"Bracia Kaczyńscy bezradni wobec sztuczek Platformy"
Po uroczystościach na Westerplatte premier Donald Tusk, rząd i Platforma zyskuje. Traci - PiS i prezydent.
Zmiany w słupkach są znaczące – premier ma wprawdzie tyle samo zwolenników, co w poprzednim badaniu, ale znacznie, bo aż o siedem punktów procentowych spadła grupa tych Polaków, którzy oceniają jego pracę źle. Ci ostatni wprawdzie nadal przeważają nad tymi, którzy oceniają Donalda Tusk pozytywnie, ale przewaga ta jest minimalna.
Rząd, który tradycyjnie w sondażach WP jest najgorzej ocenianą instytucją władzy, może się tym razem pochwalić wzrostem o pięć procent ocen pozytywnych i także o pięć spadkiem negatywnych. Platforma odrobiła straty z poprzednich badań i ma teraz poparcie na poziomie 42%, tymczasem PiS zjeżdża w dół do poziomu 16%. Nie jest dobrze – mogą powiedzieć sobie politycy Prawa i Sprawiedliwości, zwłaszcza, że potencjalny kandydat tej partii w wyborach prezydenckich, także nie zyskuje. Lech Kaczyński wprawdzie stracił tylko jeden punkt w ocenach pozytywnych, ale o 4% przybyło osób, które oceniają go źle i bardzo źle.
Wydaje się, że te zyski i straty to bezpośrednia reakcja na uroczystości rocznicowe na Westerplatte. Donald Tusk i Platforma przygotowani byli do nich starannie i skutecznie wyzyskali marketingowo to wydarzenie. Obecność najważniejszych polityków regionu, wspólne zdjęcia swobodnie rozmawiającego z Władimirem Putinem Donalda Tuska na sopockim molo, wreszcie dobre, odwołujące się do osobistych historii wielu Polaków, choć też zarazem ugodowe wobec Rosji wystąpienie premiera, mogły się spodobać. Zwłaszcza, że - jak wiedzą specjaliści od marketingu politycznego – wrażenie, obrazek, pozytywne emocje są trwalszym i mocniejszym przekazem, niż przekaz merytoryczny. To dlatego co najmniej niezrozumiany był lider PiS, gdy pytał dzień po uroczystościach po co zaproszono Putina? W powszechnym odbiorze sukcesem było bowiem to, że był i Putin, i Merkel, i że "było ładnie”, a nie to, co mówił Władimir Putin i jak na jego słowa reagowali przedstawiciele polskich władz.
Bo gdyby przyjrzeć się tym uroczystościom nie od strony wizerunkowej, którą i PO, i Donald Tusk wyzyskali w stu procentach, a od strony merytorycznej, to okazałoby się, że to nie Tusk, a Lech Kaczyński powinien zbierać słowa uznania, za to, jak zareagował na przeinaczenia, manipulacje faktami i hipokryzję premiera Rosji. Na to, podczas wystąpień na Westerplatte, nie odważył się przecież premier. I być może zostałoby to dostrzeżone przez opinię publiczną, gdyby nie to, że Jarosław Kaczyński "przykrył” ten efekt podważaniem zasadności zaproszenia Putina do Polski. Choć kwestia zaproszenia premiera Rosji na te uroczystości wcale nie jest, tak jak wmawiają nam politycy PO, bezdyskusyjna. Można było poważnie wątpić w sens tego, czy Polsce faktycznie opłaca się przyzwolić w ten dzień na głoszenie rosyjskiej propagandy, ale lepiej byłoby to zrobić przed, a nie po uroczystościach. Lider PiS dał bowiem doskonały pretekst dla polityków PO i wielu kibicujących im publicystów, by odwrócić uwagę od tego, co właściwie
stało się na Westerplatte i skupić na tym, że lider PiS, jak przekonywał pewien publicysta, „zazdrości premierowi Tuskowi sukcesu”.
Nie po raz pierwszy bracia Kaczyńscy przekonują się na własnej skórze, że dla słupków poparcia mniej liczą się racje, bardziej wrażenie. Spin doktorzy Platformy doskonale zaś z tego mechanizmu zdając sobie sprawę, umieją go świetnie wykorzystać. Informacja o tym, że prezydent na dobę przed przyjazdem Władimira Putina zażądał od premiera odwołania zaproszenia dla premiera Rosji, wpisuje się w ów wyzyskany już marketingowo zabieg, mający udowodnić, że bracia Kaczyńscy po prostu nie nadają się do współpracy i polityki międzynarodowej. Pierwsze dni września pokazały zatem, że mimo mijających miesięcy i lat, zarówno PiS jak i prezydent, wobec sztuczek spin doktorów PO są nie tylko dość bezradni, ale też czasem niechcący im pomagają.
Joanna Lichocka specjalnie dla Wirtualnej Polski