchy Cyryla. W kontekście estońskim wygląda to, jak przejście na drugą stronę barykad i porozumienie z wrogiem.
Metropolita Jewgienij nie jest nawet obywatelem Estonii, a nawet nie jest miejscowym rosyjskojęzycznym.
On jest w Estonii "spadochroniarzem". Był rektorem Moskiewskiej Akademii Teologicznej, patriarcha Cyryl oddelegował go w celu "wzmocnienia osady rosyjskiej" w Estońskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego. Jednak w październiku wydał oświadczenie, w którym potępił słowa patriarchy Cyryla i zdystansował się od zajmowanego stanowiska. Na razie władze estońskie są z tego zadowolone i przedłużają mu zezwolenie na pobyt.
A w Litwie sytuacja jest, moim zdaniem, najciekawsza spośród krajów bałtyckich.
Najtrudniejsza, bo diecezja litewska nie jest w żaden sposób niezależna od Moskwy w przeciwieństwie do Estonii czy Łotwy. Ponadto parafianie to wyłącznie etniczni Rosjanie, nie ma tam liturgii w miejscowym języku, jak w Łotwie i w Estonii. Dlatego Patriarchat Konstantynopola, który chce odzyskać Litwę, będącą częścią historycznej Metropolii Kijowskiej, ma przed sobą znacznie trudniejsze zadanie.
Istnieje niewielka grupa inicjatywna duchowieństwa litewskiego, która wystąpiła z twardym stanowiskiem antywojennym.
Na początku stanowisko to zdawał się popierać zwierzchnik litewskiej diecezji Innokenty, ale potem nagle zmienił swoje stanowisko i ukarał tę grupę. Zabiegają teraz o przywrócenie jurysdykcji Patriarchatu Konstantynopola de facto z podziemia. Trudność polega na tym, że w tej grupie nie ma ani jednego biskupa. Bo żeby odtworzyć jakąś strukturę Konstantynopola, potrzebny jest przynajmniej jeden biskup. Władze litewskie — choć w regionie wydają się najbardziej pomagać Ukrainie — nie są tak zdecydowane w kwestii cerkiewnej, jak łotewskie czy estońskie.
Jeśli chodzi o inne kraje zachodnie, z mojego doświadczenia wynika, że w Niemczech i we Francji dominującym punktem widzenia jest odcięcie się od Patriarchatu Moskiewskiego. Bardzo często pojawiają się kazania, że stanowisko Cyryla jest antychrześcijańskie , że generalnie nie da się usprawiedliwić tego, co robi rosyjska armia.
A co sądzi pan o tym, że państwo próbuje ingerować w sprawy Cerkwi? W Ukrainie nawet zwierzchnik grekokatolików skrytykował tę strategię, mówiąc, że to tylko zepchnie Patriarchat Moskiewski do podziemia.
Nie powiedziałbym, że państwa próbują ingerować w sprawy Cerkwi — a ja zaliczam do tego kwestie dogmatów, sakramentów, liturgii. Kwestie statusu prawnego związków wyznaniowych nie należą do wewnętrznej sprawy kościołów, państwo ma prawo wydawać ustawy o organizacjach religijnych i ustalać ramy działania tych organizacji.
Ale źródłem problemu jest to, że co najmniej od XVII wieku w Rosji istniała "symfonia Cerkwi i państwa", kiedy struktury prawosławne pełniły pewne funkcje polityczne. W czasach sowieckich znaczna część episkopatu była rekrutowana przez tajne służby, działali niemal jawnie jako agenci. Na tej podstawie nie należy uważać struktur Patriarchatu Moskiewskiego za czysto religijne; pod przykrywką religijnej skorupy pełniły one funkcje polityczne, a nawet wojskowe i wywiadowcze.
Przecież ukraińskie władze, kiedy deklarują potrzebę przeformatowania Cerkwi Patriarchatu Moskiewskiego, nie mówią, że ci są heretykami albo że się tak nie modlą — Kijów próbuje ich ograniczać, bo to polityczna i biznesowa struktura.
Ale mam wrażenie, że tak to postrzegają wyznawcy Patriarchatu Moskiewskiego — próbują to przedstawić jako atak na wiarę.
Ale rozumie pan, że mówimy o pseudo dogmatach ? Nie ma nic, co odróżniałoby wyznanie Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego od wyznania Cerkwi Prawosławnej Ukrainy. Istnieje tylko kilka różnic stylistycznych — język kultu, więcej konserwatyzmu w pierwszym i więcej modernizmu w drugim przypadku. Powiem więcej, władze ukraińskie działają delikatniej nawet niż łotewskie, które uchwaliły ustawę pozbawiającą Kościół możliwości wyboru swojej jurysdykcji.
Jak obecnie wygląda prawosławie na okupowanych terenach Ukrainy? O ile pamiętam, po 2014 r. diecezje na Krymie nadal należały do Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej.
Tam kształtuje się model absolutnie niespotykany, jakiego jeszcze nie było w historii całej Cerkwi prawosławnej. Jest to model mieszanej, podwójnej jurysdykcji. Do tej pory mówiliśmy o przypadkach, w których parafie albo wchodzą w skład Patriarchatu Moskiewskiego, albo nie.
Synod Kijowski uważa ziemie zaanektowane za integralną część Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej. Nawet w Statucie samego Patriarchatu Moskiewskiego jest napisane, że granic Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej nie można zmienić bez decyzji Soboru Biskupów. A że nie można zwołać Soboru, więc nie ma komu zmieniać granic diecezji, ani granic samej Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej.
Jednak wbrew temu wymogowi patriarcha Cyryl i jego synod, w którego pracach ukraińscy biskupi już nie uczestniczą, podjęli precedensową decyzję. Pod koniec ubiegłego roku trzy diecezje na Krymie, jedną w obwodzie ługańskim i jedną w obwodzie donieckim przeniesiono pod bezpośrednie podporządkowanie patriarchy moskiewskiego.
Pozostałe diecezje w okupowanym Donbasie, w tym w samym Doniecku i Ługańsku, nie zostały przekazane pod bezpośrednie zwierzchnictwo Moskwy, pozostają one formalnie częścią Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej.
Metropolita Hilarion z Doniecka jest stałym członkiem Synodu Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej. Ciekawy fakt: Hilarion urodził się we Lwowie w rodzinie przesiedleńców z Chełmszczyzny, a do dziś publikuje niektóre apele z Doniecka po ukraińsku. To niesamowite zjawisko, patrząc na to, co się odbywa.
Diecezje na terytorium obwodów zaporoskiego i chersońskiego w tych częściach, które nie są kontrolowane przez Ukrainę, nie zmieniły jeszcze swojego statusu. Ponadto niektórzy biskupi tych diecezji znajdują się na terenie Ukrainy. Na przykład metropolita Nowokachowski i Geniczeski Filaret wyjechał na terytorium kontrolowane przez Ukrainę i od tamtej pory nie wrócił do swojej diecezji, ale nadal nią rządzi.
Oczywiście władze rosyjskie próbują wpływać na biskupów, na przykład na Zaporożu znaleźli jakiegoś archimandrytę, który próbuje ogłosić się tymczasowym administratorem diecezji, przyjechał nawet do Moskwy na ceremonię "przyjęcia nowych regionów" do Federacji Rosyjskiej. Ale archimandryta nie ma hierarchicznej wagi.
Czy można powiedzieć, że Patriarchat Moskiewski tworzy nowy model?
Izoluje się od światowego prawosławia, burzy system kanoniczny w Cerkwi prawosławnej. Sam aranżuje schizmę, tworząc równoległe struktury na terytorium, które sam uznaje za integralną część Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej.
Ale ważne jest, aby zrozumieć, że Patriarchat Moskiewski to tylko szczególny przypadek. Teraz nie można rozpatrywać perspektyw Cerkwi w oderwaniu od całej sytuacji w Federacji Rosyjskiej. Im dłużej trwa "specjalna operacja wojskowa", tym trudniej będzie zachować status quo.
Patriarchat Moskiewski czeka na rozpad, na nowe jurysdykcje. Może, będzie to wiązało się z losem całej Rosji, a przecież struktury Cerkwi są bardziej kruche niż struktury państwowe. A nawet jeśli Rosja zostanie zachowana jako jedno państwo, to w warunkach reżimu przejściowego różne, niekompatybilne ze sobą części Patriarchatu Moskiewskiego mogą sformalizować swoją niepodległość.
Czy widać już jakieś ruchy odśrodkowe?
Patriarchat Moskiewski jako całość utrzymywany był tylko dzięki zewnętrznej sile państwowej. Przypomnijmy sobie lata 90., kiedy w Rosji pojawiły się przebłyski demokracji, wtedy dość intensywny był proces wychodzenia parafii z Patriarchatu Moskiewskiego.
Na terytorium Rosji pojawił się Rosyjski Kościół Zagraniczny, pojawiły się różne ruchy separatystyczne. Wraz ze zmianą systemu politycznego w Rosji nieuchronnie rozpadnie się struktura Patriarchatu Moskiewskiego.
Ważne konsekwencje już są. Cerkiew rosyjska znalazła się w całkowitej międzynarodowej izolacji. Jedyną Cerkwią, która jeszcze utrzymuje jakieś stosunki z Patriarchatem Moskiewskim, jest Patriarchat Serbski. Nawet Patriarchat Antiochii, który obejmuje Syrię i Liban, oddala się od Moskwy.
W przypadku Serbii tradycyjny związek już wisi na cienkiej nitce, ponieważ ustały zastrzyki finansowe z Moskwy. Serbski patriarcha Porfiry wydał już kilka oświadczeń, w których wyraził współczucie dla Ukrainy i narodu ukraińskiego.
Ponadto w Serbii jest wielu biskupów, którzy kształcili się w Grecji, a sam patriarcha Porfiry jest człowiekiem o zachodniej formacji, który służył w Chorwacji.
Wszystkie inne Cerkwie potępiły działania Rosji, wyraziły współczucie dla narodu ukraińskiego, a patriarcha ekumeniczny Bartłomiej udzielił kilku ostrych wywiadów, w których wezwał patriarchę Cyryla do rezygnacji.
Już jest wyzwaniem to, by w rzeczywistości powojennej inne Cerkwie pomogły przywrócić w Rosji kanoniczną jurysdykcję. Opierając się o koła liberalnych, antywojennych księży Patriarchatu Moskiewskiego, częściowo może o milczący episkopat.
W pewnym sensie rosyjska cerkiew cofnęła się do modelu staroobrzędowców — jest odizolowana i niezunifikowana.
Patriarcha Cyryl może znaleźć jakieś rozwiązanie tej sytuacji?
Patriarchat Moskiewski po takiej hańbie i takim wyrzeczeniu się chrześcijaństwa, jakiego jesteśmy teraz świadkami, nie ma szans na przetrwanie. Teraz odrywają się od niego kawałki na całym świecie, a później proces ten rozszerzy się na terytorium samej Rosji.
Igor Isajew dla Wirtualnej Polski